9. Przerzuć mnie

382 41 2
                                    

- Cholera, no nie wiem - westchnął Mateusz - Może lepiej będzie jak przerzucisz mnie bezpośrednio? Potencjalnie mniejsze szanse, że załamię się nerwowo - wzruszył ramionami.

- Polemizowałbym, ale jak chcesz - odparł obojętnie Scott - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.

Po tym Cawthon skłonił się teatralnie, uśmiechając się szyderczo w stronę Elevena. Już w tamtym momencie blondyn poczuł się bardzo dziwnie, jakby właśnie ta decyzja miała zniszczyć jego życie. Nie miał pojęcia, czym mogło być spowodowane owo uczucie, ale z sekundy na sekundę coraz bardziej się nasilało. Obraz został zupełnie zastąpiony przez wszechobecną czerń. Mimo że chłopak nie widział zupełnie nic realnego, przed oczami ciągle miał uśmiech Scott'a. A dobrze to na pewno nie wróżyło. Jeszcze nie wiedział co, ale był przekonany, że coś się zepsuje. Było to dla niego bardziej niż pewne. Wstrzymał oddech, bojąc się tego, co zastanie w domu. Przeczuwał przeniesienie do mieszkania Wezy, w końcu stamtąd zostali zabrani.

Po kilku sekundach ogarniającej ciszy i ciemności, Elek wylądował w mieszkaniu ciemnowłosego przyjaciela. Stwierdzenie dosyć dosłowne, ponieważ przez ułamek sekundy czuł, że spada, a potem całe jego ciało zaliczyło dość bolesne spotkanie z podłogą. Wstał z ociąganiem, czując pulsujący ból w łydce. Przestraszył się nie na żarty, a gdy spojrzał w dół, jego źrenice aż się rozszerzyły. Jego noga wciąż była obwiązana bandamką, na której widniały wyraźne, brunatne ślady.

- O cholera - szepnął sam do siebie, po czym krzyknął na cały głos - Weza!!! Chłopaki, jesteście?!

Odpowiedzi nie uzyskał. Dopiero teraz zauważył, że znajduje się w kuchni. Najszybciej jak mógł, w związku ze zranioną nogą, poszedł do salonu. Nie musiał przestępować progu, żeby móc zajrzeć do wnętrza pokoju. A na sam ten widok jego wnętrze zapragnęło wolności. Odwrócił wzrok, czując, że ma już łzy w oczach. Przecież to miało się skończyć... Niepewnie obrócił się z powrotem i przestąpił próg pomieszczenia, podchodząc do Neskota, czy raczej do tego, co z rudzielca zostało. Spotkanie z Chicką musiało być nieciekawe, delikatnie rzecz ujmując. Elek bezradnie rozejrzał się wokół. Nie lubił nie móc nic zrobić, a w tym przypadku dokładnie tak było. Stracił ich na dobre. Przysiadł na podłodze obok ciała Wezy i spojrzał na twarz przyjaciela. Wtedy coś w nim pękło i zwyczajnie się rozpłakał. Nie chciał, żeby tak się to skończyło, ale skąd mógł wiedzieć? Ani się obejrzał a cała sytuacja tak go wyczerpała, że po prostu zasnął, upadając na dywan.

***

- Dobra chłopaki, bierzcie go. Tylko ostrożnie, widzicie w jakim jest stanie, nie chcę, żeby mi tu zszedł - głos był dla Mateusza zupełnie obcy.

Chłopak poczuł, że ktoś bierze go pod ramiona i podnosi do góry. Otworzył oczy bardzo powoli i mruknął pod nosem coś niezrozumiałego.

- Spokojnie młody, zaraz cię zabierzemy - odezwał się inny głos - Ej, weźcie go za nogi, trzeba go wynieść, karetka już przyjechała.

Zanim został przeniesiony do wspomnianego pojazdu, odzyskał świadomość zupełnie. Wokół byli policjanci, i to nawet niemało. Jeden z nich rozmawiał na zewnątrz z sanitariuszami, a potem ci pomogli w przetransportowaniu go do karetki. Po chwili obok łóżka pojawił się jeden z mundurowych, dość wysoki i postawny, z czarnymi włosami i brązowymi oczami. Wyciągnął z kieszeni nieduży notes i długopis, po czym spojrzał na leżącego chłopaka.

- Pozwolili mi z tobą porozmawiać. Możesz usiąść? Byłoby nam łatwiej i wygodniej prowadzić rozmowę - odezwał się całkiem przyjaźnie.

- Tak, jasne - odparł Elek i z grymasem zmienił pozycję na siedzącą, bolało go całe ciało, nie tylko zraniona łydka.

- Mateusz Gajewski? - blondyn skinął głową - Dobrze, więc teraz, czy możesz opisać, co się tam stało? Zadzwoniła po nas sąsiadka, bo słyszała jakieś krzyki. Pamiętasz coś? Cokolwiek?

- No... nie bardzo - Elek chciał kłamać, że nic, ale wiedział, że policjant się zorientuje i jeszcze wsadzą go za utrudnianie śledztwa, więc postanowił trochę nazmyślać - Siedzieliśmy z chłopakami, grając w grę z okularami optycznymi. Usłyszałem hałasy, więc zdjąłem moje gogle. W mieszkaniu był jakiś facet. Rzucił się na mnie, ale zrobiłem unik, musiał wtedy mnie zranić. Pobiegłem do kuchni, żeby znaleźć jakiś nóż, tak na wszelki wypadek, ale gość już się nie pojawił. Gdy wróciłem do salonu, nie było go, a moi przyjaciele leżeli jak leżą - blondyn spuścił głowę, mając nadzieję, że wypadł w miarę wiarygodnie.

- A ten facet, pamiętasz jak był ubrany? Jego twarz? Ile mógł mieć lat?

- Miał na sobie brązowy garnitur, ale twarzy nie widziałem. Miał maskę, taką fioletową.

- Cóż, to chyba wszystko - westchnął policjant - Możliwe, że zobaczysz mnie jeszcze za kilka dni, kiedy trochę dojdziesz do siebie. Może jeszcze coś ci się przypomni.

Karetka zatrzymała się, a Mateusz został przetransportowany do sali. Było już późno, a pokój był pusty, nie było nikogo poza nim. Na nodze znajdował się już świeży, profesjonalny opatrunek. Teraz były z nim tylko drzwi, okno i nieduża nocna szafka. Podciągnął cienką kołdrę pod brodę. Nie wiedział czemu, ale bał się. Bał się jak cholera. Ciągle słyszał hałasy, a gdy światła zgasły prawie dostał zawału. Chciał odpocząć, pragnął tego z całego serca, ale nie mógł się zmusić do zamknięcia oczu. Ciągle miał przed oczami obrazy z przygody sprzed paru godzin. Spojrzał na swoją zabandażowaną łydkę, po czym ponownie rozejrzał się po pomieszczeniu. Po co oni trzymają go w tym szpitalu?

Nie mogliby od razu załatwić mu odsiadki w psychiatryku?

~~~

Jest i zły koniec. Zapewne zdążyliście to przewidzieć, ale bez tego nie byłabym sobą. Trzymajcie się.

Bajo!

Wesoła kompania vs robotyczny gangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz