Rozdział 4

104 16 12
                                    

Minęło kilka dni, nim udało mi się w pełni dojść do siebie. Lea i Charlotte często mnie odwiedzały, a Gilbert następnego dnia po tamtym zdarzeniu zadzwonił, że musi wyjechać na jakiś czas z miasta i może być poza zasięgiem.

Mama jak tylko mnie zobaczyła, myślałam, że dostanie zawału, ale udało mi się wymigać z wycieczki do szpitala. Nie znosiłam ich odkąd pamiętam.

Co zabawne, nawet James okazał się być w stosunku do mnie całkiem opiekuńczy i darował sobie przez ten krótki moment wszelkie swoje docinki i złośliwości. W tym przypadku akurat – zbyt krótki.

I pośród wszystkich przyjemności, które każdy z bliskich mi serwował, ja zastanawiałam się nad tym, czy dane mi znów ujrzeć ten mroźny kolor oczu, jednocześnie nie mogąc znaleźć odpowiedzi na pytanie co wtedy tak go spłoszyło i czy w ogóle się jeszcze spotkamy. Chociaż było to raczej mało prawdopodobne. To jedna z tych przelotnych znajomości, w których zapominacie o sobie, kiedy tylko odwrócicie się do siebie plecami i każdy odchodzi w swoją stronę, jak gdyby nigdy nic. Życie.

Tym sposobem właśnie, nim się obejrzałam, przyszedł już dzień kończący wakacje.

Chcąc wykorzystać ostatnią tego lata okazję, spałam do południa, bez najmniejszych nawet wyrzutów sumienia. I choć wciąż było upalnie, a ja czułam się już naprawdę dobrze, chłód mnie nie opuszczał. Dziewczyny twierdziły, że moja skóra jest rozpalona, ale przecież wiedziałam co czuję, więc nie zważając zupełnie na ich niedowierzające spojrzenia, zakopywałam się pod stertą kocy.

Tego dnia akurat dosyć niechętnie wygramoliłam się z łóżka, i pierwsze co wybrałam się do łazienki, żeby wziąć gorący prysznic. Tego było mi trzeba.

                                                                            ***

Pobudka o siódmej była dość brutalnym zderzeniem z rzeczywistością. I z każdą upływającą chwilą materac zdawał się być coraz wygodniejszy, poduszka tak miękka jak nigdy, a kołdra grzała na tyle przyjemnie, że przestępstwem byłoby to zaprzepaścić. Musiałam jednak je popełnić. Niestety. A kara miała okazać się bolesna.

Podniosłam się niechętnie i chwyciłam za komórkę. Charlotte od prawie godziny bombardowała mnie wiadomościami, wysyłając zdjęcia, żebym jej doradziła, które buty będą pasować, do której sukienki. Czyli jak co roku.

Do: Lottie ❤

Wiesz, że we wszystkim będziesz wyglądać dobrze. :p

Od: Lottie ❤

Coś Ty, z księżyca spadła?! Ja nie mam wyglądać dobrze, tylko ZJA-WI-SKO-WO!

Do: Lottie ❤

Nawet w worku na ziemniaki każdy facet by się do Ciebie ślinił...

Nie czekałam już na odpowiedź, bo czas umykał coraz bardziej, a ja wciąż nie umiałam dotrzeć do łazienki.

Lubiłam się wystroić, nie mogę powiedzieć, że nie. Ale nim efekt końcowy został ostatecznie zaakceptowany, droga do niego była usłana nie małymi nerwami, kilkoma przekleństwami i szczyptą rozgoryczenia. Finalnie wyszło dobrze.

Kwadrans przed ósmą pod domem rozległo się kilka pulsacyjnych trąbnięć. Gilbert jak zawsze punktualny, szkoda tylko, że nie dał znać, że wraca.

Wzięłam głęboki wdech, poprawiłam sukienkę i wyszłam z domu, gotowa zmierzyć się z kolejnym rokiem w liceum. A coś mi cichutko szeptało do ucha, że powinnam spodziewać się szczerej mordęgi.

– Ileż można się stroić? – Zawołał Gilbert wesoło, wychylając się z samochodu. Jego szczery, szeroki uśmiech momentalnie dodał mi otuchy i nawet zapomniałam, że początkowo miałam w planach strzelić na niego małego foszka. No teraz już nie było o tym mowy.

Zgrabnym ruchem wsiadłam do auta i nim zdążył zareagować, uściskałam go na przywitanie.

– Ileż to można ignorować przyjaciół?

– Wiesz, że ciebie nie mógłbym ani przez moment. – Gilbert puścił mi oczko, kiedy odpalał silnik, a ja znów poczułam się spokojniejsza.

Po prostu nie mogło mnie opuścić głupie przekonanie, że zrobiłam coś nie tak i to przeze mnie opuścił miasto na kilka dni.

– Byłem na tak okrutnym zadupiu, że internet dla miejscowych był czarną magią, o zasięgu nie wspominając. – Dodał po chwili. – Dziw, że na stosie nie chcieli mnie spalić za wyciągnięcie smartphona.

-Wiesz jaki z tego wniosek? - spytałam, unosząc porozumiewawczo prawą brew.

- No?

- Nie wolno ci więcej wyjeżdżać! – Pokiwałam mu ostrzegawczo palcem przed nosem, ale po jego minie wywnioskowałam, że nie szczególnie się tym przejął. Za to jego śmiech był nazbyt wymowny.

Szkoła nie była daleko, więc niespełna dziesięć minut później parkowaliśmy już na zatłoczonym parkingu. Jednocześnie buzowała we mnie odrobina ekscytacji, do której wcześniej nie chciałam się przyznać, i trochę zdegustowania, które uderzyło we mnie, kiedy tylko wysiadłam z samochodu i do moich uszu dotarł szczebioczący pisk dziewczyn ze szkolnej drużyny cheerleaderek. Żenada.

– No już myślałyśmy, że się zgubiliście. – Nim się obejrzeliśmy, podbiegły do nas Charlotte i Lea. – Słyszeliście co się stało?

– Nie, o co chodzi? – spytałam, posyłając Gilbertowi zdezorientowane spojrzenie.

Wzruszył ramionami.

– Wiecie, że moja mama kumpluje się z żoną szeryfa, nie? – Zaczęła Lea, zmniejszając odległość między nami i dla nadania dramaturgii, ściszyła znacznie głos.

– Nooo, i co dalej? – Ponagliłam ją machnięciem ręki.

– Ponoć wczoraj zostały znalezione zwłoki jakiejś laski, w północnej części lasu.

– Że niby morderstwo? – zapytałam niepewnie, czując jak nienaturalnie przy tym zmarszczyłam brwi. Okropieństwo. Sama myśl o tym przyprawiła mnie o gęsią skórkę.

– Nie wiadomo, dopiero robią autopsję. Rany były szarpane, więc albo to było zwierzę, albo jakiś chory pojeb.

– Ej, Sophie. Nie rób takiej słabej miny. – Gilbert objął mnie ramieniem, najwyraźniej chcąc podnieść na duchu. Westchnęłam ciężko, opierając głowę na jego ramieniu.

W tym momencie rozległ się długi dzwonek, zapraszając nas tym samym na uroczyste otwarcie.

Na całe szczęście ta wątpliwej klasy rozrywka nie trwała nazbyt długo i nim się obejrzeliśmy, było już po wszystkim i umawialiśmy się gdzie pójdziemy na obiad. Padło na knajpę Denny's na końcu ulicy. Nie negowałam decyzji, bo serwowali tam świetne frytki z serem i najlepsze koktajle w okolicy. Miodzio!

I akurat kiedy wsiadałam do auta Gilberta, po drugiej stronie chodnika dostrzegłam faceta, o którym myśl narzucała mi się od kilku dni. Miałam wrażenie, że mnie widział, przez moment nawet się zawahałam, ale nie chcąc robić z siebie idiotki, usiadłam na miejscu pasażera i hukiem zatrzasnęłam drzwi.



Kochani! Ogromnie dziękuję Wam za wszystkie gwiazdki i komentarze!

Daje mi to ogromnego kopa i jeszcze więcej satysfakcji. :D

Mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą sprawiać, że będzie Was tylko więcej. <3

Ściskam cieplutko!

Pozwól się wyzwolić Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz