Macham ogonem ze znudzenia. Moi podwładni zdają mi nieistotne raporty o nieistotnych sprawach. Zamiast mówić o marcowaniu i niepokojącym wzroście nielegalnego handlu kocimiętką, powinni traktować o moim pięknie. Przecież to ono jest najważniejsze, no halo! Powinni mówić o tym, jak moja śnieżnobiała sierść mieni się srebrzystymi refleksami w promieniach porannego słońca i jak pięknie jest dziś ułożona. Nie po to tyle czasu ją pielęgnowałem, żeby oni po prostu to ignorowali!
Ziewam głośno, gdy podejmują kolejny, nieinteresujący mnie temat. Ataki psów na moich poddanych, też mi ciekawa rzecz. Powinni potrafić się bronić, Kot Wszechmogący dał im po coś pazurki i zęby.
Bycie królem nie jest łatwą rzeczą. Ciągle narzekanie, skargi, prośby. Wszyscy czegoś ode mnie chcą, a żaden z tych niewdzięcznych kotów nie myśli o moich potrzebach. Muszę być przez nich uwielbiany!
Jesteś dla nich zbyt łaskawy, Leonardzie — myślę, rzucając pełne politowania spojrzenia zgromadzonym tu poddanym. Powinni być wdzięczni za to, że mają tak dobrego władcę.
Łaskawość, kolejna cecha, którą mogę doliczyć do listy rzeczy, które sprawiają, iż jestem idealny. Znajduje się tuż za pięknem, skromnością, inteligencją, rozwagą, poczuciem humoru, skromnością, słodkością, puchatością, zdolnościami przywódczymi, skromnością i urokiem osobistym. Och, czy wymieniłem już skromność? Dla pewności ją też dodam.
Czasami chciałbym po prostu wyjechać na wakacje i odpocząć. Wbrew pozorom, królowanie jest zajęciem wyczerpującym i wymagającym ogromnego poświęcenia. Tylko gdzie by się udać? Może do Egiptu? Podobno o tej porze roku jest tam niesamowicie.
Gdybym tylko mógł wzdychać, bez wahania bym to zrobił. Spotkania rady są tak nudne, jak pogadanki Macieja o ekstraklasie, a uwierzcie mi, nawet najwytrwalsi, to jest Wandzia, nie mogą wytrzymać jego gadki. Zazwyczaj wyłącza się w połowie i tylko przytakuje głową, mówiąc „Yhm, yhm, tak, tak, tak”.
Oczy same mi się zamykają. Co mogę poradzić na to, że Miauzef ma tak monotonny głos? Nadawałby się idealnie na mojego prywatnego usypiacza. Niestety, tylko on jest na tyle głupi, żeby nadawać się na moją prawą łapę. Co poradzić na to, że reszta myśli w miarę samodzielnie?
— Czy to już wszystko na dzisiaj? — pytam ze znużeniem i wstaję z miejsca, przeciągając się leniwie. Czuję, jak moje wszystkie, zesztywniałe od leżenia na twardej powierzchni, kości wydają z siebie ciche, jak określa to Wandzia, pyknięcie.
Zmierzam majestatycznie ku wyjściu, zanim ktokolwiek udziela mi odpowiedź. No halo, jestem przecież ich panem i władcą, mogę więc robić co tylko zechcę.
Wychodzę, nadal rozmyślając nad kwestią wakacji. Przydałby mi się odpoczynek od tej bandy półgłówków. W sumie Egipt byłby naprawdę dobrą opcją. Cały rok jest tam ciepło, a koty traktowane są z należytą czcią i szacunkiem. Muszę podsunąć Wandzi myśl wyjazdu. Tylko ja i moja służka, głaszcząca mnie całymi dniami i przynosząca mi jedzenie, kiedy tylko tego zapragnę.
Samo to wyobrażenie znacznie poprawia mi humor, więc do domu wracam w całkiem dobrym nastroju. Prześlizguję się przez dziurę w oknie, notując sobie, że chyba znowu się skurczyła. Głupie szkło.
Pamiętając o stłuczonym słoiku, ostrożnie zeskakuję z półki i ruszam ku wyjściu z piwnicy.
W pomieszczeniu nadal panuje syf, kiła i mogiła, więc opuszczam je jak najszybciej, żeby nie pobrudzić mojej pięknej, bielutkiej sierści.Kiedy jestem już we względnie czystym wnętrzu domu, nie troszcząc się o zamknięcie drzwi, kieruję się na moje drugie, zaraz po czarnych ubraniach Wandzi, ulubione miejsce. Wskakuję więc na kanapę i wprawnym ruchem łapy, naciskam na pilota od telewizora.
Każdy normalny kot pomyślałby o mnie, że jestem dziwny, oglądając zawartość tego śmiesznego, ludzkiego pudełka, jednak dla mnie jest to źródło wiedzy i informacji o świecie. To właśnie dzięki telewizji dowiedziałem się, skąd biorą się małe kotki, poznałem niezwykłą postać kota Garfielda i zapałałem ogromnym szacunkiem do pana prezesa, który z tak ogromną zapalczywością studiował atlas „Atlas kotów” — ten to ma gust co do literatury!
Programy, które lecą w telewizji, są na tyle nudne, że usypiają mnie w trymiga – no bo kogo obchodzi jakieś łamanie konstytucji i inne tego typu, niezbyt istotne rzeczy. Zwijam się wygodnie w kłębek i zamykam oczy. Zasługuję na odpoczynek po tak męczącym i nużącym dniu rządzenia. Muszę być przecież w pełni wypoczęty, bo jest to klucz do mojego idealnego wyglądu. Z kogoś ci nieudacznicy, zwani również moimi poddanymi, muszą brać przykład, a kto lepiej się na niego nadaje niż ich najukochańszy, najwspanialszy władca?
Moje sny są pełne przejmowania władzy nad światem i pomiatania gatunkiem ludzkim. Siedzę na świetlistym tronie z poduszek, a Maciej służy mi jako dywan, Wandzia natomiast przynosi przysmaki i drapie za uchem. Jestem traktowany tak, jak powinienem być traktowany, czyli jak bóg, władca całego wszechświata, a nawet i świata!
I nagle ni stąd, ni zowąd, marzenia senne zmieniają się w koszmary z pewnym małym kundlem w roli głównej. Matko boska kotowska, jak ja nienawidzę psów, są paskudne, śmierdzi im z pysków i ogólnie ich iloraz inteligencji jest mniej więcej taki, jak u Macieja.
Ten konkretny jest głupi jak but, mały, biało-czarny i obrzydliwie się ślini. Skupia on uwagę wszystkich moich sług, co tylko mnie złości. Próbuję zwrócić na siebie ich uwagę, ale bezskutecznie. Są obezwładnieni przez głupkowaty wzrok tego głupiego psa i wzdychają jak oczarowani, kiedy zaczyna gonić swój głupi ogon.
Zrywam się z kanapy jak oparzony i kręcę łebkiem, starając się wyrzucić te okropne obrazy z umysłu, jednak to nie pomaga. Przed oczami nadal mam Wandzię, która… Która głaszcze tego potwora za uchem i daje mu MÓJ ulubiony czarny sweter, który bardzo często służy mi za posłanie i o który Wanda tak często się denerwuje.
To tylko sen, Leonardzie — powtarzam sobie w myślach, kręcąc się niespokojnie po salonie. — Głupi jak Miauzef sen. Tylko ciebie kochają, ciebie i tylko ciebie. No spójrz tylko, jesteś takim pięknym kotem. Jak można cię nie kochać?! To przecież zbrodnia, za którą powinno się dostać najsurowszą karę!
Wizja tortur, jakie zadaję wszystkim tym kokotom, które nie uważają mnie za pięknego, uspokaja mnie i przysięgam, gdybym potrafił się uśmiechać, to miałbym taką minę, jak Varg Vikernes podczas swojego procesu! Co jak co, ale gnębienie innych jest tak wspaniale relaksujące, jak głaskanie po brzuszku czy też wygrzewanie się na słońcu. Chociaż nic nie jest tak wspaniałe i relaksujące jak uroda pewnego niezwykłego, niesamowitego i najbardziej puchatego kota na świecie!
Hej, hej, hej!
Trochę (nawet więcej niż trochę) czasu minęło odkąd opublikowałam ostatni rozdział, ale patrzcie! Żyję i opublikowałam nową część o Leonardzie!Nie będę się tłumaczyć, dlaczego tak długo mnie nie było – powiem tylko, że mój świat tak lekko się zawalił? Pisanie było ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę i, nie będę ukrywać, nadal tak jest. Mam jednak nadzieję, że jakoś wszystko może się ułoży i znów Leonard będzie rzucał Matkami boskimi kotowskimi na prawo i lewo.
Do następnego (który może kiedyś się pojawi)!
CZYTASZ
Wszystko, czego nie wiesz o swoim kocie
HumorŻycie kota domowego jest przygodą. Cóż może być bardziej pasjonujące niż batalie z kłębkiem wełny, podgryzanie kwiatków stojących na parapecie i niszczenie foteli swoich niewolników? Poznajcie Leonarda, persa o śnieżnobiałej sierści i ego większym...