Cisza ciążyła mi w sercu, a tymczasem głośne dźwięki rockowej muzyki, dudniły w moich płucach. Odbijały się od ich ścian wraz z braniem kolejnych oddechów. Oddychałam zachrypniętym wokalem i zadziwiającymi riffami gitarowymi, ale ani to, ani nawet echo perkusji, nie zapełniło pustki w pompującym gorącą krew sercu. Nie zsynchronowało się z podekscytowanymi płucami. Biło cicho, nieśmiało. Jakby było zbyt zmęczone. Kolejny raz zerknęłam na parkiet, odwracając uwagę od tego, co działo się w środku mnie. Niecierpliwość i niepewność nie zniknęły jednak.
Kto by pomyślał, że zebrało się tu tyle osób, rezygnując z klubowej muzyki, na rzecz ostrzejszych, lecz wciąż umożliwiających świetną zabawę dźwięków - przemknęło mi przez głowę. Towarzystwo zdecydowanie różniło się od tego, do którego przywykłam. Nie było tak wyeksponowane i barwne zewnętrznie, lecz kipiało o wiele większą energią, niż ich klubowi przyjaciele. Oczywiście nie mnie było oceniać ani porównywać, jednak przedstawiciele bawiący się przy obecnie puszczanej z głośników muzyce, zrobili na mnie zdecydowanie lepsze pierwsze wrażenie. Biła od nich ciepła i pozytywna energia, której mało kto by się spodziewał. Bo kto mógłby pomyśleć, że właściciele glanów, tatuaży i skórzanych kurtek, są zdolni do kulturalnej zabawy?
Ja tak. Nigdy nie wyciągałam pochopnych wniosków i nie roztaczałam nad grupą wyróżniających się ludzi bezsensownej niechęci, ani wrogości. Uprzedzenia wkładałam do kieszeni, wyjmując je ponownie dopiero po poznaniu danej persony.Poprawiłam kaptur czarnej bluzy bez rękawów, z nadrukiem żółtej emotikonki z wytkniętym językiem, charakterystycznej dla Nirvany. Bluza była już stara, ale jednocześnie należała do tego typu rzeczy, których za żadne skarby nie miało się serca wyrzucić. Odruchowo zerknęłam na zegarek, kolejny już raz w ciągu ostatnich dziesięciu minut, klnąc w myślach, że tym razem to ja musiałam przyjść pierwsza. Nie, żeby klimat, czy muzyka mi nie odpowiadały. Wręcz przeciwnie. Po prostu mijało już dwadzieścia minut odkąd siedziałam w jednym z ogarniętym ciemnością boksów, na obitej czernią kanapie. Tłum wrzeszczących klubowiczów niezmiennie podskakiwał w rytm jednej z bardziej popularnych piosenek Three Days Grace. Podniesione głosy ludzi, na których próbowałam skupić swoją uwagę, jak na złość sprawiały, że denerwowałam się jeszcze bardziej. Stres skutecznie mnie pożerał.
Minęły już dwa miesiące. W oczach zebrały mi się łzy, ale nie dałam im spłynąć. Zamrugałam kilka razy i uspokajam się. Drink, którego zamówiłam powoli się kończył, ale dobrze wiedziałam, że nie zamówię już następnego. Jakby na potwierdzenie tych myśli, poczułam wibrację w kieszeni.
Nie siląc się na sprawdzenie wiadomości, pozostawiłam pustą szklankę po szkockiej z colą i zaczęłam przedzierać się przez zagęszczony zapach silnych perfum, oraz ludzkich ciał, odbijających się sprężyście od parkietu. Zerknęłam na ścianę po drugiej stronie lokalu, szukając znaku mówiącego o kierunku, w którym powinnam się udać. W końcu moje oczy znalazły podświetloną strzałkę z podpisem "Palarnia". Zwilżyłam wargi, przejeżdżając po nich językiem i prawie przebiegłam resztę drogi.
