Rozdział 5

67 3 0
                                    

Wróciłam do bazy. Trwała właśnie jakaś kłótnia. Gdy byłam bliżej dostrzegłam że to główni generałowie się sprzeczają. Po środku na wysokim fotelu siedziało uosobienie zła. Mein gdy zobaczyła że doleciałam do bazy złapała mnie za ramiona.

- Powiedz że to nie prawda!

- Słucham? - nie podoba mi się to.

- Czy, widziałaś w którą stronę poleciał ten anioł? Dlaczego wskazałaś złą stronę.

Już jest po mnie. Zginę dnia dzisiejszego. Nie odezwałam się. Patrzyłam prosto w oczy Mein.

- Wiedziałem żeby nie dawać jej drugiej szansy - gruby, straszny głos Pierwszego Generała przestrzelił mnie jak strzała - było ją zabić od razu!

- Przestań Belzebubie, dajmy jej się najpierw wytłumaczyć.

- Co tu do tłumaczenia! Suka ochroniła anioła!

Czarny Pan podniósł dłoń. Na raz zapadła cisza.

- Wina jest. Chaos. Po szansie jaką ci daliśmy zostajesz wygnana z piekieł na ziemię - zbroja, zaczęła odpadać, broń również. Moje rogi zostały brutalnie wyrwane przez wiatr. Nie pisnęłam, cały czas wpatrywałam się w oczy monstra - jako że, zabiłaś jednego z archaniołów, znaj resztki naszej dobroci. Dostajesz wyszczerbiony miecz do walki z niebieskimi zastępami Michała - Nagle znalazłam się sama w lesie. Bez zbroi, bez broni. Obok mnie leżał mól płaszcz i wyszczerbiony miecz. A więc stało się. Czeka mnie śmierć. Ciekawe co dzieje się z demonem po śmierci. Jak zginę to wam napiszę.

Sytuacja jest bardziej niż beznadziejna. Na szczęście, nie mam teraz tak mocnego zapachu. Jestem na ziemi, to wiem na pewno. Gdy zrobiłam pierwszy krok poczułam jaka jestem słaba. Wraz z zbroją i umiejętnościami, Szatan zabrał mi również połowę energii. Zostaje mi teraz tylko krążyć po ziemi na zgubę dusz ludzkich. To ja już wolę zostać w lesie. 

Krążę po tym lesie już długo. Zauważyłam że z dnia na dzień coraz bardziej tracę siły. Co mnie bardziej niepokoiło to to że żaden anioł mnie jeszcze nie zaatakował. Wolę jednak nie kusić losu. Gdy tak wędrowałam przez lasy, które okazały się być w górach, niestety nie mam siły by się wbić w powietrze, widziałam mnóstwo ludzi. Jednej kobiecie nawet udało mi się przez przypadek pomóc. Gdy poślizgnęła się i wpadła do górskiego potoku podałam jej gałąź jednego z drzew. Ona mnie nie widziała, i gdy wyszła z wody dziękowała bogu, ale ja i tak czułam się usatysfakcjonowana. Mogę teraz robić wszystko, więc nie muszę być złą suką, która pragnie tego co najgorsze dla ludzi. 

Życie w lesie jest lepsze niż w piekle. Udało mi się nieco zaostrzyć miecz, w razie gdybym spotkała demony. Belzebub za bardzo pragnął mojej śmierci, coś czuję że on pierwszy mnie zaatakuje aniżeli anioły.

I tak się stało. Usłyszałam błagalne wołanie o pomoc. Gdy wyszłam zza drzewa, Pierwszy Generał przyparł do drzewa tego anioła, który mignął mi wtedy w rezydencji. Już zamachnął się by go zabić lecz w ostatniej chwili zdążyłam skontrować jego potężny atak. 

- O proszę - powiedział uradowany demon - dwa bachory, które chciałem dziś zabić pojawiły się na raz. Mam szczęście. 

- Uciekaj! - krzyknęłam do przerażonego dziecka za mną. Od razu mały anioł rozwinął skrzydełka i odleciał. Diabeł chciał od razu za nim polecieć, byłam jednak szybsza pomimo utraty sił. Zaatakowałam go w bok. Nawet go nie drasnęłam ale zdenerwowałam na tyle by zostawił chłopca a skupił się na mnie.

- Dobrze, najpierw zajmę się tobą - szaleńczo zaczął machać mieczem w moją stronę, udało mu się uderzyć mnie w nos, stróżką poleciała krew. W pewnym momencie przecięłam mu policzek. Wtedy dopiero się zdenerwował, wyszedł z niego prawdziwy demon, nawet Czarny Pan aż tak się nie denerwuje.  Ledwo dawałam radę, rozwinęłam skrzydła by chociaż kawałek odlecieć, lecz złapał je i zgruchotał na łączeniach, zmiażdżył moje skrzydła! W głuszy słychać było mój przeraźliwy krzyk. Opadłam z sił, wypuściłam miecz. Trzymał mnie nad ziemią na wysokości swoich oczu. Drugą ręką sięgnął po sztylet i dźgnął mnie prosto w brzuch. Szybko schowałam moje biedne skrzydła gdy usłyszeliśmy przybywający oddział aniołów, upadłam na ziemię. Belzebub, najodważniejszy z demonów uciekł czym prędzej. Klęczałam ze spuszczoną głową, czekając na śmierć. Nie mam sił by uciec, po za tym podejrzewam że sztylet był zatruty, więc czy zginę teraz, czy później, nie robi mi różnicy. Mimo wszystko bałam się strasznie. Serce waliło mi jak głupie. Ręce drżały. 

- Gonić go! - usłyszałam tuż nad sobą. Za mną zaszeleściła trawa od ucisku. Dźwięk wyciągania miecza sprawił że przestałam na chwilę oddychać - Jak się nazywasz - mieczem odrzucił kaptur, zobaczył wtedy powiększającą się kałużę mojej krwi - ty - usłyszałam świst powietrza gdy zamachnął mieczem. Czyli to był Michał. Poznał mnie i teraz wreszcie mnie zabije. Tyle mnie szukał - ukrócę twoje cierpienia - łaskawca.

- Michał! Poczekaj! - poznałam głos Rafała. Brzmiał tak samo jak wtedy w rezydencji - Ona uratowała dwukrotnie mojego podopiecznego.

- Bo go nie pilnujesz! - warknął wściekły archanioł.

- Nie o to mi chodzi. Uratowała anioła pomimo że jest demonem. Wiesz co to znaczy. Po za tym, słyszałeś plotki o diablicy pomagającej porwanym aniołom w piekle. Myślę że to ona. Wiem że chcesz pomścić Discord, ale może to nie ona ją zabiła? Posłuchajmy co ma do powiedzenia.

Michał prychnął. Rafał okrążył mnie i kucną przede mną podając mi materiał.

- Przyciśnij do rany - drżącą ręką zrobiłam co mi kazał - popatrz na mnie - anioły potrafią poznać gdy ktoś kłamie po oczach - nie bój się, na razie chcemy tylko porozmawiać - Powoli zaczęłam podnosić głowę. Strach odebrał całą pewność siebie. Gdy moje oczy dotarły do jego twarzy, zobaczyłam pociągłą twarz o łagodnym wyrazie. Miał miętowe oczy. Kawałek rudego kosmyka włosów spływał mu twarzy, reszta włosów była zapleciona w długi warkocz. Po chwili przeniosłam wzrok na Michała. Zobaczyłam wtedy mężczyznę z moich snów. Wysoki blondyn z ciemno zielonymi oczami. Jego włosy sięgały do ramion i były lekko poskręcane. W przeciwieństwie do Rafała, miał on ostre rysy i zakrzywione w złości brwi, lecz gdy popatrzył na moje oczy wymalowało mu się zdziwienie, wręcz szok. Gdy mój wzrok powrócił na Rafała na twarzy miał taką sama zdziwioną minę. Nie wiedziałam jak to rozumieć. Powoli też z powodu utraty krwi traciłam świadomość. Rafał coś zaczął do mnie mówić, ale dla mnie to była jakaś plątanina losowych dźwięków a nie słowa. W pewnym momencie po prostu zasnęłam. Otuliła mnie ukochana ciemność.

Inny DemonWhere stories live. Discover now