***

95 14 13
                                    

Nie nazywał się wtedy Saruman. Pod takim imieniem znany był znacznie później wśród ludzi, którzy zresztą mu je nadali. Do Śródziemia przybył jako Curumo. Radagast zaś zwał się Aiwendilem. Początkowo razem wędrowali po Śródziemiu. A właściwie to Curumo szedł w sobie tylko wiadomym kierunku, a Aiwendil się do niego przyczepił. Jego towarzystwo zostało mu niejako narzucone i doprawdy, Varda musiała chyba upaść na głowę, jeżeli sądziła, że Aiwendil będzie dla niego dobranym kompanem. A może zwyczajowo chciała mu zrobić na złość. Nigdy za nim nie przepadała.

Delikatnie mówiąc nie byli dla siebie najlepszymi kompanami.

– Curumo!

– Czego tam? – zapytał Curumo bez entuzjazmu, nie podnosząc wzroku znad księgi.

– Spójrz, co znalazłem!

Curumo spojrzał i poderwał się w panice z kamienia, na którym dotychczas siedział.

– Na Valarów! Zabierz mi stąd tego beznogiego płaza!

– No wiesz! – rzekł z urazą Aiwendil. – To jest wąż. Bardzo sympatyczny.

– I pewnie jadowity? – zapytał Curumo, z niechęcią patrząc na gada, który z uwagą badał otoczenie wysuwając rozdwojony język.

– Nie, ten akurat nie jest

– Co to znaczy „ten”? – zapytał z zaniepokojeniem Curumo. – A zresztą nieważne. Nie życzę sobie tutaj żadnych węży. Pozbądź się go.

– Ależ Curumo...

– Jeżeli chcesz iść razem ze mną dalej, to zostaw tego węża.

Biały Czarodziej zatrzasnął książkę i schował ją do swojej torby. Zarzucił ją sobie na ramię, zabrał swoją różdżkę i spojrzał znacząco na drugiego Istari. Aiwendil wyglądał na zdruzgotanego. Wąż jakby mniej.

– No, na co czekasz? – zapytał Curumo. – Pożegnaj się ze swoim przyjacielem, zobacz będzie mu tutaj dobrze, dookoła jest zielono i miło... I zielono. 

– Tak, tak – mruknął pod nosem Aiwendil, z żalem patrząc na węża.

– Poczekam na ciebie przy gościńcu, żeby wam nie przeszkadzać.

Incydent z wężem nie był jedynym tego typu.
Curumo spoczął na kłodzie (wiadomo, był zbyt dostojnym by usiąść na ziemi). 

– Aiwendilu.

Brązowy Czarodziej nie dosłyszał, zajęty oswajaniem wiewiórki. Curumo westchnął.

– Aiwendilu, naprawdę sądzisz, że to zwierzę cię zrozumie?

– Oczywiście! Jedno już oswoiłem.

– A jakież to? Może jeża?

– Nie. Wilka.

Curumo obejrzał się za siebie niespokojnie.

– I gdzie jest ten wilk?

– W lesie.

– A, to dobrze – odetchnął z ulgą Curumo. – Zaraz, wcale nie dobrze. My jesteśmy w lesie!

– Cśśś, w lesie się nie krzyczy.

– W lesie nie oswaja się też dzikich bestii – Curumo, wciąż rozglądając się dookoła, podniósł się z kłody. Podświadomie spodziewał się, że w prześwitach pomiędzy gęstwiną i drzewami dostrzeże szare futra wilków, podkradające się do ich skromnego obozu w jednoznacznym celu rzucenia się nań cała watahą. Uznał za słuszne, że lepiej się z tego miejsca jak najprędzej oddalić.

𝔗𝔬𝔴𝔞𝔯𝔷𝔶𝔰𝔷𝔢 || 𝚃𝙾𝙻𝙺𝙸𝙴𝙽 𝙵𝙵 [one shot]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz