Okrzyki dzieci było słychać wszędzie. Wszyscy też rozmawiali.
Jednak czy można im się dziwić? Kolejne zajęcia szkolne właśnie się zakończyły, a mali uczniowie mogli wrócić do domu, pobawić się lub pójść na dodatkowe zajęcia, na które zapisali ich rodzice.
Brunet na szczęście zaliczał się do tej lepszej grupy - miał już wolne. Jeśli można było w ogóle te zajęcia szkolne nazwać okropnie ciężkim obowiązkiem. W oczach małych dzieci wszystko było cięższe.
W oczach każdego człowieka wszystko było cięższe, niż się wydawało w rzeczywistości.
Ciemnowłosy chłopiec, ubrany w żółty mundurek szkolny właśnie szedł na parking, chcąc znaleźć swoją rodzicielkę. Zawsze tak było - mama czekała obok samochodu idealnie na czas. Chłopczyk nie wiedział jakim cudem dorośli mogą być tak punktualni, w dodatku za każdym razem. On ciągle się spóźniał lub był za wcześnie. Zawsze winił za to zegarek, który w czasie, gdy on nie patrzył, zdradziecko przesuwał się o kilka miejsc szybciej, niż powinien.
Po króciutkim spacerze już był na miejscu. Kobieta stojąca przy czerwonym, niewielkim samochodzie pomachała do niego, a uradowany chłopiec pobiegł w jej stronę.
- Mamo! Spójrz! - krzyknął wesoło po tym, jak przylgnął do nogi swojej matki. - Nauczyłem się wiązać buta! Już nie będziesz musiała tego robić za mnie - żywo pokazał swoimi malutkimi paluszkami podniesioną stopę, z zawiązanym, czarnym bucikiem.
Brązowowłosa kobieta uśmiechnęła się i podniosła swojego synka, chcąc posadzić go na siedzeniu w aucie.
- To wspaniale. Jestem z ciebie dumna, mój ty mały, utalentowany niedźwiadku - pocałowała chłopca w czoło, po czym otworzyła drzwi od pojazdu.
~~*~~
Azjatka właśnie prowadziła samochód, gdy chłopczyk zajadał się żelkami, które szatynka kupiła dla niego wraz z owocowym sokiem w kartoniku. Droga nie miała trwać długo. Nie mieszkali daleko, jednak nie tak blisko, by iść pieszo. Pobliskie dzielnice także nie były najbezpieczniejsze, więc nikt nie chciał ryzykować.
- Hoseokie, nie zjedz wszystkiego bo brzuszek będzie cię bolał - odezwała się, patrząc na lusterko przed sobą, pokazujące odbicie jej dziecka.
- Jeszcze troszkę! - odpowiedział z pełną buzią, biorąc kolejną garść żelkowatych dżdżownic. Nie zapowiadało się na to, by mały zostawił słodycz na później.
Przez chwilę w samochodzie panowała cisza, przerywana głośnym mlaskaniem chłopca. Wszystko wyglądało tak samo. Oczywiście oprócz tej niewielkiej i słodkiej nagrody za nic. Słodycze są niezdrowe, trzeba je jeść z umiarem, więc nie kupowała ich zbyt dużo.
Pogoda była słoneczna - jak przez większą część września. Drzewa i inne rośliny ukazywały całą swą okazałość, chwaląc się zielenią, ukrywając brąz, który dominował podczas dwóch ostatnich pór roku. Niebo zachwycało przejrzystym, niebieskim kolorem.
O! Jednak nie do końca. Wszystko to zakłóciła jedna, niewielka chmurka. Tak niewielka, że ledwo można było ją zauważyć.
Zupełnie samotna, mała biała chmurka.
Innych pojazdów było dużo, co jest oczywiste o tej porze dnia. Większość ludzi wracała z pracy, szkoły lub do niej dopiero jechała. Wszyscy chcieli dotrzeć na miejsce o określonej porze, nikt nie zwracał uwagi na innych kierowców. Chyba że ich zdenerwowali - wtedy wyzywali ich jakby co najmniej zabili jakiegoś człowieka.
Istny chaos. Na tym odcinku drogi panował istny chaos.
- Kochanie?
- Tak, mamusiu? - uśmiechnął się brunet, bawiąc się swoją skarpetką, siedząc na foteliku ze skrzyżowanymi nóżkami.
- Trochę się teraz zmieni - zaczęła, patrząc to na drogę, to na chłopca. - Dostałam nową pracę i nie będę mogła cię odbierać od razu po ostatniej lekcji.
Hoseok podniósł swoją główkę, patrząc na lusterko, na którym widział twarz swojej mamy. Przestraszył się, myśląc, że teraz będzie musiał wracać sam na nogach. Przecież mamusia mówiła, że jest niebezpiecznie. Nie chciał, żeby ktoś go skrzywdził.
- Będę musiał wracać do domu na nogach? - szepnął, mając nadzieję, że kobieta miała jakiś inny pomysł.
- Nie, nie - jej kąciki ust powędrowały do góry - Będziesz czekał na mnie w bibliotece.
Chłopiec odetchnął z ulgą. Kilka razy był w budynku, będącym naprzeciwko szkoły. Aczkolwiek tylko po to, by wypożyczyć jakąś książkę dla mamy lub coś dla niego. Pani, która tam pracowała nie była najmilsza. Zawsze go uciszała i traktowała go niemiło. Raz nawet kichnął, a przerażająca staruszka już chciała go wyrzucić.
Jednak było to lepsze niż niebezpieczeństwo, jakie kryło się na ulicach w niektórych częściach miasta.
- A ile będę czekać? Nie chcę zostać z tą czarownicą do końca słońca! - tak właśnie określał porę, gdy słońce już zachodziło. Słońce się skończyło. Słońce musi być wyjątkowo silne. Za każdym razem, gdy upada, stara się powstać i świecić dalej.
- Nieładnie jest tak kogoś nazywać - westchnęła, jednak miała takie samo zdanie, jak jej syn. - Poczekasz z półtorej godzinki, to nie tak długo.
Samochód zatrzymał się, a zaraz potem silnik został wyłączony. Kobieta wzięła swoje rzeczy i wyszła, aby pomóc dziecku odpiąć pasy. Maluchowi wciąż zostało trochę żelków, więc w drodze na klatkę wybierał swoje ulubione smaki, a resztą częstował swoją mamę.
Mieszkali oni w niewielkim mieszkaniu, dokładniej w bloku na drugim piętrze. Widok, jaki prezentował się im, gdy patrzyli w okno był piękny. Nie były widoczne tam autostrady, inne, nowoczesne budynki czy też sklepy. Przeróżne drzewa zasłaniały wszystko, zostawiając jedynie przejrzyste niebo, co było wielką zaletą, tym bardziej w wiosnę. Blok mieścił się zaraz obok parku, na którym nie można było spotkać wiele ludzi. Było to ulubione miejsce do zabaw i spacerów małego chłopca. Chodził tam z mamą, zachwycającą się pięknem przyrody. Kochała wszystko, co było związane z naturą. Tą postawą zaczynała również zarażać syna, zauważającego coraz więcej urokliwych rzeczy, doceniającego każdy skrawek zielonej trawy i cieszącego się z małej biedronki, siedzącej na kwiatku. Wszystkie te rzeczy interpretował i nazywał w swój sposób - biedronka była miniaturową czerwoną miseczką w czarne kropki, kwiatek był samotną roślinką, która potrzebowała kogoś do towarzystwa, co zauważyła biedronka i przyszła się z nim zaprzyjaźnić.
Hoseok posiadał wyobraźnię, pomagającą mu zrozumieć wiele trudnych rzeczy w prosty sposób. Był naprawdę wesołym i pomocnym chłopcem, chcącym być jak biedronka lub słoneczko. Chciał nieść pomoc i nadzieję wszystkim potrzebującym. Urocze.
Dobrze, że nie wiedział, jak w rzeczywistości działa ten świat.
Jest to mój pierwszy opublikowany ff, więc przepraszam za wszelkie błędy językowe itp.
Mam nadzieję, że jakoś się to przyjmie, a nawet jeśli nikt nie zechce tego czytać będę kontynuować pisanie.
Miłego dnia/wieczoru/nocy!
YOU ARE READING
The Sun Isn't Over | Yoonseok
FanfictionSłońce znika za zielonymi drzewami, nie mając siły na utrzymanie się na niebie, a gwiazdy i księżyc każdej nocy próbując zastąpić słoneczko, śpiewają swoje pieśni i oświetlają zieloną trawę, by nikt nie zabłądził. Zachwycający błękit nieba zostaje z...