Eleven leżał na łóżku w swoim pokoju, wpatrując się bezmyślnie w sufit. Od blisko dwóch godzin zastanawiał się, co mógłby robić, jednak nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Jednocześnie pragnął przerwy od życia, a z drugiej strony musiał dbać o kanał, skoro już postanowił udawać rzetelnego youtubera. Mimo wszystko brakowało mu energii, a skoro nawet muzyka przestała działać, padł na materac, poddając się zupełnie. W momencie, w którym był bliski zapadnięcia w sen, zadzwonił telefon. Mateusz mruknął z niezadowoleniem, wyciągnął rękę, podnosząc urządzenie ze stolika i odebrał.
- Cześć stary, jesteś zajęty w weekend? - usłyszał w słuchawce dobrze znany mu głos Wezy.
- Nie, a co?
- Organizuję małą schadzkę i chciałem, żebyś wpadł. Będzie też Neskot, Disu, Alien i Naruciak. Planowałem zbiorową grę we fnaf'a na oculusie, będzie śmiesznie.
- Spoko, jak będziesz miał gdzie przenocować całą tę bandę, nie ma problemu.
Dogadali jeszcze szczegóły, po czym Elek pożegnał się z przyjacielem. Teraz już miał plany, co prawda stosunkowo dalekosiężne, bo dopiero na sobotę, ale lepsze to niż nic. Wrócił do leżenia i rozmyślania o wszystkim i niczym. Zapowiada się długi tydzień.
***
W sobotę punktualnie o czternastej niebieskooki blondyn zapukał do mieszkania przyjaciela. Weza otworzył drzwi chwilę później, wpuszczając chłopaka z bandamką do środka. Elek zostawił w przedpokoju plecak, po czym ruszył do salonu, gdzie przywitały go cztery rozbawione głosy. Czyli przybył ostatni, cóż, zdarza się. Wzruszył ramionami sam do siebie, po czym podszedł do chłopaków, żeby się przywitać. Uścisnął dłoń każdemu po kolei, uśmiechając się przyjaźnie. Dołączył do niezobowiązującej rozmowy o pierdołach, podczas gdy gospodarz wkroczył do pokoju z tacką pełną szklanek z herbatą. Siedzieli, rozmawiając prawie do ósmej wieczorem, kiedy to przypomniało im się, po co właściwie się tutaj zebrali. Głos zabrał gospodarz.
- Więc tak, mam nadzieję, że każdy ma ogarnięty sprzęt. Mamy challenge, gramy we fnaf'a, nie wiem tylko którego, ale to mało ważne, ogarnie się. Kto da się zabić, zjada plaster cytrynki, a kto wyląduje na podłodze, zjada dwa. Wszystko jasne? Oczywiście zostanie to uwiecznione na filmie - Weza wyszczerzył się, patrząc na minę blondwłosego przyjaciela.
- Jasne, ale naprawdę musi być cytryna? Nie możemy sobie tego darować? - Mateusz naprawdę bardzo chciał tego uniknąć. Niby radzi sobie z graniem, ale każdemu zdarza się przegrać.
- Nie - odparł twardo Weza - Ale pomyśl, czego się nie robi dla widzów? - zachichotał - Szykujcie się i zaczynamy.
Chłopacy skinęli głowami i rozpoczęli ogarnianie sprzętu. Po kilkunastu minutach wszyscy byli gotowi do trójwymiarowej rozgrywki. Uruchomili gry i nałożyli okulary. Elek zrobił to na końcu, przez chwilę przyglądając się reszcie. Cytryna, na samą myśl się skrzywił. Zdziwiło go trochę, że nikt się nie odzywał ani nawet nie ruszał, byli jakby zmrożeni. Nie przejął się jednak dostatecznie, żeby zacząć cokolwiek podejrzewać. Poprawił bandamkę, po czym także nałożył okulary. Na chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami, po czym błysnęło oślepiające światło, przez które zacisnął powieki. Gdy otworzył oczy, ujrzał biuro łudząco podobne do tego, w którym często rozgrywał Custom Night. Kolorowe lampki, telewizory, nawet Candy Cadette stał w rogu, pobłyskując co jakiś czas lub ruszając głową. Jednak to, co go zaniepokoiło, to fakt, że widział całe swoje ciało. No i oczywiście resztę chłopaków.
- Czy ktoś jest w stanie wyjaśnić mi w miarę sensownie, co się tu dzieje? - zapytał Adam w kierunku reszty.
- Komentujesz paradokumenty, po co ci sensowność? - zażartował Alien, jednak po chwili spoważniał - A tak serio, Weza, czy ty robisz nam jakiś prank?
- Nie - zapytany odparł słabym głosem.
- Czyli czekajcie, autentycznie jesteśmy w biurze z Ultimate Custom Night? - tym razem odezwał się Disowskyy.
- Na to wychodzi - Neskot wzruszył ramionami.
Mateusz natomiast tylko przyglądał się wszystkiemu z zaciekawieniem. Owszem, może powinien się martwić, ale był zbyt zafascynowany faktem, że widzi to wszystko na żywo. Scott Cawthon może być zazdrosny. Blondyn podszedł powoli do każdych drzwi, dokładnie przyglądając się guzikom. Obejrzał dokładnie telewizorki i różne rupiecie, walające się na półkach i podłodze. Znalazł kilka figurek animatroników i starego pluszaka Freddiego. Lekko pacnął go w nos i z dziecięcą niemal radością zrobił to jeszcze kilka razy, gdy okazało się, że zabawka wydaje dźwięk, jak w oryginalnej grze. Sprawdził również zegarek, który znalazł na szafce. Dochodziła dopiero dziesiąta. Mieli jeszcze dwie godziny na myślenie o zaistniałej sytuacji. W międzyczasie Weza zdążył wpełznąć pod stół i zakryć dłońmi oczy, mamrocząc coś pod nosem.
- Co tam szepczesz? - zwrócił się blondyn do przyjaciela.
- Kurwa! - krzyknął Weza, po czym dodał ciszej - Over - co spotkało się z parsknięciem ze strony Jedynastka.
Podczas gdy pozostali byli zajęci gorączkową rozmową, blondyn dokładnie przeszukał biurko w poszukiwaniu wskazówek. Znalazł je, wedle oczekiwań, niestety zdobyte informacje nie napawały go optymizmem. Krzyknął półtonem, żeby zwrócić uwagę reszty.
- Chłopaki, znalazłem jakiś list - rzekł, machając świstkiem trzymanym w dłoni - Jest tak, będzie sześć nocy, animatrony będą losowe, ale będą pojawiały się podpowiedzi, z kim aktualnie się mierzymy. Jeśli coś wlezie do biura, zabije tylko jednego, po czym sobie pójdzie. Ten sam animatron może zabić następnego z nas dopiero po ponownym dostaniu się do pokoju. Najgorsze jest to, że ktoś zwraca się personalnie, słuchajcie. Witajcie w mojej małej grze. Wypuszczę was, nie martwcie się, ale czekanie zajmie wam trochę czasu. Zacznijcie się lepiej żegnać już teraz. Sam jestem ciekaw, czy komuś uda się przetrwać. Powodzenia chłopcy, może nawet was odwiedzę. To tyle.
- Dobra - odezwał się Weza, wyłażąc spod stołu - Eleven, jesteś szefem. Ograłeś całego fnaf'a, w cholerę gier fnafopodobnych i chyba jako jedyny przeszedłeś 50/20. Nie wiem jak wy - obrzucił spojrzeniem resztę - ale ja myślę, że nadajesz się najbardziej.
- Dobra, zaraz będą dzwony. Czekajcie, jest rozpiska. Dzisiaj będzie Springtrup, Kukiełka, cały gang z szybów grzewczych, Afton, Fredziaczki, Helpy, trochę reklam, Baby moja kochana i na dodatek człowiek-chodzący-wkurw, domyślcie się o kogo chodzi. Nie powinno być źle, jakoś ogarniemy. Za dwie minuty północ, lepiej się szykujmy. A tak w ogóle, to coś za szybko leci ten czas.
Chłopcy nie odezwali się, wpatrując bez słowa w niebieskookiego blondyna w bandamce. Ten nieogarnięty człowiek, któremu ciężko się wyrobić nawet z nagrywaniem, był ich jedyną nadzieją na przetrwanie. Usłyszeli lekkie szmery w wentylacji i wszyscy jednocześnie pomyśleli dokładnie to samo: jesteśmy w dupie.
~~~
Nah, nudzi mi się. Opko będzie raczej krótkie, planuję zabić wszystkich poza Elevenem (ale żeby nie było, że go faworyzuję czy coś), a dalej się zobaczy. Może jego też uśmiercę, albo kogoś oszczędzę, jeszcze nie wiem. To nie jest fabularne, tylko napisane z nudów i potrzeby przerobienia kogoś na mielonkę.
Pozdrowionka ^^
CZYTASZ
Wesoła kompania vs robotyczny gang
FanfictionEleven dostaje telefon od Wezy, który organizuje małe spotkanie z kilkoma innymi chłopakami. Rozpoczyna się gra, kto da się zabić, zjada cytrynkę. Kto mógł przewidzieć, że wyzwanie będzie toczyło się o większą wagę, niż tylko skwaszone miny? Oni naj...