PROLOG

40 3 2
                                    

Roku Pańskiego 1000, kiedy to gwiazdy Andromedy oraz Erydana spotkały się na swej drodze, nastąpił wielki wybuch, który rozjaśnił cały wszechświat na jeden pełny miesiąc. Ludzie byli przerażeni, nie mieli pojęcia co się dzieje i jak postępować. Przychodzili błagając króla o pomoc, bo plony zaczęły usychać, a w studniach zaczęło brakować wody, lecz co najważniejsze, a zarazem najstraszniejsze, na ludność spadła plaga nieznanej choroby. Ich skóra zaczęła przybierać barwę fioletu, granatu oraz czerni. Ich włosy zaczęły wypadać, nie pozostał ani jeden. Zęby przybrały barwę złota, a krew była srebrna. Wyglądali jak nocne niebo. Jednak co najciekawsze, oni wcale nie zarażali innych. Niektórzy uważali ich za odrażające stwory i życzyli im jak najgorzej, zaś inni byli nimi zaintrygowani, bo wcześniej niczego podobnego nie widzieli.
Król ze strachu nakazał zamknięcia wrót zamkowych, a chorych odizolować. Wysłał ich do krainy, znanej tylko z legend i opowieści.
Do krainy, która leży za horyzontem.
Do krainy, która zwie się Glosbe.

°°°°

- Niezwykłe... - powiedział ojciec Eufemiasz patrząc przez teleskop. Zobaczył na niebie konstelację Korony Północnej oraz konstelację Strzały. Ich gwiazdy zaczęły się przegrupowywać, tworząc nowy zbiór. - Gdzieś już to widziałem...

Rzucił się do biurka i zaczął przeszukiwać księgi. Nic nie znalazł.

- Chyba, że... - podrapał się po brodzie i otworzył szeroko oczy z przerażenia. - Nie, to nie może być prawda. Mój Boże, czy to na prawdę twój plan? - zerwał się z miejsca i zaczął biec ku księgozbiorom, do których nikt nie zaglądał od przeszło pięćdziesięciu lat. Miał oczy szaleńca, zachowywał się jak w amoku, lecz tylko on znał powagę sytuacji.

Sięgnął po pochodnię i zaczął schodzić po stromych schodach, które prowadziły do lochów. Miały one postać labiryntu, w kątach leżały szczurze odchody, z sufitu zwisały pajęczyny. Powietrze było ciężkie od unoszącego się zapachu stęchlizny i kurzu. Było ciemno i zimno. Jak w grobie.

- Szesnasta od dołu i siódma od lewej... - podważył cegiełkę, która bez oporu puściła. Włożył do środka pełnego pajęczyn rękę i wyciągnął zwój. Wręcz z namaszczeniem rozwinął delikatny papier, aby się nie rozpadł w dłoniach. Poświecił pochodnią i kiedy je ujrzał, oczy mu się zaświeciły. Były to plany labiryntu. - Czyli jednak miałeś rację stary wariacie. - powiedział pod nosem uśmiechając się. Poszedł zgodnie ze wskazówkami mapy prostym korytarzem, następnie w lewo, za piątym zakrętem w prawo, aż do samych, ogromnych, mosiężnych drzwi. Z niebywałą łatwością szarpnął za wrota, które od razu się otworzyły. Powoli wszedł do jeszcze ciemniejszego wnętrza komnaty. Wszystkie ściany zapełnione były regałami pełnymi ksiąg. Sięgały one samego sklepienia sufitu. Były duże i małe, grube i cienkie, a także w starożytnych językach naszych przodków. Językach, które już dawno wymarły.

Jednak ojciec Eufemiasz wiedział po co tu przyszedł. Przyszedł po księgę, która rozwieje wszystkie jego obawy, a zarówno będzie odpowiedzią na każde pytanie. Z pośród tysiąca okazałych, pozłacanych, a także oprawionych jedwabiem ksiąg, jedna z nich się wyjątkowo wyróżniała. Była mała, wielkości dłoni, z naderwaną okładką oraz pożółkłymi stronicami. Niepozorna, a jednak najważniejsza z nich wszystkich, ponieważ informacje w niej zawarte, zostały zbierane przez setki lat.

Ostrożnie wziął księgę z półki i otworzył na pierwszej stronie, napisane tam było: DZIEJE ARCHERIONU. Wiedza, która się tu znajdowała była potężna. Księga ta zawierała całą historię królestwa, począwszy od dziada, pradziada, aż po czasy dzisiejsze. Ostatni zapis powstał pięćdziesiąt lat temu, później nikt tu już nie zaglądał. Pierwszy zaś w roku sto sześćdziesiątym siódmym. Ojciec Eufemiasz powoli przewracał kartki, szukając odpowiedzi na nurtujące go pytanie. Wreszcie znalazł. Po przeczytaniu, upuścił pochodnię, która natychmiast zagasła, wzniósł oczy ku górze i powiedział:

- Panie Mój, czy to się stanie teraz? Czy przygotowałeś to dziecko na los, który go czeka? - zamknął księgę i dodał - Niech się stanie wola twoja.

Niezwykle korciło go, żeby zostać chwilę dłużej, żeby pochłonąć więcej wiedzy z tej komnaty. Zaczął przechadzać się między regałami, oglądając hawtowane brzegi, jednocześnie napawając się daną chwilą. Usłyszał z góry kobiecy krzyk, który rozdzierał ściany.

- Na Boga, co to za hałasy? - zamierzał iść już dalej, jednak kolejny krzyk otworzył mu szeroko oczy, stanął jak wryty, nabrał powietrza w płuca i szeptem powiedział - Królowa...

Schował księgę do kieszeni szaty i rzucił się biegiem w kierunku wyjścia. Odłożył plany labiryntu na swoje miejsce, jednak cegłówkę włożył niedbale. To wszystko, żeby tylko zdążyć. Zdążyć ostrzec króla. Kiedy wybiegł na korytarz, potrącił służkę niosącą czyste pranie. Ta zaś cmoknęła zniesmaczona na niego. Gdyby to była normalna sytuacja, ojciec Eufemiasz stanął by, przeprosił i pomógł pozbierać. Teraz nie było na to czasu. Liczyły się minuty, jak nie sekundy. Biegł z całych sił do komnaty króla, która znajdowała się w zachodnim skrzydle.

- Panie! - krzyknął przestępując próg, nie zważając na dworską etykietę .

- Eufemiaszu, co się stało? - zapytał zdenerwowany już król. Krążył w kółko, martwiąc się o żonę. - Mów że szybko, nie widzisz co się dzieje? Rodzi już szesnastą godzinę! Nigdy tak nie było. Na Boga, o co chodzi? Powinienem tam być razem z nią, ale medyk zabrania mi wejść.

- Właśnie przychodzę w tej sprawie. Na niebie zaobserwowałem niezwykłe zjawisko grzegrupowania konstelacji. Kiedyś, jako pacholę mój mistrz pokazał mi to zjawisko w tej oto księdze.

- Nie mam czasu, na takie błahostki! - ryknął król. - W komnacie obok królowa rodzi kolejnego potomka! Nie mam pojęcia z kim go ożenić, z kim mogę jeszcze zawrzeć pokój?! Nawet nie wiesz jakie to utrapienie posiadać sześciu synów i kolejnego mieć w drodze!

- Panie, to jest przepowiednia tego dziecka, które przyjdzie na świat lada moment! Sytuacja ta miała miejsce sześćset dwadzieścia trzy lata temu. - król stanął i zaczął przyglądać się mu z zainteresowaniem. - W owym czasie tron objęło najmłodsze dziecko rodziny królewskiej.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - król zapytał z wahaniem w głosie.

- To Panie, że dziecko, które zaraz się narodzi będzie przyszłym władcą Archerionu. Historia zatoczyła krąg.

Król z przerażeniem w oczach oparł się o blat stołu. Wziął głęboki oddech i szepnął:

- To niemożliwe...

- Panie, nie możemy zignorować tego zjawiska. To nie jest moja wyobraźnia, to się dzieje naprawdę! Musisz być świadom powagi sytuacji...

- Zamilcz! - krzyknął władca. Ojciec natychmiast zamknął usta, cofnął się dwa kroki, ukłonił nisko i patrzył na poczynania króla. - Wybacz mi, jednak z mojego punktu widzenia jest to absurdalne. Jak mam teraz zmienić zdanie? Co powiedzą poddani? Jak zareaguje Eberhart, kiedy się dowie, że jednak nie będzie królem? Eufemiaszu, zawsze ci ufałem, jeśli jednak okaże się to nieprawdą, to niestety będę musiał uznać cię za zdrajcę. Wiesz co się z tym wiąże prawda?

- Tak Panie, w końcu sam cię przygotowywałem z królewskiego prawa, dlatego też jest w pełni świadom konsekwencji. Jednak jestem pewny swej obserwacji.

- Dobrze, zatem niech tak się stanie.

Wtem do komnaty wpadła niczym burza, zadyszana piastunka. Niedbale dygnęła przed władcą. Król machnął ręką i powiedział zniecierpliwiony:

- Co z nimi? Mów natychmiast niewiasto! - krzyknął władca na wystraszoną kobietę. - No mów!

- Panie... - piastunka wzięła głęboki oddech, wyprostowała się i powiedziała oficjalnym tonem - Urodziła ci się córka.

KRÓL(OWA) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz