Czas mija nieustannie, ale ja nadal nie mogę zapomnieć o tym co się stało, wciąż nie mogę zrozumieć jak do tego doszło i dlaczego. Mówią, że czas leczy rany, że boli ale kiedyś przestaje, kłamią. Żeby wyleczyć tą ranę zabraknie czasu nawet z wieczności. To boli, kiedy myślę, że pokój, który kiedyś był zapełniony jego głosem i zapachem teraz stoi pusty i samotny. Teraz drzwi do niego zawsze są zamknięte i nawet ja że nie mogę tam wejść. Bo tamta kryjówka już dawno przestała być nasza, przestała być moja.Chciałabym zamknąć się w 4 ścianach mojego pokoju i już nigdy nie wychodzić. Bo mój brat, mój najlepszy, jedyny, ukochany brat zginął przeze mnie, przez to, że postanowiłam walczyć, przez to, że myślałam iż dam radę go ochronić. Myślałam, że to, że ja stanę do walki nie wpłynie na życie moich bliskich. Właściwie to na życie mojego braciszka, bo rodzice porzucili nas, gdy ja miałam 6 lat, a brat 2. Musieliśmy walczyć, żeby przetrwać jeszcze zanim to stało się modne. Tak, mój sarkazm. Zanim inni zostali do tego zmuszenie, to określenie lepiej pasuje. To nie było nic niezwykłego, po prostu nagle mała sekta, zawsze uważana za nieszkodliwą w szybkim tempie się rozrosła i przejęła władzę.Później zaczęliśmy żyć w strachu, bojąc się zaufać komukolwiek, bo nigdy nie byliśmy pewni, kto jest za, a kto przeciwko władzy. A wracając do mojego braciszka. Zginął przeze mnie. Miał 12 lat, tak mało i odszedł, ponieważ przyłączyłam się do ruchu oporu, ponieważ nie miałam go gdzie zostawić i zabrałam go ze sobą na akcję, ponieważ ukryłam go w opuszczonej fabryce. Ale kiedy wróciłam wycieńczona znalazłam jego ciało w kałuży krwi. Byłam tak przerażona i zdruzgotana, że klęczałam przy jego ciele kilka godzin albo kilka dni, właściwie nie jestem pewna. Bo wtedy wszystko straciło dla mnie sens. Wszystko stało się szare i ponure. A ucieczka i znalezienie kryjówki wydawały się idiotyczne. I tak od tych wydarzeń minęły 2 lata, a ja właśnie dzisiaj kończę 18 lat. Przeżyłam cholerne 2 lata, próbując znaleźć sens życia.Walczyłam , ale tylko dlatego, żeby się czymś zająć. Dwa lata temu miałam przyjaciół, ale albo oni mnie zostawili, albo ja ich odtrąciłam, tak więc jestem sama. Czasami się boję, czasami w nocy krzyczę, czasami mam złe sny. I czasami kłamię. A moje czasami często zmienia się w zawsze. Tak więc ZAWSZE się boję, ZAWSZE w nocy krzyczę i budzę się po kolejnych koszmarach. Rok temu myślałam, że znalazłam przyjaciela, był przy mnie, zajmował się mną i pocieszał. Ale okazało się, że chodzi o moje schronienie, moje jedzenie, moje umiejętności w walce i moją broń.Przez niego musiałam zmienić kryjówkę, bo bałam się tam zostać,kiedy wiedział o mnie tak wiele, że zaczął mi grozić. Ale może wróćmy do tego co teraz. Może tak będzie lepiej. Tak więc siedzę teraz w moich 4 ścianach, samotna, nie potrafiąca nikomu zaufać,na zniszczonym, ale raczej nadającym się do użytku materacu.Właściwie to i tak luksus. Większość osób w moim wieku zdanych samych na siebie ledwo znajduje schronienie i pożywienie. A ja mam tyle, że mogę jadać w miarę regularne posiłki, a do tego jeszcze materac. Luksusy... Co prawda wolałabym nie mieć tego w zamian zażycie mojego brata, mam nadzieję, że mi wybaczył. Marzę o tym,aby mieć osobę, z którą będę mogła porozmawiać, której będę mogła się zwierzyć bez strachu, przy której może zapomnę i kiedyś się zaśmieję. Nie wiem czy jeszcze umiem to zrobić,żałuję, ze tak jest, że siedzę teraz sama czyszcząc moje pistolety i miecze zamiast rozmawiać z kimś, kto by mnie zrozumiał i mi pomógł. Oczywiście nie potrzebuję pomocy w walce, z całego ruchu oporu to ja umiem najlepiej walczyć. Zaczęłam uczyć się walk i władania ostrzem jakiś czas po śmierci brata. Wtedy kiedy mogłam już ruszyć się z podłogi zaczęłam trenować, bo nie chcę, aby ktoś kiedyś musiał przeżywać to co ja. Wiem, że to niemożliwe, ale chcę aby nie były to aż tak częste przypadki. Tak więc teraz czyszczę broń, bo jutro muszę wyjść z 'domu'. Do członkostwa dołączają dwie nowe osoby, jako że jestem zastępcą dowódcy muszę ich wyszkolić, chociaż to chyba nie dlatego, tylko dlatego, że jestem najsilniejsza. Chciałabym kiedyś, żeby tak nie było. Nie musiałabym wtedy tak się martwić za każdym razem, gdy wychodzimy, bo to ja jestem za nich odpowiedzialna, jako najsilniejsze ogniwo czuję, że muszę ich wszystkich chronić. A każdą śmierć odbieram jako własną porażkę i całkowicie moją winę. Czuję, że oni wszyscy mimo miłych słów pocieszenia obwiniają mnie za każdą śmierć. Ale co ja na to poradzę, nie jestem bogiem. Właściwie to ich rozumiem. Sama się obwiniam. Kiedy moja broń jest już w idealnym stanie kładę się spać. Nie lubię tego momentu. Bo dla mnie jest to równoznaczne z tym, że teraz spotkam się z moimi lękami w snach...
YOU ARE READING
Trudności
Short StoryNie lubię zdradzać w opisie o czym jest, bo ciężko to stwierdzić, gdy nie ma się jeszcze napisanej całości. Pewnie przez brak opisu nie zajrzy tu zbyt wiele osób, ale chcę wierzyć, że ktoś przeczyta i jednak mu się spodoba. Miłego czytania <3