Czternasty rozdział

507 32 0
                                    

- Jak się czujesz, Miona? – zapytał pogodnie Charlie, wchodząc jakiś tydzień później do sypialni Gryfonki, którą zajmowała w domu młodego Malfoy’a. Brunetka spojrzała na niego zapuchniętymi od płaczu oczami i zakryła się kołdrą, by nie oglądał jej w takim stanie. Tyle że Charlie ściągnął z niej okrycie i przyjrzał się jej krytycznie. 
- Możesz mi powiedzieć, co stało się z tą waleczną Hermioną Granger, którą poznałem kilka lat temu w Norze? – zapytał z uśmiechem. 
- Zaszła w ciążę z nieodpowiednim mężczyzną – chlipnęła. 
- Zdarza się nawet najlepszym – machnął lekceważąco ręką. – Nie warto się aż tak przejmować – powiedział beztrosko. – A teraz chodź! 
- Co? – zdumiała się. 
- No chodź! – powtórzył. – Mam dla ciebie świetną propozycję, zobaczysz, że ci się spodoba… 
- Charlie, ja jestem w siódmym miesiącu ciąży! 
- Poniosę cię, jeśli się zmęczysz – zapewnił ją Gryfon. – No już! Wyskakuj z tych betów i śmigamy! 
Dopiero po dłuższej chwili wstała z łóżka z głośnym westchnieniem i ujęła wyciągniętą w jej stronę dłoń Weasley'a. 
- Gdzie idziemy? – zapytała. 
- Zobaczysz – zaśmiał się tylko i podał jej woreczek z Proszkiem Fiuu. – Powiedz ‘Smoczysko” i zaczekaj tam na mnie. Będę zaraz za tobą. 
- „Smoczysko’? – zdumiała się. 
- Dokładnie – przytaknął, patrząc, jak Hermiona bierze garść magicznego proszku, wkracza w wygasły kominek i głośno wypowiada nazwę. Rozbłysły zielone płomienie i już jej nie było. 
- Bądź rozważny! – powiedziała Ginny, stając w drzwiach salonu. – Ona jest taka delikatna… 
- Zawsze jestem rozważny, siostrzyczko – odparł, uśmiechając się do niej łagodnie. – A ta zmiana wyjdzie Hermionie na dobre. 
- Mam taką nadzieję – mruknęła, patrząc, jak brat znika w podobny sposób. Po chwili pojawił się w przytulnym saloniku, dość minimalistycznie urządzonym, gdzie na wielkiej kanapie siedziała już Hermiona, rozglądając się po wnętrzu. 
- Ładnie tutaj, gdziekolwiek byśmy nie byli – powiedziała, gdy wyszedł z kominka. 
- Podoba ci się? 
- Tak… 
- To się cieszę – uśmiechnął się szeroko. 
- A właściwie czemu się tu znalazłam? I gdzie my właściwie jesteśmy? 
- W Rumunii, Hermiono. W moim domu. A jesteś tu, bo ja tak chciałem. Zdecydowałem, że do rozwiązania zostaniesz ze mną. 
- Dlaczego? – zdumiała się niebotycznie. 
- Bo już dość wypłakiwania sobie oczu za kimś, kto na ciebie nie zasługuje, Hermiono! Jesteś piękną, wartościową kobietą i zasługujesz na kogoś, kto cię prawdziwie pokocha. A ja, jako twój przyjaciel, jestem zdania, że czas się wyleczyć z Syriusza i zacząć żyć. Bo masz dla kogo! Musisz być szczęśliwa, Hermiono. Rozumiesz? 
- Charlie, czy ty?... – zapytała nieśmiało, zastanawiając się, czy ta propozycja ma jakieś drugie dno… 
- Nie – pokręcił głową. – Nie jestem w tobie zakochany, młoda. Po prostu jestem zdania, że musisz się wreszcie otrząsnąć po tym idiocie! 
- Rozumiem – bąknęła zawstydzona swoimi myślami. Dlaczego właściwie pomyślała, że Charlie mógł się w niej zakochać? Przecież się praktycznie nie znali, on był starszy, bardziej doświadczony… 
- Och, Hermiono, weź się w garść! – ofuknęła się w myślach. 
- To jak? – zagadnął ją. – Zostaniesz tu? Obiecuję, że zaopiekuję się tobą, jak tylko będę umieć… 
- Ściągasz sobie na barki wielki kłopot, Charlie – powiedziała cicho. 
- Bo jesteś w ciąży? – zapytał. – Nie przeszkadza mi to, naprawdę… A tutaj jest tak niewielu czarodziejów, że wątpię, by cię ktoś rozpoznał. Możesz tu zażyć trochę anonimowości, jeśli masz na to ochotę… Rozpoczniesz nowe życie. 
- Zgadzam się! – powiedziała natychmiast. – Dziękuję, Charlie… 
- To wspaniale – ucieszył się. – Stawiam tylko jeden warunek! Jeśli go nie spełnisz, mocno się pogniewamy, rozumiesz? 
- Zrobię wszystko… 
- Koniec z tym płaczem! – powiedział stanowczo, podchodząc do niej i ścierając jej łzy z policzków. – Chcę, żebyś na nowo była tą radosną Hermioną, którą pamiętam z Mistrzostw Świata w Quidditchu… 
- Oczywiście – powiedziała i po raz pierwszy uśmiechnęła się naprawdę szczerze od niepamiętnych czasów. 
- O, i tak jest o wiele lepiej! – przyznał, wyciągając do niej dłoń. – A teraz chodź, zwiedzimy twoje królestwo… 
Sposób bycia tego niepoważnego opiekuna smoków sprawił, że Hermiona poczuła się, jakby w jej życiu na nowo zaświeciło słońce. Pokoik, który urządził jej Charlie, był jasny, przestronny i przygotowany w pełni na przyjęcie malucha. 
- Jak tu pięknie! – zachwyciła się szczerze. Nagle spostrzegła, że jej rzeczy już tu są. – Ginny je przysłała, tak? – zachichotała. 
- Dokładnie. To jej sprawka… A teraz tak. Bo ja dość dużo pracuję, więc będziesz tu dość samotna, niestety. Ale nie martw się domem, wszystkie czynności domowe wykonuje zaprzyjaźniony wolny skrzat domowy. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, wystarczy, że wezwiesz Smyka. Czuj się tu jak u siebie i nie przemęczaj, jasne? Nie chciałbym mieć twojego zdrowia na sumieniu. Ani tego szkraba… 
- Jeszcze raz dziękuję, Charlie. Za wszystko. Również za otwarcie mi oczu w związku z Syriuszem. Gdyby nie ty, pewnie do tej pory tkwiłabym w tym czymś, co nazywałam związkiem i miała nadzieję, że Łapa się zmieni… 
- Hermiono, nie dziękuj. Czuję się winny, bo ja ci o wszystkim powiedziałem i mam wrażenie, że to z mojej winy wpadłaś w tę depresję i… 
- Nie, Charlie! Nie wiń się, proszę. 
- No dobrze – kiwnął głową, uśmiechając się delikatnie. W przypływie entuzjazmu, że może być naprawdę lepiej, pocałowała go szybko w policzek. Charlie chrząknął nieco zmieszany, a ona zarumieniła się słodko. 
- To… ja już pójdę – mruknął i opuścił jej pokój. 

Jakiś czas później. 
- Czego tu chcesz? – zapytała ostro Ginny, patrząc na stojącego w progu Syriusza. 
- Porozmawiać z Hermioną – wyjaśnił, starając się wypatrzeć brunetkę gdzieś w domu, lecz z marnym skutkiem. 
- I mam w to uwierzyć, tak? 
- Tak! Wpuścisz mnie? Naprawdę muszę się z nią zobaczyć! 
- Jakoś wcześniej nigdy się nie interesowałeś… - zauważyła krytycznie. 
- Wiem! Wpuść mnie, no! – zirytował się. 
- Nie! – powiedziała stanowczo. – Po pierwsze nie mam ochoty, po drugie nie mam ochoty, a po trzecie Hermiony tu nie ma! 
- Więc gdzie jest? – zniecierpliwił się. 
- Odeszła. Jest teraz w miejscu, gdzie jej o wiele lepiej bez ciebie! – warknęła. 
- Co?! Heriona nie żyje? 
- Oh, żyje, żyje, choć swoim zachowaniem nieomal doprowadziłeś ją do grobu – syknęła. – Wyprowadziła się po prostu. 
- Dokąd? – zapytał natychmiast. 
- Sądzisz, że ci powiem? Do tej pory interesowało cię tylko i wyłącznie jedno wielkie G! Czemu tak nagle się to zmieniło?... 
- Za półtora miesiąca mam zostać ojcem i chciałbym po prostu wiedzieć, gdzie jest moja kobieta! – powiedział szorstko. Miał coraz bardziej dość tego rudego wrzaskliwca! – Powiedz mi wreszcie, gdzie jest Granger i sobie pójdę! 
- Jeśli tak bardzo ci na niej zależy, to dlaczego pozwoliłeś jej w ogóle od siebie odejść? A nazywanie Hermiony po imieniu nie jest raczej dowodem miłości – zauważyła. 
- Weasley! – warknął rozsierdzony Syriusz, sięgając po różdżkę. 
- „Nie radziłbym ci tego robić!” – usłyszeli zza pleców Blacka jadowity głos młodego Malfoy’a. 
Wściekły Syriusz odwrócił się natychmiast do kuzyna i wyciągając jedną rękę w stronę Gryfonki, powiedział przez zaciśnięte zęby: 
- Ta ruda nie chce powiedzieć mi, gdzie… 
- …jest Granger – przerwał mu Draco, podchodząc do niego. A ta ruda jest moją narzeczoną i znakomitą czarownicą, więc na twoim miejscu dwukrotnie bym się zastanowił, co o niej mówię! Poza tym wcale się jej nie dziwię, że nie chce ci powiedzieć, gdzie jest Granger. Po tym, jak paskudnie potraktowałeś Mionę, a teraz odnosisz się do Ginny, też raczej nie udzielę ci tej informacji.

Łapa - osobisty Huncwot [Zakończone ] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz