Obudził mnie ból całego ciała. Otworzyłam oczy. Leżałam na podłodze zaplątana w kołdrę.
Z trudem wygramoliłam się z niej i wstałam. Wszystko mnie bolało.
Przez chwilę miałam nadzieję że wydarzenia minionych miesięcy były jedynie bardzo dziwnym, niepokojący snem.Marzenia odeszły momentalnie, zastąpione przez irytujące kłócie w skroni. Podniosłam się i usiadłam na łóżku. Wlepiłam wzrok w leżącą na stoliku bransoletkę.
Od wczoraj nienawidziłam jej całym sercem. Odstraszała mnie i przerażała. Jednak w głębi serca wiedziałam że muszę ją nosić. Przynajmniej na razie. Dopóki nie opracuję lepszej metody. Ból głowy nie zdecydowanie nie pomagał mi w koncentracji. Gdyby tylko była tu Liv... Potrzebowałam kogoś kto mi wszystko wyjaśni.
Kogoś z bransoletką. Kogoś kto...
No tak. Można powiedzieć że znam jedną taką osobę. Nie wiem kim jest ten cały Liam i jak dużo wie o przeklętych bransoletkach, ale był zdecydowanie jedyną osobą z którą mogłam o tym porozmawiać.
Co prawda pomysł miał wiele wad,
ale na razie był jedynym co miałam.Jednak nie mogłam biec od razu do hangarów. Nie teraz.
Rodzice martwili by się gdybym nie pojawiła się na śniadaniu.
Jednak muszę im wytłumaczyć nagle zniknięcie błękitu moich oczu. Delikatnie. Nie chcę żeby wpadli w panikę z powodu przeklętej bransoletki.
Wystarczyła jedna przerażona osoba w tym domu.Zrezygnowana sturlałam się z łóżka. Jęknełam. Nie chciało mi się podnosić ale to zrobiłam. Zeszłam na dół.
-Cześć - przywitałam się z rodzicami siedzącymi przy stole.
-Heej. Twoje oczy...?
-Kupiliście mi dożywotni zapas szarych soczewek. Pamiętacie? - To w zasadzie nawet nie było kłamstwo. Po prostu zasugerowałam im rozwiązanie. Nie powiedziałam że tak zrobiłam.Usiadłam i w ciszy zjadłam kanapki uszykowane przez rodziców. Czułam się nieswojo. Rodzice dziwnie mi się przypatrywali, jakbym była jakimś dziwnym przypadkiem medycznym. W gruncie rzeczy... Byłam.
Po zjedzeniu śniadania popędziłam na górę, jakby się paliło.Może nie było to standardowe zachowanie nastolatki, ale moi rodzice na pewno już się przezwyczaili. Prowadziłam taki tryb życia od dłuższego czasu.
Rzuciłam się na łóżko. Z tym miejscem wiązało się tyle wspomnień. Nie potrafiłam nawet opisać jak bardzo tęskniłam za moją siostrą.
Gdyby ona tu była wszystko byłoby dobrze. Ona by mi pomogła. Zawsze pomagała. Poza nią w zasadzie nie miałam przyjaciół. Były oczywiście koleżanki z klasy ale one nie stanowiły w moim życiu zbyt istotnej funkcji. Nie dogadywałam się z nimi najlepiej.
Ale w tej chwili nie mogłam się nad sobą użalać. Musiałam wprowadzić w życie moje małe śledztwo. Podeszłam do okna. Błagam, żeby on tam był...
Zeszłam moim wyjściem awaryjnym. Po kilkunastu minutach spaceru byłam na miejscu.
Spojrzałam na swoją rękę. Błyszczała na niej bransoletka. Skupiłam się na tym żeby przekazać jej mentalnie wiadomość. Nie wygrałaś. To tylko tymczasowe rozwiązanie. Nie wiem jak, ale pokonam cię.
Okej, może to nie było normalne ale... Takie bransoletki też nie są prawda? Widocznie miałam w genach przemawianie do przedmiotów martwych.
W końcu usiadłam zamyślona przy moim ulubionym obrazie zakrywając twarz rękami. Poczułam jeszcze większą motywację do realizację mojego jakże genialnego planu.
Tylko niech ten chłopak tu przyjdzie.
Minęło parę minut. Czekanie powoli mj się nudziło. Wstałam.Nagle usłyszałam przytłumione głosy.
- Liam? - Zapytałam cicho. Bądź co bądź, było to miejsce oddalone kawałek od miasta i nie roztaczało najprzyjemniejszej aury. Porozrzucane wszędzie zużyte strzykawki po narkotykach, kawałki szkła i inne różne rzeczy, których przeznaczenia chyba wolałam nie znać mówiły same za siebie.Nikt mi jednak nie odpowiedział. Poczułam delikatny niepokój. Całym sercem chciałam wierzyć że powodem mojej niepewności jest stosunkowo niegroźny chłopak, ale wiadomo: Ostrożności nigdy za wiele.
Starając się wytwarzać jak najmniej dźwięków ruszyłam w kierunku głosu. Stawiała stopy ostrożnie ale serce walilo mi tak, że byłam pewna że słychać je na conajmniej kilka metrów.
- Liam? - szepnęłam. Niestety znowu nikt mi nie odpowiedział.
Usłyszałam jedynie ponowny szmer rozmowy.Przybliżałam się powoli do rozmawiajacych postaci. Zaczęłam rozróżniać dwa rodzaje głosu.
Jeden wyższy jak jakiejś kobiety,
drugi niski i jakby zdenerwowany.Przyłożyłam ucho do ściany.
Skupiłam się na poszczególnych słowach. Po chwili zaczęłam rozumieć fragmenty rozmowy.- Powiedz mi, jak to możliwe? Przecież sprawdziliśmy wszystko.
To miał być tylko niegroźny program wspomagający kurację. - powiedziała kobieta.- Był. Przynajmniej w tej fazie testów. Musiało wystąpić jakieś spięcie. - odpowiedział jej właściciel niższego głosu.
- A co jak inspektor nie pozwoli nam kontynuować testów? Te dzieciaki z wysokim poziomem FH3 we krwi są potrzebne do dalszych badań. - z tej części wypowiedzi nie zrozumiałam zbyt dużo. Może z wyjątkiem tego że do rozmówców dołączyła trzecia postać. Nie była to jednak dobra wiadomość. Ten głos brzmiał najzimniej i najokrutniej z wszystkich.
- Inspektor nic nam nie udowodni. Projekt DISENO był stuprocentowo bezpieczny, zawsze można upozorować porwanie czy wypadek.
Mało mamy kryminalistów w więzieniach? Jeden czy dwa wyroki więcej nikomu nie zaszkodzą... - Z tej rozmowy wywnioskowałam stosunkowo mało, jednak wystarczajaco dużo, żeby wiedziec że zdecydowanie nie powinno mnie tu być.Jakie porwania? Jacy kriminaliści?
Przecież w gazetach piszą że współczynnik przestępczości jest bardzo niski.Nagle do mojej głowy wpadła przerażającą myśl.
Livia.
Czy to właśnie ja spotkało? Porwanie?Mimowolnie zaczęły trzasc mi się ręce. Myśl że Liv zwyczajnie uciekła z domu była okropna, jednak o wiele lepsza od wizji przetrzymywanej nie wiadomo gdzie siostry.
Poczułam że muszę jak najszybciej uciekać. Zrobiłam krok do tył.
I jeszcze jeden.
I jeszcze.W tym momencie po pustej przestrzeni echem rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
Moje serce stanęło.
Jakby w zwolnionym tempie spuscilam wzrok na swoją stopę, położoną w samym środku popękane szyby.Serio? Znowu? Szlak!
Głosy dochodzące z pomieszczenia obok ucichły. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że naprawdę grozi mi realne niebezpieczeństwo.
Nie czekając dłużej, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam pędem w stronę wyjścia.
Już widziałam wyjście. Już zakwitla we mnie nadzieja ze uda mi się wyjść z tgeo wszystkiego bez szwanku.
I w tym momencie poczułam mocne uderzenie w tył głowy.
Mój wrok zszedł mgłą. Jak kłoda zwaliłam się na ziemię nie mogąc się ruszyć. W uszach mi szumiało.
Ostatnie co usłyszałam to brzdęk szkła i krzyk.
- Nie!! Ona jest objęta programem, widzisz? Nie możemy sobie na to pozwolić!Potem była już tylko ciemność.
CZYTASZ
PROJEKT DISENO
Science FictionW świecie, w którym kolory znikły już dawno... W świecie, w którym jedyne co widać naokoło to czerń i biel... W świecie, w którym różnica oznacza niebezpieczeństwo... Czy nadal można być szczęśliwym??