Rozdział 2

36 1 0
                                    

*Kat's POV*
- No tak, mówię ci przecież. - rozmawiałam z przyjaciółką z dawnej szkoły Oktavią Johnson. - Tak, "La Companiera".
- Byłam tam kiedyś! - zachwyciła się Okty  - Serwują tam doskonałe omlety.
- Dobrze - obiecałam - Spróbuję. Ale na razie kończę, podjechał mój autobus.

Krótko i zwięźle pożegnałam się ze znajomą i pojechałam do domu. Tak naprawdę, autobusem jeżdżę tylko we wtorki, bo wtedy Zack kończy troszkę później, a wizja wracania na piechotę przez jedną z najniebezpieczniejszych  dzielnic West Hamptone nie była zbyt kolorowa. Nagle odezwał się mój telefon. No tak! Dziś jestem umówiona  z moim wujostwem na uroczysty obiad. Cholera! Wcisnełam Messa i napisałam:

Do: Zack
Treść: Przepraszam, musimy przełożyć spotkanie :-(  Kat

Po krótkiej chwili otrzymałam odpowiedź:

Od: Zack
Treść: Przykro... 😔

Oczywiście, było mi go żal, lecz moja ekscentryczna ciocia ma bzika na punkcie uroczystych posiłków. Dojechałam do domu, pobiegłam do pokoju przygnębiona kiedy dostałam kolejnego esemesa. Zack?! Niestety, po raz kolejny się zawiodłam...

Od: Mama
Treść: Kaciu, przygotuj się. Za 15 minut wyjeżdżamy do cioci. :-*

Gdy to przeczytałam wysłałam mamie przelotne "ok" i poszłam do łazienki trochę ogarnąć rosnącą na mojej głowie dzicz.

************************************

- Karen, jak ty siedzisz! - poruszyła się moja ciocia.
- Kathrine. - odpowiedziałam prostując się momentalnie.
- Służba! Podać obiad! - produkowała się moja stuknięta ciocia.

Nagle na stół wjechały tony jedzenia. Pieczenie, makarony, ciasta i owoce morza piętrzyły się jak himalaje, przyprawiając mnie o mdłości.
- No, dalej! Nakładaj sobie Kornelio!
- Kathrine. - odpowiedziałam kolejny raz niewzruszona. Poskubałam trochę makaronu z tuńczykiem, nadgryzłam ciastko i odeszłam od stołu aby troszkę się przewietrzyć. Po drodze napotkałam lustro. Tak, długie kasztanowe loki, turkusowa sukienka nad kolano i szpilki o podobnym kolorze sprawiały, że wyglądałam zabójczo. Otworzyłam wielkie drzwi i wyszłam na zewnątrz siadając na huśtawce ogrodowej. Wyjęłam telefon , ponieważ zaczął wibrować w mojej torebce.
- Słucham?
- Katherine? Cześć. - usłyszałam głos Zacka. - Jesteś u swojej cioci?
- Tak. Siedzę na tarasie.
- Wyjdź do Ogrodów.
- Ale... - nie dokonczyłam - Po co? - mówiłam do głuchej słuchawki.
Super! Zaszłam za żywopłot i wybiegłam do Ogrodów Williamsa. Było to nie tyle piękne, co magiczne miejsce.
- Zack?!
Nagle poczułam jak ktoś wciąga mnie w krzew mergerytek. Chciałam krzyknąć, ale ten ktoś zakrył mi usta dłonią. Po chwili rozpoznałan zapach Zacka. Kiedy odzyskałam władzę w mowie i ruchu strzeliłam go w twarz.
- Mógłbyś wiecej tak nie robić?! Wiesz jak ja się przestraszyłam?!
- Spokojnie - powiedział rozcierając bolące miejsce - To tylko ja. - powiedział z uśmiechem.
- To tylko ty... - powiedziałam tuląc się do niego - Nie rób tak wiecej.
- Nie zrobię. Nie martw się pięknotko. - zaśmiał się.
- Jesteś głupi przystojniaku. - droczyłam się z nim. W pewnym momencie atmosfera zrobiła siś niezręczna. Siedzieliśmy wtuleni w siebie, pośród kwiatów. Scena z jakichś tanich romansideł. A jednak było mi dobrze, czułam się bezpiecznie. Nie chciałam się z tamtąd ruszyć. Zack lekko odsunął mnie od siebie. Fakt, byłam w nim totalnie zakochana, ale myślałam że on chce się tylko przyjaźnić.
- Nie żartowałem. - dodał po chwili. - Na prawdę jesteś piękna.
Nic nie odpowiedziałam.
- Katherine... - zawiesił się na chwilę - muszę ci coś powiedzieć. - uśmiechnął się do mnie - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też! - odpowiedziałam kiedy nasze usta złączyły się w czułym pocałunku. Rozpłynęłam się. Czułam jak szczęście promieniuje ze mnie jak światło słoneczne. Kocham go i cieszę się że on mnie też. Przez chwilę się przytulaliśmy gdy.
- Katy! - usłyszałam wołanie - Wracamy! Kaaaty!

- Muszę już iść. - powiedziałam ze smutkiem.
- Widocznie tak już musi być. - odparł Zack i pocałował mnie. A ja pobiegłam do samochodu gdzie czekała moja mama.




L.O.V.E [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz