~2~

32 7 2
                                    

Obudził go koszmarny ból pleców. Coś czuł, ze jeszcze nie raz i z pewnością nie dwa obudzi go ból każdej części ciała.

Podniósł się do siadu i przeleciał wzrokiem po wszystkich osobach.  Jedyną osobą, która nie spała, był Phoenix. Westchnął ciężko i wstał z miejsca, kierując się do kuchni. Chciał jeszcze raz sprawdzić, czy aby na pewno nie przeoczyli niczego wczorajszego dnia.

Nie lubił siedzieć w jednym miejscu, było to dla niego trochę... Męczące. Tym bardziej, że nawet nie miał z kim porozmawiać. Gdyby miał, to jeszcze. Nie mógł uwierzyć w to, że został tutaj zamknięty z praktycznie obcymi mu ludźmi.

Całkiem nie wiedział kim oni są i do czego są zdolni. Przecież w każdym momencie każdy z nich może go zabić nawet gołym rękami. Nie czuł się tu bezpiecznie, ale musieli się trzymać razem. Postanowił więc robić dobrą minę do złej gry i nie dać po sobie poznać niczego.

Z zamyśleń wyrwał go głos chłopaka.

- Coś nie tak? - zapytał, a na jego głos, Noah aż podskoczył. Nie spodziewał się tego, że Stone pójdzie za nim do pomieszczenia.

- Nie, dlaczego? - odpowiedział pytaniem na pytanie bruneta i odwrócił się twarzą do niego. 

- Cóż. Stoisz opierając się o ten stół i patrząc w ścianę od dobrych kilku minut - wzruszył ramionami, a on automatycznie lekko się zarumienił. Nawet nie wiedział czemu. Nie zawsze jest przyłapywany na tym, jak rozmyśla nad życiem, a to nie był do tego odpowiedni moment. Zdecydowanie.

- Nie, wszystko okej - powiedział, po czym uśmiechnął się słabo - Nie chciałem po prostu tak bezczynnie siedzieć, więc przyszedłem tutaj - powiedział z łatwością. Nie było to kłamstwo, dlatego nie było mu trudno mówić. Niemal każdy wiedział, że on nie umie kłamać.

- O czym myślałeś? - zapytał, jakby nie miał nic ciekawszego do roboty. Niby w sumie nic złego, że się o to pyta, ale czy to nie jest jego prywatna sorawa? Poniekąd z pewnością.

- Nic ważnego - mruknął, wzruszając ramionami, a jego lewa powieka zadrżała. Zawsze drżała, kiedy blondyn kłamał, ale Stone jeszcze o tym nie wiedział. I lepiej.

- Rozumiem - pokiwał głową - Boisz się? - zapytał już trochę ciszej, a on, zgodnie z prawdą, skinął mu głową - Nic dziwnego - westchnął cicho - Nikt z nas nie wie, co ma się wydarzyć. Miejmy nadzieję, że nic nam nie zrobią - powiedział cicho, podchodząc do stołu i posiadając na nim, machając nogami.

- Mam nadzieję - szepnął i również usiadł na meblu, również wymachując stopami.

Oboje milczeli. Jeden z nich wpatrywał się we własne stopy, a drugi martwo i bez wyrazu obserwował ścianę naprzeciw nich. Ich oczy przyzwyczaiły się już do wszechobecnej ciemności i bez problemu mogli zobaczyć większe szczegóły, takie jak lekko zgrzybiałe przez wilgoć ściany przy łączeniu z sufitem i poobdzierane z farby ściany. Większość z nich nie była w ogóle pokryta farbą, co nadawało temu miejscu przerażający posmak. Bał się. Bardzo. Nie chciał jednak tego pokazywać, mimo że nie było to najprostsze zadanie. Ale z pewnością najprostsze z tych, które czekają ich w tym miejscu.

- O czym znów tak myślisz? - poczuł lekkie szturchnięcie na łydce, spowodowane stopą chłopaka, a dopiero po tym dotarły do niego jego słowa.

- O tym miejscu - westchnął cicho, odchylając mocno głowę do tyłu - O tym, co nas tu czeka, ale... W sumie nic - zakończył cicho. Chłopak na jego szczęście nie drążył tematu dalej.

- Nie przeszkadzam wam? - oboje odwrócili głowę w stronę pogardliwego głosu. Przyjemną ciszę zakłócił im Zack.

Westchnął cicho i pokręcił głową. Chłopak od początku nie wydawał mu się skory do współpracy, toteż nie zdziwiłby się, gdyby ten chciał udupić ich wszystkich.

Nim się spostrzegł, ten opuścił kuchnię.

- Nie wierzę, że to wszystko ma się zacząć już jutro... To tak blisko, a jednocześnie tak daleko - usłyszał cichy szept bruneta.

- Masz rację. Lepiej chodźmy spać. Nie wiemy, co będzie rozpoczęciem tego wszystkiego - westchnął i zszedł z blatu. Totalnie nie chciał, by jutrzejszy dzień nadchodził, ale to z pewnością było nieuniknione.

Stone jedynie skinął głową i razem weszli do głównego pokoju. Oboje rozeszli się na swoje koce i już więcej nikt się nie odezwał, mimo że cisza wcale nie była komfortowa.

Wszyscy przewracali się z boku na bok, rozmyślając o tym, co ma być następnego dnia. Tak bardzo nie doceniali wcześniejszego życia, a teraz każdy z nich może je prawdopodobnie utracić.

Każdy chciał zasnąć i nigdy się nie obudzić, jednak to jeszcze nie był ten moment...

~*~*~

- Dzień dobry moi kochani! Mam nadzieję, że was obudziłam - obudził go donośny głos jakiejś kobiety, przez który w ułamku sekundy zerwał się do siadu. Było w nim słychać zbyt dużo entuzjazmu, co martwiło całą grupę - Przed wami pierwsze zadanie! Za dokładnie dziesięć minut otworzą się drzwi od waszego pomieszczenia. Wyjdziecie przez nie i będziecie podążać korytarzem, aż do ósmych drzwi na lewo. Tam będzie czekało na was pierwsze zadanie. Teraz lepiej się przygotujcie, bo nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć! - zakończyła piskliwie, a do ich uszu dotarł dźwięk wyłączania mikrofonu.

Każdy z nich zaczął się mozolnie podnosić, aż każdy był gotowy.

- Więc kto idzie pierwszy? - odezwała się w końcu Madeline. Jedna z dziewczyn, której imienia wciąż nie przyszło im poznać, stała pod ściana, wgapiając się w swoje buty i nie odzywała się ani połową słowa.

- Ja - odezwał się w końcu Fletcher. Nie wiedział, czy robił to po to, by pokazać im swoją wyższość nad innymi, czy może chciał im zaimponować, czy jednak jego intencje były całkiem inne.

Ustawili się w mniej więcej zwartej grupie, z Zackiem na czele. Zaczął odliczać sekundy. Jeden... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć... Sześć... Siedem... Szczęk otwieranych drzwi. Na ten dźwięk wzdłuż jego kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

Fletcher drżącą ręką sięgnął do klamki i odechnąwszy głośno, otworzył drzwi, a mały nabój trafił trzydzieści centymetrów przed jego stopami.

- Cholera! - przeklnął dość głośno brunet, cofając się kilka kroków w tył, co rozbiło ich zwartą grupę. Chwila nieuwagi - przez grupę przeszyła się ogromna ilość naboi. Parę osób zaczęło panikować, reszta zachowała zimną krew.

- Ktoś jest ranny? - zapytała w końcu Parker. Na całe szczęście, ofiar nie ponieśli. Zamiast zebrania się w dziesięć minut, zebrali się w piętnaście. Mogli mieć tylko nadzieję, że kobieta nie będzie miała im tego za złe po tym, jak wywołała wśród nich panikę.

Znów ruszyli zwartą grupą naprzód. Liczyli każde osobne drzwi, by nie pomylić się choćby o jedne. W końcu stanęli przed nimi. Nad dużymi, stalowymi drzwiami zapalała się i gasła czerwona dioda.

W pewnym momencie ponownie usłyszeli głos kobiety, który miał zwiastować ich pierwsze zadanie.

Każdy z nich z pewnego rodzaju ciekawością czekał na to, co miało się wydarzyć, ale równocześnie okropnie się tego bali.

W słowa kobiety jednak nikt z nich nie mógł uwierzyć. Pierwsze zadanie było dla nich zbyt trudne jak na początek. Mieli nadzieję, że to tylko pomyłka, jednak nadzieja złudną była.

---------------

Postanowiłam, że rozdziały będą raz w tygodniu, jakoś piątek-sobota.

A więc jakie dostali zadanie dowiecie się za tydzień i elo.

Generalnie czuję się źle, ale i tak wiem, że każdy ma to gdzieś, więc ja się może już pożegnam i pa, czy coś.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 12, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Run Of LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz