Wspomnienia

666 80 149
                                    

"Zdawało mu się, że Syriusz upada jak na zwolnionym filmie. Jego ciało wygięło się w łuk i osunęło do tyłu przez postrzępioną zasłonę zwisającą spod łuku...

I Harry zobaczył jak na zniszczonej, niegdyś przystojnej twarzy jego ojca chrzestnego pojawia się mieszanina strachu i zaskoczenia, gdy przeleciał pod starożytnym łukiem i zniknął za zasłoną, która falowała jeszcze przez chwilę, jakby uderzył w nią silny wiatr, po czym znieruchomiała.

Usłyszał triumfalny krzyk Bellatrix. Nie przejął się nim - przecież Syriusz tylko wpadł za zasłonę, zaraz się pojawi po drugiej stronie...

Ale Syriusz się nie pojawił."


Syriusz nie wiedział, co się dzieje. W prawdzie zaklęcie Bellatrix trafiło go w pierś, ale nie zrobiło mu przecież krzywdy. Odrzuciło go i wygięło. To był zwykły cruciatus, jeden z wielu, którymi w dzieciństwie traktowała go matka. Praktycznie nawet nie poczuł bólu. I przecież nawet jeszcze się śmiał. 

Śmiał się, dopóki ich nie usłyszał. Dopóki kotara, w którą wleciał nie zaczęła go wołać. To nie tkanina oplątywała jego ciało. Czuł tysiące macek, które rozrywały go kawałek po kawałku, łapały za kończyny i przyciągały do siebie, jakby chciały go przytulić. A przy okazji nawoływały jego imię. 

Nie rozumiał, co się działo, czym były te macki. Nawet pocałunek Dementora nie przerażał go tak bardzo, jak te głosy. Czy to były duchy? Co do cholery jasnej się działo? Chciał się rozejrzeć, ale nie mógł. Nie mógł się ruszyć ani im wyrwać. 

- Syriusz Black.- Usłyszał szept w swojej głowie i poczuł ból jakiego nigdy nie czuł. A potem była już tylko ciemność. 


Syriusz stał w przestrzeni. Nigdzie nie było widać żadnego terenu, po którym mógłby przejść, a mimo to miał grunt pod nogami. Dookoła było szaro i bardzo mgliście. Ale to nie była prawdziwa, czysta i piękna mgła, którą znał z eskapad po Zakazanym Lesie. To nie była mgła, która unosiła się nad jeziorem w Hogwarcie, to nie była nawet ta, którą widział wczesnym rankiem po ucieczce z Azkabanu, gdy w postaci psa żył na ulicy. Nawet tamta mgła miała swój urok. A ta? Poruszała się zbyt szybko. Unosiła się niby, wydawała się być obłokiem, ale falowała na prawo i lewo, w górę i w dół i przypominało to bardziej sposób przemieszczania się śmierciożerców niż zjawisko atmosferyczne. Była też wyjątkowo irytująca. Bzyczała tak, jak zaklęcie Muffliato, gdy ktoś próbował podsłuchać rozmowę. 

Syriusz wytężył słuch. Musiał się dowiedzieć, gdzie się znalazł. Czy umarł? Jeśli tak wyglądała śmierć, to gdzie była właśnie jego dusza? Gdzie był James i Lily? Czy nie powinien się był z nimi spotkać? Poczuł ukłucie w sercu. Gdzie, skoro tak, była Marlena? 

Wspomnienie uderzyło go tak mocno, że niemal się zachwiał. 

Widział Petera, który odciął sobie palec, zmienił się w szczura i uciekł w głąb kanalizacji. Widział aurorów biegnących do niego, w tym Moody'ego, który tak bardzo go nienawidził za to, co zrobił, gdy zamordowano Marlenę. Znowu był niewinny, ale o tym nikt nie wiedział. Wszyscy, którzy znali ich tajemnicę nie żyli, a zdrajca uciekł pozostawiając po sobie fragment ciała. Syriusz właśnie uświadomił sobie, że nie miał już nikogo. Wszyscy, których kochał, na których mu zależało, cała jego rodzina, ukochana - wszyscy - odeszli. Nawet Remusowi już nie ufał. Został sam, oskarżony o morderstwo trójki osób. Przypięto mu łatkę zdrajcy. Roześmiał się naprawdę gorzko. Miał dwadzieścia dwa lata i stracił grunt pod nogami. Nie miał nic. Voldemort zabił Jamesa i Lily osierocając Harrego - jego synka chrzestnego - dzieciaka, którego kochał z całego serca, którym zajmował się tak, jak miał się zajmować swoim własnym...

Przejście (Marlena McKinnon x Syriusz Black)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz