To jak ty masz w końcu na imię?

197 1 1
                                    

Pozostałe 3 lekcje minęły bez zbędnych niespodzianek. Udało mi się zdobyć rozpiskę książek, przetrwać biologię i religię oraz nie złamać nic na wfie. To ostatnie było akurat w moim przypadku dużym osiągnięciem. Co ciekawe w starej szkole z wychowania fizycznego byłam raczej przeciętna, a tu...no cóż błyszczałam. Sama się dziwiłam, że tak dobrze mi szło. Ostatecznie 'moja drużyna wygrała mecz siatkówki 25:12 z czego 10 punktów zdobyłam asami serwisowymi. Nauczyciel zaprosił mnie nawet na SKSy we wtorek. Szok. Chociaż nie. Szok przeżyłam dopiero wychodząc z szatni i mijając 'mojego matematycznego geniusza', który dyskutował zawzięcie z jakimiś dziewczynami. Co one w nim widzą? Nie ważne. No więc, gdy już go minęłam, żegnając cichym 'hej', złapał mnie za rękę i rzucił krótkie 'czekaj'. Więc czekałam. Z boku. Sama. Patrząc się jak idiotka, gdy on wrócił jeszcze do rozmowy. Po chwili wszyscy równocześnie spojrzeli na mnie i...zaczęli śmiać. Miałam ochotę się rozpłakać. Chociaż może tylko mi się wydawało? Może wcale nie rozmawiali o mnie? Nie dane było mi się dłużej nad tym zastanawiać, ponieważ chłopak odwrócił się i ruszył w moją stronę.

- Idziemy- stwierdził.

- Gdzie?- tylko na tyle było mnie stać.

- Miałaś kupić książki, a wątpię, że sama trafisz do antykwariatu...- uznałabym to za miłe i chętnie skorzystała z pomocy, gdyby nie ten jego ton. Może byłam przewrażliwiona, bo niby czemu miałby mnie nie lubić, ale nie mogłam się przemóc. Strasznie raziła mnie ta ironia i pogarda.

- Nie musisz się martwić, trafię- jeszcze tylko specjalnie dla niego złośliwy uśmiech- lepiej jak ten czas poświęcisz na naukę matmy, miłego dnia.

Zaśmiał się serdecznie. Moment. Serdecznie?

Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.

-Nie w tą stronę!- usłyszałam prychnięcie, a zaraz po tym jego śmiech.

Jak gdyby nigdy nic, chociaż pewnie czerwona jak burak, zmieniłam kierunek o 180*. Kiedy on już pękał ja ze śmiechu, ja ze stoickim spokojem go mijałam. Głupek.

Szedł kilka kroków za mną, a ja uparcie szukałam tego cholernego antykwariatu na Google Maps.

- Busem będzie szybcieeej- stwierdził.

Dobra niech mu będzie.

- Prowadź- uśmiechnęłam się zrezygnowana. Można w ogóle się tak uśmiechnąć? Pewnie pomyślał, że mam jakieś tiki nerwowe.

Jakieś 10min później siedzieliśmy w ciepłym busie. Było nawet zabawnie. Całą drogę opowiadał mi o ludziach z klasy, o nauczycielach, mówił gdzie jest najlepsza pizza, a gdzie kebaby. Był całkiem w porządku.

W końcu się odważyłam i zadałam mu nurtujące mnie już jakiś czas pytanie.

-Jesteś Wiktor czy Bogdan? – nie wierzę, że te słowa opuściły moje usta- Bo wiesz...Natalia mówiła, że masz na imię Wiktor, ale pani od matmy powiedziała Bogdan i...Boże przepraszam już sama nie wiem...zapomnij o tym pytaniu, to było idiotyczne, sorrki.

Ukryłam twarz w dłoniach. Jedyne czego chciałam to cofnąć czas, albo chociaż wysiąść z autobusu. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że mój towarzysz się...dusi? Rozchyliłam palce i rzeczywiście; głupi blondas, aż krztusił się ze śmiechu. Głupek 2x.

Po całej wieczności udało mu się wykrztusić:

-Jestem Wiktor...Wiktor Bogdan – wydusił ciągle się śmiejąc.

Myślałam, że te starsze panie zaraz zamordują go wzrokiem za zakłócanie spokoju w miejscu publicznym. Ale...okay, przyznam, że ja też zaczęłam się śmiać. Nie wiem tylko czy tak rozbawiła mnie ta sytuacja czy fakt, że imię może być nazwiskiem. Albo po prostu śmiałam się, żeby nie pomyślał, że jestem sztywna. Jeszcze tego by brakowało.

W antykwariacie kupiłam część książek, resztę uzupełniłam w księgarni obok.

Wiktor ofiarnie stwierdził, że może mnie odprowadzić, bo sam mieszka poza Suwałkami, więc i tak musi czekać na busa. Spoko.

Rozstaliśmy się pod klatką.

Resztę dnia spędziłam szykując obiad, odrabiając lekcje i leżąc. Zadzwoniłam też do rodziców chcąc ich trochę uspokoić, co jak się okazało było świetnym zagraniem. Wieczorem weszłam na fb. Większość ludzi z nowej klasy przysyłało mi zaproszenia do grona znajomych, więc siedziałam przeglądając wszystko i starając sie zapamiętywać imiona. Zostałam też dodana do klasowej konwersacji.

Czyżby mnie zaakceptowali?

Gdy zaczęłam się nad tym zastanawiać dostałam wiadomość. Albo jak ktoś woli-spam:

Klaudia: Hej!

Klaudia: Jak w nowej szkole?

Klaudia: Czemu nie napisałaś w weekend?

Klaudia: Nudno tu bez Ciebie, tęsknię.

Nudzi się beze mnie? Zabawne. Klaudia- jedna z lepszych i nielicznych koleżanek- jest moim całkowitym przeciwieństwem, przynajmniej jeśli chodzi o kontakty z ludźmi. Zazdroszczę jej tego. Z każdym znajdzie jakiś temat do rozmowy i chyba nie wie co to 'niezręczna cisza'. Wygadana, otwarta, zabawna...jeśli ktoś miałby za kimś tęsknić to ja za nią.

Ja: Hejka, w szkole spoko, nie pisałam bo nie miałam czasu: wiesz rozpakowywanie, wizyta rodziców itp., przepraszam

Wypisałam wszystko jednym ciągiem, a po chwili zastanowienia dopisałam jeszcze:

Ja: zawsze możesz przyjechać na weekend, rodzice będą co 2 tygodnie więc zapraszam xD

Klaudia: postaram się <3

Chciałam żeby przyjechała, ale wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Sam bilet w jedną stronę kosztuje ponad 50zł, a wątpię, że rodzice puszczą ją do koleżanki, na drugi koniec Polski, w wieku 16lat.

Zostałam całkowicie sama.

Zanim zdążyłam się jeszcze bardziej zdołować - zasnęłam.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 02, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Z  życia wzięteWhere stories live. Discover now