#3

15 7 0
                                    

Obudziłam się rano z bólem głowy.
-Gdzie jestem? - powiedziałam jagby sama do siebie łapiąc się za głowę.
Otwarłam powoli oczy, lecz szybko je zamknelam gdyż oślepiło mnie światło słoneczne.
-W moim domu Abi. - odpowiedzial jakiś glos całkiem podobny do Brooke.
Otwarłam oczy i ujrzalam różowe ściany i twarz Brooke pochylajaca się nade mną.
-Co ja tu robię? - zapytałam podnosząc się na łokciach.
-Hm...niech pomyśle spalas tu od piątku...jest niedziela. - powiedziała próbując opanować smiech.
-Zartujesz?! - wykrzyknelam, wstałam i ubralam się najszybciej jak bylo to możliwe.
-Nie, zobacz na kalendarz. - usmiechnela się Brooke.
Wzdychnelam i popatrzylam na kalendarz.
-Jutro są urodziny Madison!!?? - krzyknelam z przestrachem. - Jeszcze nic nie kupilam!
-Tak jagby - usmiechnela się Brooke. - Idziemy z Harveyem, Amber, Calebem i z...
-Nie - przerwalam jej i powtórzyłam. - Nie, nigdzie nie ide.
Brooke popatrzyła sie na mnie dziwnym wzrokiem.
-Co ci? Od piątku Caleb dziwnie się zachowuje a ty plakalas...teraz jak wspomne jego imię to ty od razu tak źle reagujesz.
Nie odpowiedzialam, popatrzylam tylko przez okno i zapytalam zmieniajac temat:
-Która godzina?
-Trzynasta - odrzekła zrezygnowana.

(...)

Wyszlysmy juz z chyba dwudziestego sklepu w galerii.
-Chyba nic tu nie kupimy - oklaplam poddenerwowana na ławkę.
Brooke tylko westchnela.
-Patrz, Harvey...co on tu robi? - zaśmiałam się na widok chłopaka lecz mina mi zrzedła gdy zaraz za nim ze sklepu wyszedł Caleb. - Idziemy. - powiedzialam do Brooke.
-Ej chlopcy! - krzyknęła i zwróciła się zaraz do mnie. - nie możecie się wiecznie klocic, w końcu jesteśmy przyjaciółmi.
Chłopacy niepewnie podeszli, choć widać bylo ze Caleb bardziej niechętnie.
-Hejka - oddawała się Brooke.
-Hej, co tam? Czemu nie poszlyscie z nami. - zapytał.
-Em... - Brooke spojrzala na mnie. - Eee...no ten...bo Abi późno wstała i stwierdzila ze nie ma na jutro prezentu dla Madison.
-A...okej - skierował wzrok na Caleba.
Brooke kiwnela lekko głową.
-A ty nie z Amber?
-Nie, wiesz co... ona jest z Mad a my z Calebem przyslismy po prezent. Co wy tak - spojrzał na mnie. - cicho?? Nie odezwiecie się? - przeniósł wzrok na Caleba.
Wzruszylam ramionami i powiedziałam:
-Nie mamy za bardzo o czym rozmawiać. - wbilam wzrok w czubki swoich butów, zauwazylam ze dosyć czesto to robię.
Zauwazylam katem oka ze Caleb kiwnal głową i poszedł do sklepu, bodajże Gucci, i wtedy odezwał się Harvey.
-Ej Abigail powiesz mi dokładnie co się wydarzyło? Caleb nie chciał mi nic powiedziec...możesz mi zaufać. - złapał mnie za podbródek i uniósł głowę tak ze spojrzalam mu się gleboko w oczy.
-N-nie moge. - czułam ze do oczu napływają mi łzy.
-Ej - pościł moj podbródek i schował ręce do kieszeni. - No dobra nie wyciągam od ciebie już nic, ale nie placz. - Objął mnie ramieniem.
-Harvey! - zawołał Caleb ze sklepu. - Pomoglbys mi może?!
Harvey pożegnał się ze mną salutujac, a ja tylko zasmialam się lekko gdy odchodzil do sklepu dziarskim krokiem.
-To co Abi?? Co w koncu kupujesz? - zapytała Brooke wyrywając mnie z zamyślenia.

(...)

Następnego dnia gdy wstałam w moim domu była niepokojąca cisza.
Moja mama prawdopodobnie była jeszcze w pracy. Zrobiłam sobie tosty, zjadlam, spakowalam sie i wyszlam. W drodze do szkoły obmyslalam plan jak pogodzić się z Calebem, czulam cos do niego i traktowalam go jak kogos wiecej niż przyjaciela, ale...ale nie byłam gotowa na związek. Jeszcze nie teraz.
Z zamyślenia wyrwała mnie ręka ktora spoczęła na moim ramieniu.
-Dzie je tw-twoja matka.
Odwróciłam się wystraszona.
-Proszę?
-Twoja ma-mat... - przewrocil się na chodnik.
-Cholera - wyciagnelam telefon z kieszeni i zadzwoniłam na pogotowie.

-Pogotowie ratunkowe w Paryżu w czym mogę pomóc? - odezwał się glos w słuchawce.
-Dzień dobry nazywam się Abigail Dê Santè i na chodniku zaczepił mnie jakiś mężczyzna który teraz zemdlał, nie znam go. - pochyliłam się aby zbadać puls. - Puls w normie, ale... - zauważyłam niebieska bransoletkę na prawym nadgarstku. - ...jest cukrzykiem, ma bransoletkę, przed zemdleniem zachowywal się jagby byl pijany.
-Cukrzykow czesto mozna pomylic z alkoholikami, gdyz jesli maja niedobor cukru ich mozg i cialo pracuja inaczej, jesli poszkodowany sie obudzi prosilabym o podanie cukru w jakiejkolwiek postaci, okej? Czy mężczyzna oddycha? - zapytała kobieta, która przyjmowała zgłoszenie.
-Dobrze, tak oddycha, ale nie równomiernie - odpowiedzialam pochylajac się nad mężczyzna.

Po 10minutach

Po mezczyzne przyjechała karetka a ja pobieglam do szkoły, bo byłam juz lekko spóźniona. Wbieglam do sali.
-Dzień dobry przepraszam za spóźnienie madame, ale miałam mały incydent w drodze do szkoły.
-Dzień dobry Abigail, co masz na swoje wytłumaczenie. - odparła jak zawsze surowo madame Buttèe. (czyt. Butie)
Zaczelam tłumaczyć całe zajście, ciągle czulam na sobie wzrok całej klasy, tylko nie Caleba. Zrobiło mi się przykro, skonczylam opowiadać. Madame nakazała mi usiąść. Lekcja była kontynuowana a ja napisalam do Caleba:

ME: Caleb możemy pogadac? Nie chce żebyśmy byli w takich relacjach, źle mi z tym :<

Slyszalam jak wibruje mu telefon, zignorował to.

30minut później

Wyszlam z klasy jako pierwsza, chciałam złapać Caleba.

-Hej poczekaj. - złapałam go za ramie.
Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym goryczy i smutku.

Jak potoczy się rozmowa Caleba i naszej głównej bohaterki? Czy w książce pojawi się nowa para?

Przepraszam, ze początki tego rozdziału były nudne, nie miałam weny twórczej, mam nadzieje ze nie zrazicie się, postaram się wprowadzić trochę więcej zwrotów akcji :*

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 07, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Na zawsze.❤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz