|005| Welcome to the jungle, Audrey.

98 10 34
                                    

piątek

4 września 1986 rok

_____________________

Od ostatniego koncertu chłopaków minął dokładny tydzień. Przez te siedem dni kompletnie odcięłam się od jakichkolwiek imprez i zaczęłam zajmować się sobą. Uczelnie i pracę postawiłam na pierwszym miejscu, tak jak sobie wcześniej planowałam. Musiałam skupić się na nauce. Chciałam rozpocząć ten rok z jak najlepszymi ocenami i frekwencją, jednocześnie spełniając moje oczekiwania wobec samej siebie. Nie chciałam zwalniać, dlatego dawałam z siebie sto dziesięć procent. Codziennie wstawałam o szóstej, aby wyszykować się i dotrzeć na uczelnie o godzinie ósmej. Po siedmiu godzinach wracałam do domu, jadłam, przebierałam się i jechałam do pracy. Starałam się brać jak najwięcej godzin, aby móc pozwolić sobie na odłożenie jakiejś skromnej sumy na czarną godzinę. Wiecie, nigdy nic nie wiadomo. Lepiej być przygotowanym na wszystko. W domu byłam najczęściej po drugiej, gdzie przeważnie pomimo zmęczenia, potrafiłam się jeszcze uczyć. Stety czy niestety musiałam wcisnąć w mój zapchany dzień chociaż trzydzieści minut na powtórkę materiału z uczelni. Nie miałam możliwości zrobienia tego w ciągu dnia, dlatego ślęczenie przy książkach odbywało się po nocach. Czy byłam zmęczona? Jak cholera. Codziennie padałam na twarz, jednak mimo tego odpowiadał mi taki tryb życia. Chciałam, aby moje dni wyglądały właśnie w ten sposób i pomimo wyczerpania byłam zadowolona jak wszystko szło w tym kierunku, o którym marzyłam całe nastoletnie lata.

Od zeszłego piątku nie miałam kontaktu z chłopakami. Każdy zajmował się swoimi sprawami, przez co nikt z nas nie miał głowy do spotkań. Od Jasmine dowiedziałam się, że Gunsi szykują jakąś mini trasę po Kalifornii, jednak informacje na jej temat były jeszcze na wodzie pisane. Chłopaki nie mieli ani samochodu, ani pieniędzy, a co najważniejsze – nie mieli ustalonych koncertów. Nie miałam pojęcia czy w ogóle dojdzie do tej podróży, jednak nie chciało mi się o tym za bardzo myśleć. Nawet nie miałam na to czasu. Wiedziałam, że jeżeli coś w ich życiu się wydarzy, na pewno dowiem się tego od Slasha bądź Jasmine, która jak już wiecie bardzo wkręciła się w znajomość z Duffem. Nie będę jednak ukrywać, że bardzo kibicowałam chłopakom i trzymałam kciuki, aby ich plan się powiódł. Guns N'Roses byli niesamowitym zespołem i zdecydowanie zasługiwali na szersze grono odbiorców.

***

Pierwszy wrześniowy piątek był moim dniem wolnym od pracy. Rano pojechałam na uczelnie, gdzie spędziłam tam cztery godziny, po czym wróciłam do domu i zaczęłam robić powtórkę materiału. Po południu byłam umówiona ze znajomymi z roku, z którymi w ramach integracji zdecydowałyśmy się iść na wspólną kawę. Przed spotkaniem jednak chciałam odebrać moją katanę, którą przy ostatniej imprezie z chłopakami zostawiłam w klubie. Chwyciłam za mój notes, po czym przekartkowałam go na stronę, na której pochyłym pismem napisany był numer telefonu z podpisem Hell House. Nie zwlekając, podniosłam słuchawkę od telefonu i szybko wykręciłam kilka cyferek. Po kilku sygnałach odezwał się głos Saula.

- Co kurwa?

Urocze rozpoczęcie rozmowy, co nie?

- Ciebie też miło słyszeć, loczuś. - powiedziałam. – Mój dzień również przemija w fantastycznej atmosferze, miło że pytasz.

- Siema, mała! – krzyknął do słuchawki. – Nie wiedziałem, że to ty i..

- Spoko, wiem. – zaśmiałam się. – Zabraliście moją kurtkę z tego klubu? – zapytałam.

- Ta, Adler w niej chodził. – mruknął.

- Że co?

- Serio. – zaśmiał się. – Mówił, że jak ją ubierze to chociaż nie zgubi. – dodał, na co ja również parsknęłam śmiechem. – A ty co tak z tym rudym pajacem zniknęłaś? – zapytał.

Love Will Tear Us Apart | GN'RWhere stories live. Discover now