Dudniącym basom wreszcie udało się wprawić moje serce w szybszy ruch. A może to wcale nie basy? Może to opierająca się o chropowatą ścianę znajoma sylwetka?
Uśmiechnęła się na mój widok. Serce przegoniło głośny hałas, bijąc o wiele szybciej niż ręce perkusisty.
Dwa pieprzone miesiące. Jak mogłam tyle wytrzymać?
Idealnie wpasowała się w miejsce, które wybrałyśmy i zanotowałam w pamięci, by ją za to pochwalić. Była jak kameleon. Umiała się dopasować. Przygryzłam wargę, hamując odruch w którym miałam unieść kąciki warg jeszcze wyżej, czyniąc tym samym mój uśmiech jednym z tych przesadzonych. Wciąż stałam w miejscu, opóźniając proces podejścia do kobiety. Chciałam przez chwilę podziwiać jej ciało w całości, z ponad dwóch metrów, które wciąż nas dzieliły.
Na nogach miała ciężkie buty, które jeszcze bardziej wyszczuplały długie nogi, osłonięte obcisłymi spodniami koloru khaki. Od kolan w górę, pięły się rozdarcia, ukazujące odrobinę idealnie opalonej, oliwkowej skóry. Czarny, luźny sweterek dopełniał dzieła, łącznie z mocniejszym niż zazwyczaj makijażem. Wyprostowała też włosy i zauważyłam z radością, że są dłuższe niż ostatnio. Poza tym grzywka... Pasowała jej jak jasna cholera.
W końcu to ona nie wytrzymała, podeszła do mnie krokiem, którego wcześniej nie znałam. Był gwałtowny i zdecydowany, jakby wysokie, ciężkie buty dodawały jej pikanterii nie tylko wizualnie.
-Ja też tęskniłam, ale wyglądasz jakbyś była... głodna? - uniosła brew, lekko przekręcając głowę na bok.
Nie rozumiałam, jak mogła żartować na taki temat.
-Dobrze wiesz, że jestem. - z ledwością przełknęłam ślinę. - Wyglądasz... - przerwałam, mrużąc oczy w zastanowieniu.
-Zabrakło słów? - uraczyła mnie zaczepnym uśmiechem, na który mimowolnie zarumieniłam się. Miałam nadzieję, że nie było tego aż tak widać, w tym słabym świetle.
-Cudownie, prześlicznie, seksownie, idealnie, pięknie... - zaczęłam wyliczać, taksując ją z góry na dół.
-Przestań.
Nawet nie zauważyłam, kiedy podeszła tak blisko, by położyć mi dłonie na biodrach. Pociągnęła mnie w swoją stronę, przez co przylgnęłam do jej ciała.
-Dopiero się rozkręcam. Obłędnie, zmysłowo, kusząco... - zaczęłam szeptać jej na ucho. Ręce dziewczyny oplotły mnie w talii.
-Przysięgam, że za siebie nie ręczę, Lauren. Zbyt długo Cię nie widziałam i nie wiesz, co mam w tej chwili w głowie. - przerwała, zerkając mi w oczy. Wiedziałam, co ma na myśli. Odpuściłam. Mogło to się skończyć źle. Bardzo źle.
-Tak strasznie mi Ciebie brakuje. - szepnęłam, opierając o siebie nasze czoła. Znów wzbierała we mnie frustracja, która pociągała za sobą potok łez. - Kiedy wreszcie będę mogła do Ciebie przyjść? Kiedy będę mogła znowu obok Ciebie zasnąć? Nie mogę spać, brakuje mi kogoś obok.
-Kogoś? - bez ostrzeżenia, jej dłoń wgramoliła mi się pod bluzę. Palce Camili musnęły moją skórę, przez co zadrżałam w jej ramionach.
-C-ciebie. - wyczułam jej truskawkowy błyszczyk. Czy posmakuję go tego wieczora? - Nie powinnyśmy tu stać.
-Dlaczego? - szepnęła, ocierając się swoim policzkiem o mój.