Rozdział 2.

72 17 15
                                    

Chanyeol z samego rana poszedł nad jeziorko, tak jak radził Jongdae. Szczerze powiedziawszy, nie poczuł się nawet urażony jego słowami - wystarczyło mu po zdjęciu ubrań powąchanie ich, aby z nieskrywaną niechęcią przyznać mu rację.

Mężczyzna przyszedł tu tak wcześnie, żeby mieć pewność, że nikogo spotka - z tego samego powodu wybrał się na jedną z dalej położnych dzikich plaż. Woda była dość chłodna, więc Chanyeol zadrżał, gdy ta obmyła jego stopy, Niebawem zanurzył się w niej po szyję, starając się zignorować szczypiącą skórę pokrytą gęsią skórką. Tuż nad powierzchnią wody unosiła się biała mgiełka stwarzająca tajemniczą atmosferę, ale i dająca nieco prywatności. Z brzegu niewidoczny był środek zbiornika; tam też popłynął Chanyeol, pozostawiwszy swoją wypraną odzież do przeschnięcia.

Chłód wody przywrócił mu bystrość umysłu, orzeźwił go, wyostrzył zmysły. Unosząc się wśród mgły, pozwolił sobie na ponowne przeanalizowanie obecnej sytuacji, oczywiście nieustannie kontrolując zwierzęcą część siebie.

— Jongdae chce mi pomóc żyć bez Kyungsoo.

Wokół jedynie głęboka, martwa cisza.

— Kyungsoo był, jest i zawsze będzie nieodłączną częścią mnie, nawet jeśli... przepadł bezpowrotnie.

Na tafli widać odbicia samotnie pływających, pierwszych jesiennych liści.

— To tak, jakbym stracił część serca. Jak można żyć bez całego serca?

Woda w jeziorze wzbogaciła się o jedną, słoną łzę.

Chanyeol wziął głęboki wdech i zanurzył głowę. Przez moment jedynym śladem jakiejkolwiek obecności była marszcząca się woda i cichutki plusk wody.

Po chwili mężczyzna wyłonił się spod powierzchni, szorując gęste włosy w barwie jasnego blondu. Po porządnym umyciu się prędko wyszedł z wody, aby uniknąć nieprzyjemnego, zimnego powietrza poranka. Złożywszy wilgotne ubrania, Chanyeol przybrał postać wilka o kruczym futrze - głupim i bezsensownym byłoby zabieranie dodatkowych ubrań na zmianę, podczas gdy mógł z łatwością przejść przemianę i pobiec do domu na czterech łapach.

Chwycił ubrania między zęby i ruszył przed siebie lekkim truchtem. Czuł się lepiej po kąpieli, nawet jeśli miała miejsce w zimnej samotni.

A przynajmniej tak nazywał to miejsce, dopóki nie usłyszał, że ktoś lub coś za nim biegnie.

Chanyeol jako doświadczony myśliwy z nawyku nie zmienił tempa biegu, aby nie dać nic po sobie poznać; skupił się jednak na odgłosach dobiegających zza głowy.

Bez wątpienia podążał za nim wilk - świadczył o tym równomierny dźwięk uderzania czterech miękkich łap o wilgotne runo. Prawdopodobnie była to także omega, ewentualnie niewyrośnięta lub młoda alfa. Osobnik ewidentnie nie miał doświadczenia w śledzeniu, gdyż bardzo nieumiejętnie maskował odgłosy biegu czy łamanych gałązek. Chanyeol, słysząc to, jedynie prychnął pod nosem.

Korzystając z faktu, że niedawno się umył, więc zapach feromonów wydawany przez jego ciało znacznie osłabł, bezgłośnie skręcił w lewo i zwolnił, jednocześnie kryjąc się w gęstwinie. Uważał przy tym, aby odzież w jego pysku nie rozdarła się, zaczepiona o jakieś gałązki. Zgodnie z jego przewidywaniami, niedługo potem tuż przed nim przemknął nieduży wilk. Nim zniknął w lesie, przystanął i rozejrzał się wokół. Drobnej budowy ciało porośnięte jasnobrązowym futrem dość wyraźnie odcinało się od mroku lasu. Wraz z pojawieniem się omegi wokół roztoczył się słodki zapach szafranu i unosił się w powietrzu jeszcze w chwilę po tym, jak zniknęła między drzewami. 

[ᵃʳᵏᵃⁿᵃ ˢᵃᵐᵒᵗⁿᵒˢ́ᶜⁱ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz