Rozdział 3

198 12 5
                                    

Wraz z nadejściem października zrobiło się dużo chłodniej. Na Błoniach spacerowało coraz mniej osób. Ekscytacja spowodowana powrotem do Hogwartu po wakacjach już opadła, a uczniowie wdrażali się powoli w szkolną monotonię. 

Wrzesień szóstej klasy był jak dotąd najdziwniejszym okresem w życiu Lily.  Wszystko było inaczej. Nie przyjaźniła się już z Severusem, nie kłóciła się już z Potterem. Miesiąc minął szybko i bez jakichkolwiek problemów. Całkowicie skupiała się na szkole. W przyszłości chciała zostać Aurorem - musiała mieć jak najlepsze stopnie. Eliksiry były jej oczkiem w głowie, a transmutacja utrapieniem. 

Od początku roku zamieniła dosłownie dwa słowa z Jamesem - on powiedział "cześć", a ona odpowiedziała. Skończyły się zaproszenia na randkę, właściwie to nawet rzadziej go widywała na lekcjach czy w czasie posiłków. Ona unikała jego, a on unikał jej.

Jej przyjaciółki urosły przez wakacje. Ich opalona skóra emanowała blaskiem, a jeszcze dłuższe niż kilka miesięcy temu włosy falowały na wietrze podczas spacerów po Błoniach. Zaproszeniom na randki nie było końca.

***

(Lily)

Wyjątkowo nie byłam w stanie spać. Chyba przez pełnię. Światło księżyca przebijało się nawet przez bordowe zasłony. Było późno, koło trzeciej nad ranem, a ja siedziałam na kanapie w Pokoju Wspólnym próbując nauczyć się czegokolwiek do jutrzejszego (dzisiejszego eh) testu z Transmutacji.  

Ogień w kominku odwracał jednak moją uwagę od książek. Szukałam w nim kształtów - to była wspólna zabawa, moja i Petunii, w czasach przed Hogwartem. Płomienie układały się teraz w kształt jakiegoś zwierzęcia. Czworonogiego - to było pewne. Starałam się zidentyfikować coś więcej, ale nie byłam w stanie. Hmmm... Oczy powoli zaczynały mi się kleić.

W tym momencie rozległo się skrzypienie portretu. Delikatnie wychyliłam się zza oparcia kanapy. Byłam ciekawa cóż to za delikwent wraca zapewne z miłosnej schadzki. Jednak pomimo dźwięku, przy portrecie nikogo nie było. No ładnie, Evans. Pora spać.

Kilka sekund później, mniej więcej w połowie drogi między kominkiem a wejściem do Pokoju Wspólnego pojawiły się sylwetki 2 chłopaków. Ha! Black i Potter - któż by się spodziewał.

Nie było dobrze. 

Black podpierał się na Potterze i ledwo szedł. Nogawka ciemnych spodni była mokra, a ja mogłam mieć tylko nadzieję, że to nie była krew.

- Co się stało?

- Lily?! - Potter lekko się przestraszył, chyba nie zdążyli mnie wcześniej zauważyć.

- Co się stało? - Black nie odezwał się ani słowem, jednak miał otwarte oczy, na szczęście zdawał się być przytomnym.

- Powiem Ci, ale najpierw musisz mi pomóc. - Potter ruchem głowy wskazał na Syriusza.

- Połóż go na kanapie. - Czarnowłosy opadł z jękiem na mebel. - Gdzie Cię boli Black?

- Noga, noga go boli. - Pośpiesznie odpowiedział James.

Delikatnie podciągnęłam przemoczoną już nogawkę spodni do góry.

O Merlinie.

- James, oczyść ranę zaklęciem, a ja lecę do dormitorium po eliksiry.

Pobiegłam. Wpadłam do pokoju po cichu, tak żeby nie obudzić dziewczyn. Chwyciłam mój kuferek i zbiegłam ponownie na dół. Potter klęczał przy nodze Syriusza i mruczał cicho zaklęcie. Usunął już w większości skrzepniętą krew, dzięki czemu wreszcie widziałam jak to wszystko wygląda. Musiałam się zastanowić czego użyć. Rana wydawała się głęboka. Co gorsze nie było to proste draśnięcie, a nierówne, szarpane zagłębienie, po którym byłam pewna już teraz, że zostanie blizna.

O Morgano, czy oni zawsze muszą pakować się w kłopoty?


***


Syriusz spał na kanapie, a ja chowałam swoje rzeczy do kuferka.

- Chcesz mi to jakoś wytłumaczyć?

Potter milczał.

- Czy dostałeś dziś wystarczającą nauczkę i nie będziecie się już narażać na niebezpieczeństwo? 

Cisza.

- Gdzie w ogóle jest Remus i Peter? Dlaczego nie ma ich z Wami?

Chłopak wreszcie oderwał wzrok od podłogi i zwrócił twarz w moim kierunku.

- To nie twoja sprawa Lily. - Obruszyłam się.- Ale jestem Ci bardzo wdzięczny za pomoc. Jeśli kiedyś będziesz czegoś potrzebowała, to daj znać. Chciałbym się jakoś odpłacić.

Znów zapadła cisza.

- Czyli nic mi nie powiesz?

- Nie tym razem, Evans.





625 słów.

Przepraszam za przerwę, ale przygotowania do matury stały się niestety dość absorbujące. Ale już od czerwca ruszę z tym opowiadaniem na pewno. Postaram się też, żeby rozdziały były dłuższe. Dzięki za czytanie i miłe komentarze! To jest mega motywujące! 






Złoty znicz Jamesa PotteraWhere stories live. Discover now