Rozdział 2

9 1 0
                                    

Po tafli jeziora wolno sunęły kaczki, przecinając wierzchnią warstwę wody. Jedne kwakały wesoło, drugie zaś zanurzały łby aż po szyję w wodzie i z pluskiem wyciągały ją. Siedziałem na brzegu i wpatrywałem się w spokojne, bezchmurne wieczorne niebo, szukając w gwiazdach odpowiedzi na jedno pytanie, którego nie chciałem zostawić od tak; kim była ta dziewczyna i czemu śniła mi się każdej nocy? Tym razem spotkałem ją, o mało nie rozjeżdżając jej w środku lasu. Ale nic mi nie mówiły. "Przecież w gwiazdach jest zapisane wszystko" pomyślałem. Nagle usłyszałem szelest w lesie, tuż za moimi plecami. Znieruchomiałem; to mógł być jakiś zwierz, mógł mnie zaatakować.

-Patrick... - To ona. Przez głowę przemknęła mi myśl, co może robić na mojej polanie o tak późnej godzinie i skąd w ogóle zna moje imię. Odwróciłem głowę tak mocno, że aż usłyszałem strzyknięcie w karku. Złapałem się za bolące miejsce i syknąłem. Rozmasowując kark wstałem powoli i znów usłyszałem jej głos, a później szelest. Tak, jakby biegła wgłąb lasu. Stałem jeszcze tak kilka chwil, aż usłyszałem zgrzyt metalu i krzyk dziewczyny. Ruszyłem jak szalony za krzykiem. Gdy udało mi się dobiec, przestała. Kucała, grzebała w ziemi. Rozglądała się chaotycznie na boki, coś szeptała pod nosem. W świetle księżyca jej włosy miały tak wyrazisty kolor, że nie sposób było go nie zauważyć. Ubrana była w czarne dresy i białą, przydużą jak na nią koszulkę. Miała bose stopy, całe w ranach, zakrwawione. Im bliżej byłem, tym lepiej widziałem jej dłonie; zmarznięte, blade. Chciałem dotknąć jej ramienia, ale uciekła spod mojej ręki i pognała głębiej w las. Znów zacząłem ją gonić. Ostatnie co widziałem, to jak upada prosto do ogromnej dziury wykopanej w ziemi.

Zadzwonił budzik. "Wow, wreszcie udało mi się wstać o ustalonej godzinie". Wyszykowałem się i z nadzieją na brak niespodzianek po drodze pojechałem do szkoły, łapiąc w locie gofra z kuchni. W sali lekcyjnej panował ogromny szum. Gdy wszedłem do środka, wzrok wszystkich z klasy spoczął na mnie i wszyscy zamilkli. Uniosłem jedną brew do góry i poszedłem do swojej ławki, do której zaraz podbiegło pół klasy i zaczęło wykrzykiwać do mnie pytania, których nie było sposób zrozumieć w całym hałasie. Jedyne co z tego wszystkiego wyłapałem, to pojedyncze słowa "samochód" i "zabiłeś". Nagle w sali rozszedł się donośny głos profesor White, naszej wychowawczyni i nauczycielki włoskiego.

-Skarbeńki zajmijcie swoje miejsca! Muszę Wam coś ogłosić! - White miała w zwyczaju słodzenie każdej klasie w tej szkole, przez co była ulubioną nauczycielką pierwszaków. Była bardzo podobna do Yzmy i mógłbym przysiąc, że to na niej była wzorowana ta postać. Chuda jak szczapa, z wyłupiastymi oczami i dziwnym, szerokim uśmiechem. Nawet karnację miała lekko siną, ale to chyba wynikało z jej wiecznego niedotlenienia - na każdej lekcji musiała otwierać wszystkie okna krzycząc, że świeże powietrze to podstawa na lekcji, bo wtedy mamy świeże umysły. Wszyscy wrócili do ławek, a zza naszej szkolnej Yzmy wyłoniła się nowa uczennica, która na mój widok zrobiła się czerwona z wściekłości, a ja zbladłem do koloru sufitu.

-Wasza nowa koleżanka. Przedstaw się kotuś. - White zasiadła na swoim tronie. Dziewczę stało jak kołek w płocie i wbijała złowieszczo swój wzrok prosto we mnie. Po chwili skierowała oczy w podłogę i zaczęła mówić.

-Taya Cooper. To, że jestem nowa, to chyba każdy wie. Gram na gitarze, lubię spacery po lesie i nie lubię, gdy wjeżdża się we mnie autem. - Wszyscy wybuchli śmiechem. Yzma podziękowała dziewczynie i kazała jej zająć wolne miejsce, a jedyne było... obok mnie. Kulała na prawą nogę. Zrobiło mi się niesamowicie słabo. Taya z obrzydzeniem na twarzy usiadła przy moim stoliku, odsuwając się najbardziej jak to możliwe. Odwróciłem głowę w drugą stronę i oparłem się o ławkę z nadzieją, że zajęcia skończą się wyjątkowo szybko. Miałem wrażenie, że czas zatrzymał się, żebym zdechł obok dziewczyny, która mnie nienawidzi, bo prawie ją rozjechałem. Wpatrywałem się w układ okresowy i po kolei wymieniałem w głowie każdy z pierwiastków. Z zamyślenia wyrwało mnie szturchnięcie.

-Ross, możesz odpowiedzieć na moje pytanie? - Cała klasa patrzyła się w moim kierunku, tylko nie Taya. Ta wbijała wzrok w kartkę, na której coś zapisywała. Poczułem, jak coś cieknie mi z nosa i nie był to katarek. Wytarłem krew w dłoń i zdezorientowany niemalże wybiegłem z sali prosto do łazienki.

Wyciągnąłem białą teczkę spod łóżka. Wypchana była rysunkami mojej nocnej prześladowczyni, która nagle pojawiła się w klasie do której uczęszczam. Przeglądałem każdy z nich i doszukiwałem się chociażby najmniejszego detalu, który by je odróżniał, ale nic z tego. To była ta sama dziewczyna, jak kopiuj-wklej. Rude, kręcone włosy, przenikliwy wzrok, ostre a zarazem delikatne rysy twarzy, zgrabny nosek. Nagle w oko wpadł mi ten jeden szczegół - wytatuowane skrzydła anioła na odsłoniętym kawałku ciała, tuż obok lewej łopatki, wysoko usytuowany. Dochodziła 3 w nocy, a ja próbowałem znaleźć jakikolwiek jej ślad w internecie. Instagram, Facebook, Snapchat, Twitter, nawet Tinder. Nigdzie nie było chociażby jej imienia i nazwiska, a jestem naprawdę niezły w szukaniu ludzi w sieci. Zostałem skazany na krycie się z tym, że na nią zerkam na szkolnym korytarzu. Opracowywałem plan jak do niej podejść i zagadać, przeprosić za to, że w nią prawie wjechałem, ale nic nie wyglądało tak dobrze, jak po prostu unikanie jej jak tylko się da.

Idąc szkolnym korytarzem, słyszałem co rusz moje imię wplecione w rozmowy o incydencie z samochodem. Pod salą Riddle'a stała Taya wraz z nowymi koleżankami. Widząc jej bujne loczki zrezygnowałem z pobytu w tym samym miejscu co ona i najszybciej jak potrafię, skręciłem prosto do łazienki. Podszedłem do umywalki i spojrzałem w lustro. Miałem podkrążone oczy, byłem cały blady. Zaczynała rosnąć mi dopiero co zgolona broda, a czarne włosy opadały niedbale na czoło. Westchnąłem ciężko i opłukałem twarz pod zimną wodą. Gdy znów spojrzałem w lustro spostrzegłem, że mam całe czarne oczy i leci z nich krew, przez co prawie się przewróciłem. Znów przetarłem twarz; oczy wyglądały już normalnie. "Co to było do jasnej cholery?". Zadzwonił dzwonek, co oznaczało, że muszę wejść do klasy. Jak zwykle siedziałem sam. Na moje nieszczęście Taya znów usiadła obok mnie.

Próbowałem skupić się na tym co mówi profesor Riddle, ale nie byłem w stanie. Ona mnie rozpraszała. Co chwilę zarzucała lekko włosami rozwiewając przy tym zapach swoich perfum w moją stronę, kilka razy szturchnęła mnie gdy pisała coś w zeszycie. Wtedy byłem jeszcze bardziej zdezorientowany, kręciło mi się w głowie. To jak ta dziewczyna działała na mnie musiało mieć swoją przyczynę w tym, że widywałem ją w snach. Podobno śnimy tylko o tych, których znamy, widzimy w snach ludzi, których widzieliśmy przynajmniej raz w życiu. Ale jak żyję, nie widziałem tak pięknej kobiety. Na dodatek śniła mi się zawsze w tej samej sytuacji - wołała o pomoc. Cały czas doszukiwałem się w tym jakiegoś sensu, drugiego dna i wierzyłem, że wreszcie go odnajdę.

The Night We MetWhere stories live. Discover now