Monica siedziała sama w busie. Matt i reszta poszli poszwędać się po mieście przed koncertem, ale ona nie miała specjalnej ochoty - ani na zwiedzanie, ani na spotkania towarzyskie. Szczerze mówiąc unikała tego dnia ludzi, jak ognia. I sama nie wiedziała dlaczego. Wyciągnęła aparat i zaczęła przeglądać wszystkie dotychczasowe zdjęcia. Mogłaby je zgrać na laptopa, ale nawet na to nie miała chęci. Przewijała więc klatkę po klatce nie poświęcając temu zbytnio uwagi - musiała jednak się czymś zająć, żeby nie zwariować. Ponieważ Matt wytłumaczył jej, jak działa wszystko w tourbusie, włączyła muzykę na tyle głośno, by jakoś zagłuszyć natrętne myśli. Myśli, których przez długi czas starała do siebie nie dopuszczać, ale w dni takie, jak ten one zawsze o sobie przypominały. Przeszukała playlistę i zaczęła słuchać samych najsmutniejszych kawałków, żeby jeszcze bardziej się dobić. Sama nie wiedziała, dlaczego tak robiła - to było, jak kopanie leżącego. Ale jakoś pomagało, a to najważniejsze.
Matt jak zwykle wrócił pierwszy. Otworzył drzwi autokaru i usłyszał dobiegającą z wnętrza muzykę. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy rozpoznał kawałek swojego poprzedniego zespołu. Brzmiał teraz jakoś inaczej i dopiero po chwili zorientował się, że dobiegał z głośników przy akompaniamencie czyjegoś głosu. Całkiem dobrego głosu, jeśli miał być szczery. Zajrzał do salonu i zobaczył Monicę skuloną w kącie kanapy. Była tak skupiona na muzyce i śpiewaniu, że nawet nie zorientowała się, że ktoś wrócił. Dzięki temu mógł w pełni podziwiać jej zdolności wokalne. Piosenka się skończyła i zaraz na jej miejsce wskoczyła kolejna, również z jego starego repertuaru i niekoniecznie najweselsza. Mógł przysiąc, że dziewczyna ukradkiem otarła łzy.
- Brzmisz, jakby ktoś ci złamał serce. - powiedział w końcu, ujawniając swoją obecność.
Monica zerwała się z kanapy wyłączając jednocześnie muzykę. Na jej twarz wystąpił rumieniec. Zawsze starała się, by nikt postronny nie słyszał, jak śpiewała w obawie, żeby się nie zbłaźnić.
- Stało się coś? - zapytał Matt.
- Co? Nie... Dlaczego?
- Brzmisz smutno. I widać, że coś cię gryzie.
- Nic takiego... - Monica wzruszyła ramionami.
Matt przyglądał jej się uważnie. Na milę można było wyczuć, że kłamała, ale chyba nie bardzo miała ochotę o tym rozmawiać.
- Gdzie reszta? - zapytała dziewczyna, zmieniając temat.
- Pewnie za niedługo wrócą. Jesteś głodna?
Monica pokręciła głową. Apetytu też nie miała.
- Ok. - Matt nie miał zamiaru niczego na niej wymuszać.
Będąc w prowizorycznej pokładowej kuchni, przejrzał zawartość lodówki, a następnie wychylił się lekko zza ścianki, by ponownie zerknąć na Monicę. Z lodówki nie zniknęło absolutnie nic poza tym, co zjadł on i reszta chłopaków, a to znaczyło, że ona kompletnie nie tknęła jedzenia. Od wczoraj. Co mogło ją gryźć do tego stopnia, że nie chciało jej się nawet jeść?
- Hej, przeszłaś na jakąś dietę czy co? - zapytał żartobliwie w nadziei, że może uda mu się z niej jednak coś wyciągnąć.
Zero odpowiedzi. Zamknął lodówkę i wrócił do salonu. Monica siedziała na kanapie z głową wspartą o dłoń. Była nieobecna.
- Monica? Napewno wszystko w porządku?
Nachylił się nieco, by móc spojrzeć jej w twarz.
- Wiesz, że możesz ze mną pogadać, prawda?
Spojrzała na niego. W jej oczach nie było nic poza jakąś dziwną pustką i smutkiem. Usiadł obok niej, zapominając o głodzie. Po krótkiej chwili Monica odwróciła się w jego stronę, na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech.
- Wszystko w porządku, Matt.
- Wcale tak nie wygląda, wiesz? Słyszałem, jak śpiewałaś...
- O Boże... - jęknęła dziewczyna. - Tego akurat miałeś nie słyszeć.
- Masz dobry głos. Tylko strasznie smutny. Piosenki też wybrałaś jakoś niespecjalnie radosne.
Monica westchnęła i zagapiła się na przeciwległą ścianę. Nie wiedziała, co miała powiedzieć. Miała swoje powody. Znowu dopadły ją te cholerne dni, których nienawidziła. Dni, w których wspomnienia z nie tak dalekiej przeszłości dawały o sobie znać w bardzo bolesny sposób.
- Brzmiałam, jakby mi ktoś złamał serce, bo tak się w rzeczywistości stało. - powiedziała cicho po kilku minutach ciszy. - I nie potrafię o nim zapomnieć. Nie chcę zapomnieć. Boję się, że jeśli do tego dojdzie, to będzie tak, jakby on w ogóle nie istniał.
Schowała twarz w dłoniach. Czuła się bezsilna i pokonana. Miała ochotę płakać, ale nie chciała tego robić na oczach Matta - w ciągu ostatnich kilku dni zbyt wiele razy widział ją płaczącą.
Mężczyzna spoglądał na nią współczująco. Wiedział doskonale, jakie to uczucie, kiedy ktoś, kogo się kochało łamał serce. Sam przez to przeszedł jakiś czas temu i czuł się, jakby już nigdy nie miał czuć nic do nikogo. Przestał nawet szukać kogoś z kim mógłby się związać, żeby uniknąć ryzyka przechodzenia przez to ponownie.
- Chcesz o tym pogadać? - zapytał. - To czasami pomaga, wiesz, wygadać się komuś.
- Chyba nie bardzo jest o czym rozmawiać... Zakochałam się w nieodpowiednim facecie i tyle. Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, to omijałabym go szerokim łukiem.
- Serce nie sługa.
- Czasem się zastanawiam, co jest ze mną nie tak. Coś musi być na rzeczy, skoro faceci ode mnie uciekają.
- Wszystko z tobą w porządku. Powiedziałem ci ostatnio, że najwyraźniej nie trafiłaś jeszcze na takiego, który by umiał się z tobą obchodzić.
- Taaa... Chyba dam sobie z tym spokój. Nie dam rady przejść przez to jeszcze raz. Mam wrażenie, że jeśli do tego dojdzie, to będzie po mnie.
- Daj spokój, nie rezygnuj. Jeszcze zjawi się taki, który będzie całował ziemię, po której chodzisz. - Matt starał się ją jakoś rozbawić.
- Dobre, dobre... A ty?
- Co ja?
- Czemu ty nikogo nie masz?
Matt zastanowił się chwilę.
- Chyba z tego samego powodu, co ty.
- I ty udzielasz mi rad... Zapewniam cię, że jeszcze pojawi się taka, która będzie całować ziemię, po której chodzisz. - Monika puściła mu oczko.
- Ironia losu, co?
- Raczej.
Monika nie mogła się nie roześmiać. Muzyk jakoś poprawił jej humor. Przynajmniej tymczasowo. Najwyraźniej oboje byli takimi miłosnymi ofiarami.
- Matt?
- Hmmm...
- Dziękuję.
- Za co tym razem? Wiesz, że masz nawyk dziękowania za wszystko?
- Wiem. - dziewczyna zachichotała. - Tym razem chcę ci podziękować za twoją muzykę. Tą z czasów My Darkest Days. Mimo, że przywraca wspomnienia. Dobrze, że nie znałam tych kawałków wtedy, szczerze mówiąc, bo nie wiem czy dziś bym tu z tobą siedziała... Byłam wtedy w takim dole, że nie wiedziałam czy z tego wyjdę. Nie potrafiłam się pozbierać do kupy. Potrafiłam siedzieć w domu i pić w samotności, nie mogłam się na niczym skupić, nie byłam nawet w stanie chodzić tymi samymi ulicami, bo wszystko mi o nim przypominało. Zajęło mi rok, żeby jakoś zacząć funkcjonować wśród ludzi, ale nie mogłam się odnaleźć. Wyprowadziłam się stamtąd, uciekłam, bo to za bardzo bolało. I boli do teraz, ale nieco mniej.
- Facet nie wie, co stracił. - powiedział Matt pewnym tonem. - Spójrz na siebie.
Monica uniosła brwi w szczerym zdumieniu.
- Powiedziałem ci, że jesteś ładna, bystra... Teraz jeszcze się okazuje, że utalentowana. Facet był frajerem i tyle. Pewnie gdyby cię zobaczył, to plułby sobie w brodę, że z ciebie zrezygnował.
- Wątpię. Wrócił do swojej byłej dziewczyny, poślubił ją i mają dziecko. Nie jestem nawet pewna czy w ogóle o mnie pamięta.
- Nie robi to z niego mniejszego frajera. Nie będę ci mówić, żebyś o nim zapomniała, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że to i tak nic nie da, ale spróbuj chociaż się tym tak nie zadręczać. Naprawdę, nie warto.
Dziewczyna westchnęła. Wiedziała doskonale, że Matt miał rację - nie mogła pozwolić, żeby przeszłość rujnowała jej teraźniejszość i przyszłość.
- Słuchaj, po koncercie idziemy do klubu.
- Do klubu? Ty?
- Wiem, to do mnie nie podobne. - Matt zaśmiał się szczerze. - Przyłączysz się?
- Ja? Do klubu? Nie jestem typem dziewczyny chodzącej do klubu.
- Ja też nie, ale co nam szkodzi?
- Dobra, to idziemy. Chyba będę musiała wyskoczyć na szybkie zakupy, bo nie mam nic, co by się nadawało na takie wyjście.
- Mamy jeszcze trochę czasu, więc powinnaś zdążyć. - Matt spojrzał na wyświetlacz telefonu, żeby sprawdzić godzinę. - Tu w pobliżu było jakieś centrum handlowe.
Monica podniosła się z kanapy i sięgnęła po plecak, w którym trzymała portfel. Narzuciła na ramiona kurtkę, przeczesała palcami włosy i zapięła zamek w butach. Posłała Mattowi wdzięczny uśmiech i skierowała się do wyjścia.
- Monica! Słuchaj, jest jeszcze jedna sprawa...
Dziewczyna odwróciła się w drzwiach. Zmarszczyła brwi, kiedy zobaczyła, że ten ma jakiś niepewny wyraz twarzy.
- Stało się coś? - zapytała ostrożnie.
- Bo... Nasza trasa po UK się kończy... Gadałem z resztą i pomyśleliśmy... To pewnie dziwnie zabrzmi, ale... Twoje zdjęcia są naprawdę świetne, wiesz? - chyba nigdy nie widziała jąkającego się Matta. Czy to na żywo, czy na filmach w internecie. Nigdy. Co więc w niego teraz wstąpiło?
- Matt? Co jest grane?
- Nie pojechałabyś z nami w trasę, jako drugi fotograf? - Matt powiedział to tak szybko, że ledwo zrozumiała.
- Że co?
- Przydałby nam się drugi fotograf.
Monica z wrażenia oparła się o w połowie otwarte drzwi tourbusa. Albo się przesłyszała, albo jej się to śniło. Tyle szczęścia nie mogła mieć. Już i tak nie dowierzała, że spędziła z zespołem ostatnich kilka dni. To z pewnością musi być sen.
- Jaja sobie robisz, Matt?
- Bynajmniej. Mamy Harry'ego, który jest geniuszem, ale nawet on nie jest w stanie uwiecznić wszystkiego na zdjęciach, dlatego pomyśleliśmy, że może ty mogłabyś pomóc. Co ty na to?
- Ja... Ale... Ja muszę wrócić do pracy... Ja...
- Dobrze płacimy. - Matt uśmiechnął się szeroko.
- Nie, nie, to nie tak, nie to miałam na myśli. Ja... Miałabym rzucić wszystko, ot tak?
- Nie musisz niczego rzucać. To tylko pięć tygodni. Jeśli nie chcesz, to my to całkowicie rozumiemy! Jakby nie patrzeć, to nie dajemy ci zbyt dużo czasu do namysłu.
- Wcale mi nie dajecie czasu do namysłu. - poprawiła go Monica. - Do kiedy oczekujecie odpowiedzi?
Matt podrapał się po głowie, spuszczając wzrok.
- Najpóźniej do rana, bo musimy ruszać w drogę.
- Ok. Przemyślę propozycję w trakcie zakupów.
Monica pomachała mu na pożegnanie i wyskoczyła z autokaru. W dalszym ciągu nie wierzyła, że została jej rzucona taka propozycja. Takie rzeczy nie zdarzają się przypadkowym ludziom, a już napewno nie jej. Nigdy nie miała szczęścia, więc dlaczego miałoby się ono teraz do niej uśmiechnąć? Co miała robić? Oferta była bardzo kusząca, oczywiście. Ile razy w życiu coś takiego może się zdarzyć? Miała taką ochotę zgodzić się od razu, ale wiedziała, że byłoby to skrajnie głupie i nieodpowiedzialne. Miała pracę, miała swoje obowiązki, nie mogła o tym zapominać. Z drugiej strony, pracę zawsze można zmienić, a Matt powiedział, że dostanie za to wynagrodzenie, więc nawet gdyby straciła swoją, to będzie miała jakieś pieniądze na przetrwanie.
Co ja mam zrobić?, myślała sprawdzając na mapie, gdzie jest centrum handlowe, o którym wspomniał Matt.
CZYTASZ
Rozmowy nocą
FanfictionTo miał być zwyczajny wieczór. Koncert, odpoczynek i dalsza trasa. Niestety, nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem. Ona wpada w kłopoty, on przychodzi z pomocą.