Rozdział 1

122 3 7
                                    

Wystukiwała rytm piosenki lecącej z radia czekając, aż się pojawi. Eye Of The Tiger. Lubiła ją. Bardzo. Mogła ją, jak i parę innych, słuchać godzinami.

Zerknęła leniwie na zdjęcia leżące na siedzeniu pasażera. Drobny diler narkotykowy.

Mark Owen. Płotka. Łatwizna.

Poruszyła się niecierpliwie na fotelu. Długo jeszcze?- pomyślała.

I w końcu ku jej radości zza rogu wyszedł wysoki 25-latek. Ubrany w szarą bluzę i jeansy. To on.

Otworzyła drzwi i nie robiąc zbędnego hałasu wyszła z samochodu.

Idąc przyjrzała się zachowaniu chłopaka. Nerwowo się za kimś rozglądał. Pewnie kolejny klient.

Podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu. Odwrócił się szybko.

-Cześć przystojniaku.- rzuciła obezwładniając go.

-Ja jestem niewinny, przysięgam.- pokręciła głową ze śmiechem i wsadziła dłoń do kieszeni jego bluzy. Wyciągnęła z niej plastikową torebkę z białym proszkiem w środku.

-A to co? Cukier? - spytała retorycznie. Siedział cicho. Nie czekając na nic więcej wyciągnęła kajdanki, a następnie założyła je blondynowi.

-Idziemy słodziutki. - podciągnęła go do pionu i zaprowadziła do samochodu.

***

-Dobra robota, Barkley. - stwierdził Robert Parker, po tym jak Stephanie wróciła na komisariat.

Robert to dwudziestoośmiolatek ze skłonnościami do imprezowania, jak na razie zatwardziały kawaler i najbliższy kolega Stephanie.

Nie była to jakaś wielka przyjaźń, po prostu imprezowali razem. Jego nie interesowała ona, a jej nie interesował on. Dla nich to był układ idealny.

Oparła się o jego biurko, jak zwykle gdy rozmawiali.

-Dziś. Orchidea. Co ty na to, Parker?- spytała, oczekując pozytywnej odpowiedzi.

-Mi dwa razy nie trzeba powtarzać, Barkley.- nie pomyliła się, uśmiechnęła się szeroko.

-Dobry chłopiec.- cmoknęła i wyszła z budynku.

***

-Zdrowie za Stephanie Barkley, która, złapała już w tym miesiącu czwartego albo piątego dilera narkotykowego. Świat dzięki tobie zostanie z nich oczyszczony. Pijmy!

Parsknęła śmiechem ale poszła za jego przykładem.

Obydwoje byli już lekko podchmieleni. Pili to samo, whisky z colą, tylko on narzucił sobie trochę szybsze tempo. Czego jutro rano będzie żałował.

Odstawił z hukiem szklankę.

- Wybacz moja droga, ale nie chce dzisiaj spać sam w łóżku.- puścił jej oczko i chwiejnym krokiem ruszył w kierunku grupki dziewczyn tańczących na parkiecie.

-To sobie kup psa jak nie chcesz spać sam.- skwitowała sama do siebie.

Wypiła resztkę tego co miała w szklance i ruszyła w stronę baru. Obsługiwała tam rudowłosa barmanka która wpadła jej w oko.

- Margeritę. - spojrzała na plakietkę.- Saro.

Rudowłosa pokiwała głową i zabrała się za robienie drinka. Stephanie zlustrowała ją wzrokiem.

Gdy Sara położyła przed nią drinka, zapytała.

- Jesteś tu nowa? Wcześniej cię tu nie widziałam. - ruda odpowiedziała nawet nie patrząc na nią.

- Od tygodnia tu pracuję. -chyba zacznę wpadać tu częściej.

Kiedy Barkley znowu chciała o coś zapytać, zadzwonił telefon barmanki. Odebrała go.

-Cześć kochanie. Czekaj, muszę wyjść, bo cię nie słyszę. - i zniknęła za drzwiami prowadzącymi na zaplecze.

Steph niespecjalnie się tym przejęła, zabrała drinka i ruszyła z powrotem do stolika.

Wypiła parę dużych łyków i tak jak Robert, ruszyła na parkiet.

***

Dźwięk obcasów stukających o podłogę przyprawił Barkley o jeszcze gorszy ból głowy.

-Ciszej kobieto, zdejmij te buty, najlepiej wyrzuć je przez okno. - burknęła nie podnosząc głowy z biurka.

-Ciężka noc, co? - prychnęła tamta głośno. Steph jęknęła.

-Szef wzywa cię do siebie. Natychmiast.

-O Boże. - jęknęła ponownie.

Asystentka szefa ruszyła z powrotem do siebie nadal stukając obcasami.

-Suka. - wymamrotała. Szczerze jej nienawidziła.

Najdelikatniej jak mogła, podniosła głowę i łyknęła dwie aspiryny, zanim ruszyła do gabinetu szefa.

***

Zapukała dwa razy, odbiło się to echem w jej głowie, ale starała się to jakoś wytrzymać.

-Wejść. - usłyszała.

-Wzywał mnie pan? - spytała od progu.

-Tak, siadaj. - wskazał na krzesło znajdujące się naprzeciwko jego biurka.

Teraz coś o Johnie Cupperze.

Nikt nie wiedział, ile ma tak na prawdę lat, cały komisariat, stawiał że coś między czterdzieści a pięćdziesiąt.
Był w porządku dla wszystkich, ale gdy ktoś za bardzo się z czymś ociągał to potrafił być stanowczy.

-O co chodzi?

-Wiesz Barkley, pracujesz jako detektyw stosunkowo krótko, ale bądźmy szczerzy, jesteś jedną z najlepszych kobiet pracujących tutaj. Dlatego zdecydowałem, i nie tylko ja, że przydzielimy ci partnera. - jej przyćmiony umysł trochę wolno przetworzył informację.

-Co?! Jakiego partnera?! - podniosła głos i od razu tego pożałowała.

-Decyzja zapadła. Poznaj Vincenta Millera. - dopiero wtedy zwróciła uwagę na mężczyznę siedzącego obok.

Otaksowała go wzrokiem.

Brunet, na oko między dwadzieścia pięć a trzydzieści lat. Ubrany w ciemny garnitur, białą koszulę i czarny krawat. Chłodna elegancja. Ważniak. O losie.

Warknęła coś pod nosem, wstała i trzaskając drzwiami wyszła z gabinetu.

Opadła na fotel wkurzona. Przetarła twarz dłońmi. Wdech i wydech- powtarzała sobie w myślach.

Od początku dążyła do tego by pracować sama, tak jak jej tata. Nie chciała by się to zmieniło.

Pozostała w tej samej pozycji do czasu, gdy usłyszała chrząknięcie gdzieś przed sobą.

Popatrzyła na faceta stojącego przed jej biurkiem, wiedziała, że się nie polubią.

-Zawsze się tak w pracy zachowujesz? - rozpiął swoją marynarkę i dostawił sobie krzesło naprzeciwko jej. Nie dał jej nawet odpowiedzieć tylko rozpoczął swój wywód.

-Teraz słuchaj mnie uważnie, bo nie będę się powtarzał. Też nie jestem szczęśliwy, że mam mieć partnerkę z niskobudżetowej policji, ale stało się, więc weź się w garść i nie utrudniaj życia mnie i sobie. Dotarło?

Wstał i nie zważając na nią ruszył w stronę wyjścia.

Był wściekły. Pracował w agencji. Był najlepszy i najlepiej mu się pracowało w pojedynkę.

Do czasu gdy jego szef zdecydował się przydzielić go do jakieś zwykłej, niedoświadczonej pani detektyw.

Z tajnych, rządowych akcji miał przejść na jakieś drobne morderstwa czy inne takie.

Nie mogło mu to przejść przez myśl.

Czyste sumienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz