Trzymając w ręce rewolwer, zastanawiałam się czy pociągnąć za spust. Jedna kula, jeden strzał, jedna szansa...szansa na to by go zabić. W końcu jednak zdecydowałam się to zrobić. Powoli i z wahaniem wycelowałam w tego potwora. Patrzył na mnie z gniewem, zaczął się zbliżać. Nie bał się tego, że w każdej chwili mogę do niego strzelić. Mój strach wzrósł jeszcze bardziej, do granic możliwości. Nigdy się tak nie bałam. Przenigdy... Nie mogąc się dłużej narażać, pociągnęłam za spust.
Nagle słychać huk wystrzelonego naboju. Dźwięk przez chwilę zawisł w powietrzu. Nie usłyszałam jednak, żeby on upadł na ziemię. Nadal szedł powoli w moją stronę, a na jego twarzy malował się morderczy uśmiech.
Nie trafiłam...
Wiedziałam, że jestem już skończona. Wiedziałam, że umrę już za chwilę. Mój koniec nadchodzi. Może to i dobrze, przecież i tak nienawidziłam życia, swojego życia...ale nie chce zginąć w taki sposób. Nie tak. Nie z rąk tego okropnego potwora. Pogodziłam się już z tą myślą. Nie miałam szans i on dobrze o tym wiedział. Poddałam się, po cóż walczyć wiedząc, że się przegra?
Po moim policzku spłynęło kilka gorzkich łez. Widział to, że cierpię, widział to, że tego nie chcę. Jednak jego serce jest z kamienia. Istnieje także możliwość, że w ogóle go nie posiada.
Chwilę później już nie żyłam, uduszona przez tą poczwarę. To była chwila, ale jakże przepełniona cierpieniem i bólem. Najgorszym na świecie. Unosząc się kilka centymetrów na ziemią, patrzyłam na siebie...tak spokojną, tak martwą. To nie wygląda jednak jakbym spała, oczy mam zaczerwienione od płaczu, na szyji pojawiają się sine ślady, skóra traci wcześniejszy kolor.
Popatrzyłam na swoje ręce, teraz tak przezroczyste. Nigdy nie wierzyłam w duchy...chociaż teraz nie wiem czym jestem. Bo ta prawdziwa ja, leży teraz martwa w ciemnym lesie. Ja jestem tylko jej duszą.
Morderca wstał i odszedł głęboko w las. Wygląda jakby nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Na pewno ich nie miał, zabił przecież tylu ludzi. Czymże byłam dla niego ja? Tym samym nędznym człowiekiem, tak jak każdy inny. Nie zrobiło mu nawet różnicy to, że znał mnie od urodzenia. Żadnych uczuć.
Odeszłam w drugą stronę, nie mogę dłużej na siebie patrzeć. Przemknęłam pomiędzy drzewami. Jest tu tak ciemno, że ledwo dostrzegam dokąd idę.
Moją uwagę przykuło jedno drzewo, inne od pozostałych. Miało w sobie niewielką dziurę, ledwo zauważalną ale jednak jest. Podeszłam bliżej. Dotknęłam tego miejsca. To tutaj poleciała kula, trafiła w drzewo...
Pozostanie tutaj przez długi czas. Roślina będzie rosnąć dalej, a nabój pozostanie w środku, na zawsze.Wydaje mi się, że podobnie było kiedyś z moim sercem. Zranione zbyt wiele razy, ciągle pogłębiało pustkę tworząca się w nim. Tak bez końca. Mimo, że pojawiały się osoby, które próbowały to naprawić to nie udało im się to. Może i w pewnym stopniu złagodziły ból, jednak wspomnienia zostaną na zawsze. Tak samo jak ten nabój.. pozostanie na zawsze w tym drzewie, jako pamiątka mojej żałosnej śmierci.
Któż jednak będzie mnie pamiętać...?
___
Bardzo dawny sen, który przyprawiał mnie o dreszcze przez klika nocy ^
CZYTASZ
Kolory nieba
Short StoryMoje sny lub przeżycia, opisane w formie bardziej fikcyjnej. Książka składa się głównie z krótkich one shotów.