Do you remember? 2/2

233 38 7
                                    

Camila przymknęła oczy, wzięła głęboki wdech, a potem wolną dłonią chwyciła kubek z herbatą. Nie była już tak  gorąca, więc bez problemu wypiła kilka łyków.
-Piętnastoletnia dziewczyna postanowiła wyznać matce, że nie chciałaby mieć chłopaka, że wcale nie wyobraża sobie w przyszłości mieć męża, dzieci. Ufność wobec tej, która sprowadziła ją na świat, okazała się być zgubna. Furia, byłaby niedowiedzeniem, gdyby określić reakcję rodziców. Przez kolejne pół roku ukochana mamusia, własnoręcznie tłumaczyła jej, jakie są normy. Przecież ludzie wyznaczyli je, nie po to by były łamane, a po to by ich przestrzegać. Kiedy matka nie mogła ostatecznie zdziałać nic swoim skórzanym pasem, oraz ostrymi jak brzytwa słowami, za nawrócenie córki wziął się ojciec. Złamał ją. Szybko zdecydowała się wybrukować swoją przyszłą drogę standardami, które wyznaczyli wszyscy prócz niej samej. Zrobiłaby wszystko, byle tylko ojciec nigdy więcej nie miał powodu, by ją dotykać. Nigdy więcej nie chciała słyszeć "To właśnie tak wygląda twoja rola w tym świecie, głupia dziewucho". Zarzekała się, że jej przeszło, że mieli rację i nie jest w stanie patrzeć na kobietę jako obiekt swoich uczuć. Tylko mężczyzna mógł dać jej przyszłość. Minęły miesiące, w ciągu których przyswoiła sobie myśl, że nigdy nie zostanie zaakceptowana, kiedy będzie sobą. Rodzice zareagowali w tak gwałtowny i nieludzki sposób, to co będzie, jeśli dowiedzą się rówieśnicy? Nie, nie mogła do tego dopuścić. Szybko znalazła chłopaka, gdyż urody nigdy nie można było jej odmówić. Większą część wolnego czasu, spędzali albo u niej w domu, albo w towarzystwie znajomych. Każdy musiał zobaczyć, że spełnia oczekiwania społeczeństwa, które - jak wpoili jej rodzice - nie tolerowało tego ohydnego odstępstwa, jakie przejawiała ich córka. W czasie wakacji dziewczyna zorientowała się, że ten którego wybrała, wzbudza w niej jakieś emocje. A wcześniej przekonana była, że żaden mężczyzna nie jest do tego zdolny. Był wyrozumiały, cierpliwy, troskliwy - a tego było jej potrzeba najbardziej. Pozwalała mu na więcej, myślała, że oboje tego chcą. W końcu przyszedł moment, że przyznała przed samą sobą, że on jest jest bliski, choć nie rozumiała jaki to stopnień bliskości. Tak czy inaczej, rodzice byli zachwyceni. Zanim jeszcze przyznała oficjalnie, że go kocha, był już przez nich traktowany jak syn. Dobrze wychowany, przystojny, z bardzo wysokimi ambicjami. Była szczęśliwa, że udało jej się osiągnąć to, co wydawało się być niemożliwe, w jakimś stopniu była szczęśliwa. Potem jednak, znowu została ściągnięta na ziemię. - Camila lekko uniosła głowę, by przenieść spojrzenie ze złączonych dłoni, wprost na zielone oczy. Lauren od razu zrozumiała, że zbliża się ta część historii. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu, odczuwając tak wiele emocji na raz - złość, żal, smutek, a z drugiej strony troskę i pierwiastek miłości, który zawsze zarezerwowany był dla Cabello. Nawet po tylu latach. Nawet jeśli starsza złamała jej nastoletnie serce.
Kiedy Camila opowiadała to z perspektywy narratora, Jauregui faktycznie czuła, jakby oglądała czarno biały film, który klatka po klatce tworzył się w jej wyobraźni.

-Nowy semestr drugiego roku szkoły średniej nie zapowiadał niczego nowego. Dziewczyna radziła sobie znakomicie. Rodzice, a przede wszystkim chłopak, potrafili zmotywować ją do nauki. Para często przesiadywała w salonie, z otwartymi książkami, zamiast na randki, poświęcając czas wspólnej nauce. Średnia ocen pozostać więc miała taka, jaką sobie wymarzyła. Przecież jako przyszły lekarz, musiała podchodzić do nauki odpowiedzialnie. Potem nadszedł dzień, w którym dowiedziała się, że na profilu artystycznym pierwszej klasy znalazła się nowa uczennica. W pierwszej chwili, nie miało to żadnego znaczenia. Dziewczyna może nawet nie zwróciłaby na nią uwagi, gdyby jej dobra koleżanka, nie uczęszczała z Nową do klasy.
-Normani Kordei. - Lauren z ledwością się odezwała, przypominając sobie nazwisko. Miała wtedy z czarnoskórą, piękną kobietą bardzo dobry kontakt. Camila twierdząco kiwnęła głową.
-"Toż to anioł, nie dziewczyna", "Czy ty widziałaś jej oczy?!", "Taka jest cichutka i nieśmiała, cieszę się, że ze mną rozmawia." Ciągle to słyszała, jednak osobiście nigdy nie dane jej było spotkać tej, którą tak chwalono. Przynajmniej do chwili, w której nie zauważyła Normani, dumnie kroczącej szkolnym korytarzem, z ciemnowłosą dziewczyną u boku. Podeszły do niej. "Hej, jestem Lauren.", powiedziała i uśmiechnęła się tak, że nogi się pod człowiekiem uginały. Dziewczyna wiedziała, że te zielone oczy zawsze pozostaną w jej głowie. Będzie do nich wracać w samotności. 
-Stałaś tam niewzruszona. - wypaliła, jakby starając się przekonać Camilę, że to co mówi, nie sprowadza się do niczego ponad zakończenie jej miłości w dodatku w brutalny sposób, którego nigdy by się nie spodziewała po tak uroczej osobie. 
-Ty również. - na ustach kobiety pojawił się grymas. - Jednak obie wiemy, co było później, Lauren.
-Tak. Wiem, że Cię kochałam. - zawahała się używając czasu przeszłego. Miała nadzieję, że nie było jednak tego tak bardzo słychać. - A ty bawiłaś się, kosztem moim, a nawet tego twojego chodzącego ideału. Nie ważne jak bardzo go nie lubiłam, zwodziłaś i mnie i jego. - w końcu była gotowa, by dodać do swojej wypowiedzi nieco jadu. Jedenaście lat wszystko w sobie trzymała, był to wystarczający okres czasu, by chłodno podejść do sytuacji i przestać zadręczać się reakcją Camili. Teraz kiedy Lauren miała pewność, że została rozpoznana, przestała się bać. Zostało tylko rozczarowanie i gorycz.
-Nie rozumiesz, prawda? - Cabello parsknęła ironicznie i ścisnęła mocniej dłoń, w której znajdowała się ta o jaśniejszej karnacji. - Po tym co właśnie ci powiedziałam.
-Oświeć mnie, bo wciąż nie rozumiem.
-Wyśmiałam Cię przy wszystkich ludziach, którzy byli na korytarzu. Zrobiłam to z tego samego powodu, dla którego wbiłam sobie do głowy, że kocham Matta. Uciekałam. Uciekałam w ten świat, w którym łatwiej było żyć. W którym kochali mnie rodzice, w którym mogłam być żoną, mieć dzieci, być kimś. 
-Egoistka. - Lauren wyrwała swoją dłoń i oparła się o krzesło. Nie była w stanie słuchać tych bredni. Dawne uczucia wracały i słowa które właśnie wypowiedziała Kubańska piękność, znowu zabolały.
-Wiem co Ci zrobiłam. - nie trzeba było na nią patrzeć, bo dało się usłyszeć, że znowu płacze. - Po roku dawania ci tych wszystkich sygnałów, po godzinach spędzonych na rozmowach, spotykaniu się potajemnie w sali między sztalugami, zrobiłam świństwo, którego wiem, że nie jesteś w stanie zrozumieć.
-Racja, nie jestem. - odparła chłodno, wciąż nie zamierzając ustępować.
-Zrobiłam to wszystko, bo Cię kochałam. - szepnęła, kładąc dłoń na kolanie Lauren. Młodsza zmarszczyła brwi.
-Nie mogłaś mnie kochać... - chciała dodać coś, lecz głos uwiązł jej w gardle. Wyobraziła sobie Camilę, która leżąc przyciśnięta do kanapy, zagryza wargi, żeby tylko nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Z pod jej mocno zaciśniętych powiek, wypływają łzy. Widziała ciemną sylwetkę, która jest powodem jej bólu. Nagle cała ta sytuacja ją przytłoczyła. Umiałabym kogoś kochać po czymś takim? Umiałabym postąpić inaczej niż Camila? - myślała. Zaczęła przypominać sobie wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę, ojca, męża... Gwałciciela. Zacisnęła zęby.
-Pamiętasz ten dzień w pracowni? Malowałaś do późna. Nie zdawałaś sobie sprawy, że stoję przy ścianie, za twoimi plecami i zerkam na to, jak nerwowo stukasz butem o ziemię, jak w ten sam perfekcyjny sposób rozciągasz farbę na płótnie. Stałam i chłonęłam ruchy twoich dłoni. - Camila przymknęła powieki i nie otwierała ich przez dłuższy czas. Może pomagało jej się to uspokoić. A może wracała wspomnieniami do tego momentu, wyobrażając sobie jak znowu spędzają czas w sali szkolnej po godzinach? - Czasami zamyślałaś się, patrząc na to co zostało już uwiecznione.
Zastanawiałam się, czy próbujesz sobie zwizualizować kolejne kroki, czy zaraz wstaniesz i rzucisz obraz na miejsce tych nieudanych. Kiedyś z tego cmentarzyska ukradłam skończony, lecz twoim zdaniem niewystarczająco dobry malunek. Wciąż mam na strychu "Symfonię smaków". Tak to nazwałam, bo patrząc na ten ogród, miałam ochotę wyciągnąć dłoń i zerwać któryś z kuszących owoców. Tak czy siak, tamtego wieczora, po ponad godzinie przyglądania się twojej pracy, w końcu podeszłam.

One Shots || CamrenPL⚢Where stories live. Discover now