Dying isn't an option, My Dear

827 119 59
                                    

Umieranie nie wchodzi w grę, Mój Drogi













━━━━━━━━





Kochani, tym razem jest to jedynie moje tłumaczenie, a oryginał w języku angielskim, należy do:
weirdpurplepanda

To ff poruszyło mnie do takiego stopnia, że pomyślałam, iż warto byłyby się nim podzielić!!





━━━━━━━━














━━━━━━━━

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

















━━━━━━━━













"Cholera, cholera, cholera, kurwa, ja pierdole!" – takie słowa padły z ust Johna Watsona, gdy zastał swojego współlokatora, wijącego się w spazmatycznym bólu na twardej posadce.

Szorstki kaszel Sherlocka odbijał się echem po całym mieszkaniu, a ślina mimowolnie wydobywała się z jego otwartych, zsiniałych ust. Gałki oczne cofały się w nienaturalny sposób, ukazując przekrwioną biel. Blondyn padł na kolana, wyrywając z dłoni detektywa puste opakowanie po zabójczych tabletkach i wolną ręką z trudem zaczął wpisywać na ekranie telefonu numer po pogotowie. Tak, może i był lekarzem, ale nie było mowy, ażeby zawierzył życie Holmesa wyłącznie temu, co mógł dokonać w głupim mieszkaniu.

Wyjaśniwszy kobiecie w telefonie łamiącym się głosem zaistniałą sytuacje, podciągnął ciemnowłosego do pozycji siedzącej, pozwalając, by komórka z łoskotem spadła na podłogę. Nie wiele myśląc przechylił Sherlocka do przodu i wcisnął palce do gardła mężczyzny.

Po chwili zawartość żołądka, dołączyła do porozrzucanych na posadce pigułek.

– J-Jim – wycharczał z trudem brunet, pomiędzy kolejnymi wydalanymi  porcjami wymiocin.

Doktor zmarszczył brwi w konsternacji, ale nie skomentował wypowiedzianego przez Sherlocka słowa. Kurczowo trzymał przyjaciela, nawet się nie krzywiąc, gdy ten zwymiotował mu na rękaw ulubionego swetra. Nie było to łatwe, ale musiał zachować zimną krew dla ich obojga. Nie mógł przecież czekać w bezpieczniej odległości, mając nadzieję, że wszytko dobrze się skończy.

Na schodach rozległy się głuche kroki.

Detektyw skrzywił się z niesmakiem, otarł wargi wierzchem dłoni i położywszy się na powrót na ziemię, przymknął oczy, z trudem łapiąc kolejne dawki powietrza. John westchnął żałośnie i rzucił na leżące za ziemi wymiociny, stary zniszczony koc, bo nie miał teraz czasu i sił, by sprzątać cały ten wszechobecny syf . Spodziewał się, że lada moment do mieszkania wkroczą sanitariusze, ale ku jego zaskoczeniu, gdy podniósł wzrok ujrzał stojącego w progu Moriarty'ego, ze skupieniem wpatrującego się w nieruchomą sylwetkę na podłodze. Zamurowało go. Nie był w stanie ruszyć się z miejsca, jednak gdy psychopata powolnie ruszył w kierunku Sherlocka, ten automatycznie zagrodził mu drogę, niemalże potykając się przy tym o własne nogi.

DYING ISN'T AN OPTION, MY DEAR ▹ sheriarty [translation]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz