Rozdział III

10 1 0
                                    

Pogoda zaczęła się psuć. W sobotę runął deszcz. Marcin miał wielką ochotę iść na trening, ale niestety nie mógł. Był chory. Miał zapalenie płuc i wysoką temperaturę ciała. Jego matka Janina i ojciec Kazimierz zabrali go do szpitala. Było z nim naprawdę źle. Lekarz zbadał go i natychmiast kazał naszykować łóżko na sali dla specjalnie chorych. Minął dzień. Marcin leży w szpitalu, rodzice się martwią, a byli koledzy wypoczywają na obozie harcerskim kompletnie nie myśląc o Marcinie, który ma problemy ze zdrowiem. Rano o godzinie szóstej do rodziców Marcina zadzwonił telefon. Był to lekarz, który zajmował się Marcinem.

- Dzień dobry. Z tej story Paweł Michalski, lekarz państwa syna. - Pan Paweł

- Dzień dobry. Jak z naszym synem ? Czy jego stan jest w normie ? - Janina

- Muszę państwu przekazać pewną wiadomość. Proszę o spotkanie jak najszybciej się da. Nie mamy wiele czasu. - Pan Paweł

- Dobrze. Za chwilę przyjedziemy. - Janina

- Dziękuję. Do zobaczenia. - Pan Paweł

- Do widzenia. - Janina

Po krótkiej rozmowie telefonicznej matka i ojciec Marcina wsiedli w samochód i pojechali do szpitala. Tam czekała na nich zła informacja. Dziesięć minut i dojechali na miejsce.

- Jesteśmy Panie doktorze. Co się stało ? - Janina

- Przejdźmy do mojego pokoju proszę. - Pan Paweł

- Dobrze. - Janina

Jak mówił lekarz tak zrobili. Poszli do gabinetu pod numerem 208.

- Proszę usiąść. - Pan Paweł

- Dziękuję. Czy powie nam Pan teraz o co chodzi ? - Janina

- Mam dla państwa przykrą wiadomość. Wasz syn ma raka płuc. - Pan Paweł

W tym momencie zapadła cisza. Matka Marcina zaczęła płakać i krzyczeć z bólu. Ojciec runął na ziemię i również zaczął płakać. Nic dziwnego.

- Przykro mi, ale nie możemy nic zrobić. - Pan Paweł

Minęły 3 tygodnie. Szczerze mówiąc, ciężkie trzy tygodnie. Janina popadła w depresję. Wciąż nie mogła uwierzyć, że straci dziecko. Chłopczyka, który parę lat temu był jeszcze malutkim bobaskiem uczącym się chodzić i mówić. Przypomniał jej się moment, gdy po raz pierwszy powiedział do niej MAMA.

Niedziela

Praktycznie Marcinowi zostały 2 dni. Janina pojechała do niego ostatniego dnia.

- Cześć skarbie. Jak się czujesz ? - Janina

- Cześć mamusiu. Boję się bardzo. - Marcin

- Tak strasznie mi przykro. - Janina

- Nie płacz mamo. Przecież zawsze będę w Twoim sercu, zawsze będę cieniem obok Ciebie, zawsze będę kierował Cię w dobrą stronę. - Marcin

- To się nie dzieje naprawdę. Obudź się, no obudź się. - Janina

- Mamo. Niestety to nie sen. - Marcin

- Nigdy o Tobie nie zapomnę synku. - Janina

- Wiem. Przychodź do mnie codziennie. Będę wtedy szczęśliwy tam na górze. - Marcin

- Jesteś bardzo dzielny. Nie boisz się śmierci ? - Janina

- Nie. Tak czy siak każdy kiedyś umrze. - Marcin

- Żegnaj maleństwo moje. Kocham Cię i będę kochała przez całe życie. - Janina

- Ja Ciebie też mamo. A teraz idź i odpoczywaj. Mój czas dobiega końca. Żegnaj mamusiu. - Marcin

W tym momencie mama pocałowała syna w czoło, spojrzała na niego ostatni raz i odeszła. Wybiła godzina dwudziesta czwarta. Nagle lekarze za ścianą usłyszeli to czego nie lubią słuchać w swojej pracy. No wiecie, ten dźwięk kiedy komuś zatrzymuje się akcja serca i komputerek brzęczy. Ten dzień i ta godzina odmieniła życie Janiny, Kazimierza i jego całej rodziny. Marcin odszedł.

KalistenikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz