Wychodzę z budynku uniwersytetu w Gdańsku wsuwając na siebie ciepły płaszcz. Z jego kieszeni wyciągam pogniecioną chusteczkę, po czym wycieram nią nos. Patrzę na zegarek i zrywam się do biegu, widząc, że do autobusu zostały mi zaledwie 4 minuty. Szybkim ruchem ręki żegnam się z koleżankami z roku i wybiegam poza murek okalający obiekt.
W ostatniej chwili wpadam do pojazdu i szybko zajmuję wolne miejsce. Aktualnie mam gdzieś to, że jakaś starsza osoba potrzebuję siedzenia - dosłownie padam na twarz. Wyciągam z kieszeni skórzanej torby telefon i słuchawki, po czym włączam playlistę z piosenkami Disneya. Tak, jestem wiecznym dzieckiem...
Pomimo zmęczenia, muszę jeszcze jechać do sklepu. To od początku było moim marzeniem, więc teraz robię wszystko co mogę i poświęcam cały swój czas pracy w nim. Pomaga mi jedynie Julita - starsza o 2 lata, która jest już po studiach i jest moją najlepszą przyjaciółką. A na pająkach, mrówkach i wężach zna się lepiej niż ja.
Dojeżdżam na ulicę Wolności i wysiadam. Kieruję się najpierw do piekarni, żeby kupić coś do jedzenia dla siebie i Juli. Kupuję dwie drożdżówki z serem, po czym płacę i wychodzę. Przechodząc ulicą dostrzegam naprzeciwko naszej wystawy duży tłok, więc zdziwiona podbiegam w tamtą stronę.
Na schodkach stoi Julita i odpycha ludzi od drzwi. Widząc mnie natychmiast robi przejście i pozwala mi wejść do środka.
- Juli, o co chodzi? Czemu tutaj tyle ludzi? - próbuję przekrzyczeć tłum.
- Wejdź, mamy wyjątkowego klienta! - pokazuje na drzwi i uśmiecha się. - Rozejść się! Wasz gwiazdor, eee... Wyszedł tylnymi drzwiami! Jest za sklepem, dokładnie tak! - tłum jak jeden chłop zrywa się do biegu i znika za murami sklepu.
Wchodzę do sklepu i widzę trzech mężczyzn rozglądających się po pomieszczeniu. Podchodzę do nich i moją uwagę zwraca ten stojący najbliżej mnie. Przydługie blond włosy postawione do góry, kolorowa, zapewne droga, kurtka z mapą świata z kolaboracji Supreme i The North Face, spodnie z MISBHV i buty w stylu DaddyShoes. Tak, znam się trochę na streetwearze. Do tego na twarzy, szyi i dłoniach tatuaże. Sama mam kilka, ale w bardziej zakrytych miejscach.
- Aleksandra? - pyta brunet z brodą w czarnych okularach. Ubrany jest znacznie skromniej, zwykła szara kurtka, czarne jeansy z łatami i Nike'i na nogach.
- Tak, a panowie to...
- Ja jestem Maciek, to jest Krzysiek - pokazuje na chłopaka w kurtce Championa z czerwonymi końcówkami na brązowych włosach. - a ta pisanka to mój brat, Kuba.
Podaję im rękę, a zaraz po mnie Julita.
- Czemu zawdzięczam tą wizytę? Może kupno zwierzaka? Akcesoria? - mówię swoją standardową formułkę pracownika.
- Bardzo pani miła, ale właściwie to przychodzimy po przysługę. Mój kumpel niedługo wydaje płytę i potrzebujemy miejsca do nagrania teledysku. Sklep wydaje się bardzo interesujący, taki jakiego szukamy. Jeśli oczywiście się pani zgodzi, sowicie zapłacimy - odzywa się czerwonowłosy, po czym uśmiecha się przyjaźnie. Już go lubię.
- Hmm, to ciekawa propozycja. Ale muszę to przemyśleć, poza tym muszę mieć informacje ile zamierzacie nagrywać, czy muszę coś zmienić w wystroju i czy zamierzacie używać jakichkolwiek zwierząt? - pytam opierając się o szafkę z pokarmem dla węży.
- Nagrywki, coś koło tygodnia. Wszystko pasuje, ale oczywiście dostawimy oświetlenie, trochę tu ciemno. A co do zwierząt, jest prośba wykorzystania kilku pająków - ponownie odzywa się Maciek. Kuba stoi w miejscu i dalej rozgląda się po sklepie.
- Jasne, rozumiem. Wiedzą panowie, muszę to przemyśleć. Proszę przyjść jutro w okolicach 16, jeśli mnie nie zastaniecie poczekajcie dosłownie chwilę. Muszę dojechać z uczelni, ale Julita jest tutaj cały czas. Zostawię też swój numer telefonu, proszę bardzo - uśmiecham się życzliwie, a z kieszeni wyciągam moją wizytówkę.
- Proszę, mów nam po imieniu. Jeszcze tacy starzy nie jesteśmy - śmieje się Krzysiek, po czym razem z Maćkiem i Panem Wiecznie Milczącym opuszcza lokal. - A, i jeszcze jedno - staje w drzwiach. - Sprawdź sobie na YouTubie. - rzuca do mnie zwiniętą kulkę papieru.
Chowam ją do kieszeni spodni i oglądam się za nimi, po czym znowu zerkam na Julitę. Ona tylko wzrusza ramionami, po czym znika na zapleczu. Uśmiecham się pod nosem, ale już chwilę później stoję za ladą w "fartuchu" z logo naszego sklepu. Zakładam gumowe rękawiczki, kierując się do części z pająkami. Według rozpiski na telefonie, którą właśnie przeglądam, dzisiaj karmię neoholotele incei gold, tapinauchenius gigas i chronomatopelma cyjaneopubescens. Dostałam te ptaszniki całkiem niedawno, a maluchy przed 4 wylinką są strasznie problematyczne...
Wyciągam z praplastu świerszcze i po kolei wrzucam je do terrarium. Patrzę jeszcze chwilkę, jak maluszki radzą sobie z pokarmem, po czym wracam za ladę.
*kilka godzin później*
Wychodzę ze sklepu i odpalam papierosa. Wiem, że to niezdrowe, ale fajki pomagają mi myśleć. Zastanawiam się nad propozycją mężczyzn, ale jak na razie nie jestem pewna. Niczego pewna.
Z papierosem w ustach ruszam w kierunku mojego mieszkania. Dochodzę do przedwojennej kamieniczki i wpisuję pin. Drzwi się otwierają, a mnie czeka wędrówka na 4 piętro...
W końcu wchodzę do środka i rzucam torbę na ławę w przedpokoju. Tak samo kończy płaszcz, szal i czapka z dużym pomponem. Przechodzę do salonu i kładę się, wróć, rzucam się na ciemnozieloną kanapę. Leżę tak przez kilka minut, po czym słyszę dzwonek mojego telefonu.
Patrzę na wyświetlacz i widzę nieznany numer. Od razu przypominam sobie o dzisiejszej wizycie w naszym sklepie. Postanawiam odebrać.
- Halo?
- Aleksandra Mikołajczak, w czym mogę pomóc?
- Tutaj Kuba, byłem dzisiaj w pani sklepie...
🌹🌹🌹
Hej!
I jak wam się podoba? Pomysł był zupełnie spontaniczny, ale według mnie to może być ciekawa produkcja. Jeśli macie jakieś propozycje co do postaci albo akcji, piszcie komentarze, bo wszystkie czytam!
Przy okazji dopowiem, że chwilową okładkę wykonała zadomowiona ♥️
Ohajo!
CZYTASZ
W pajęczej sieci || Quebonafide ZAWIESZONE
FanfictionMłody, szalony raper, Kuba Grabowski, wydaje nowy album. Po sukcesie "Egzotyki" oraz "Somy" spodziewa się kolejnego świetnego krążka. Jeden z teledysków zostanie nagrany w sklepie terrarystycznym prowadzonym przez niejaką Aleksandrę - studentkę wete...