Rozdział 2

37 3 1
                                    

O tej samej porze pojawili się przy drzwiach, obydwoje z kubkiem kawy w dłoni.

Vince odsunął się jak na dżentelmena przystało.

-Pani przodem.- Steph przeszła obok niego bez słowa, choć cisnęła jej się na usta zgryźliwa uwaga.

Spojrzała na swoje biurko i westchnęła z udręką, dokładnie ten sam mebel znalazł się obok jej z komputerem i tym wszystkim co było u niej.

Ugryzła się w język, by nie powiedzieć czegoś nie potrzebnie.

Dramat czas zacząć.

Przeszła do swojego miejsca, postawiła kawę i zabrała się za papierkową robotę związaną z Owenem.

Postanowiła ignorować faceta siedzącego obok niej. Przynajmniej starała się, czuła że patrzył jej na ręce.

W końcu jednak puściły jej nerwy. Odwróciła się gwałtownie w jego stronę na co ten podskoczył na siedzeniu.

-Nie masz ty przypadkiem czegoś do roboty?

-Źle to wypełniasz.- odpowiedział ignorując całkowicie to co do niego powiedziała.

-A ty niby to lepiej zrobisz? - spytała zaciskając pieści, które na jego szczęście trzymała na udach.

-Na pewno lepiej od ciebie.

-To idź złap jakiegoś dilera, albo zrób cokolwiek innego i wtedy uzupełnisz sobie po swojemu papiery. A teraz zajmij się sobą a mi daj spokój. - warknęła.

Podniósł ręce w geście kapitulacji.

Po godzinie Stephanie miała ochotę zabić Millera, w głowie już wymyślała tysiące sposobów na tortury dla niego. Na przykład, ogłuszyła by go i zatopiła w jakieś rzece. Chociaż nie, szkoda było jej ryb na takiego szkodnika. 

Nie obchodziło ją że po tym sama by się musiała aresztować. Ten facet działał jej na nerwy i to bardzo.

On zastanawiał się, czemu ktoś polecany przez szefa, popełnia tyle banalnych błędów.

To będzie długi dzień. - pomyśleli razem w tym samym momencie. 

Obydwoje odliczali minuty do końca. Każda dłużyła im się niemiłosiernie.

Gdy wybiła dwudziesta pierwsza, jak poparzeni pozbierali swoje rzeczy i szybkim krokiem wyszli z komisariatu.

Wsiedli do swoich samochodów i jak najszybciej się dało, odjechali.

***

Po powrocie do domu od razu skierowała się do kuchni. Z szafki obok lodówki wyciągnęła wino które niedawno kupiła. 

Odkorkowała je i nie bawiąc się w jakieś kieliszki pociągnęła zdrowy łyk. Zaraz po tym przeszła do łazienki i nalała sobie gorącej wody do wanny.

Postawiła otwartą butelkę wina w zasięgu ręki, rozebrała się i weszła do wody. 

Nadęty bufon, nie mogli jej przydzielić kogoś innego?

Mało mają tych agentów?

Miała nadzieję że odeślą go gdzieś na osobną misje daleko od niej, najlepiej gdzieś do Afryki czy innej Azji.

On za to poszedł na strzelnicę.

Pierwszy strzał dziewięć, a dwa kolejne trafiły w środek. Uśmiechnął się i rozładował broń. 

Przed rozpoczęciem pracy w agencji lubił tu przychodzić, tak zwykle odreagował stres całego dnia. 

Dzisiaj tego potrzebował jak nigdy dotąd. 

Czyste sumienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz