Rozdział 1

995 48 72
                                    

Pov. Golden Freddy

Chodziłem po korytarzach tej placówki, tak, jak zawsze. I można powiedzieć, że robiłem, tak zwany, obchód. Głównie, musiałem sprawdzić, czy wszystko jest dobrze, czy nic się nie zepsuło i tak dalej.

Przechodząc przez korytarze moja twarz, nie ukazywała żadnych emocji, tak jak zawsze, to było u mnie normalne.

Gnije w tym miejscu od siedmiu lat i nigdy, ale to nigdy nie lubiłem tego robić. Tak, każdy robi taki obchód. Zmieniamy się każdego dnia.

W poniedziałek Bonnie, we wtorek Chica, w środę Freddy, w czwartek Foxy, Springtrap w soboty, a ja w niedzielę.

Dzisiaj mamy sobotę, ale Springtrap powiedział, że nie pójdzie, bo mu się nie chcę, więc musiałem iść ja.

Super, nie ma co.

Aktualnie mamy godzinę 18, pizzeria byłaby jeszcze otwarta, ale z powodów nie wyjaśnionych, została ona zamknięta na dwa tygodnie. Oczywiście wszyscy się cieszyli, ale nie ja. W duchu cieszyłem się jak małe dziecko, ale nie umiem już okazywać emocji. Zapomniałem jak to się robiło. Zwłaszcza, zapomniałem jak się uśmiechać. Nie uśmiechnąłem się ani razu od siedmiu lat. Jedynie wymuszony uśmiech od czasu do czasu.

Podczas, gdy reszta śmiała się na całą pizzerie, ja ledwo co się uśmiechałem. Kiedyś była pewna osoba, która zawsze rozbawiała mnie do łez, ale jak już mówiłem, nie widziałem jej siedem lat.

Moja najlepsza przyjaciółka od przedszkola, była zabawna, trochę dziwna i bardzo piękna. Miała długie, brązowe włosy i duże, niebiesko - szare oczy. Dla mnie wyglądała jak anioł i dosłownie była moim aniołem...

Aniołem stróżem.

Od śmierci uchroniła mnie z dwa, trzy razy. Pierwszy raz, od wpadnięcia pod pociąg przez nie uwagę. Drugi, wpadnięcie pod auto przez pobicie się z jednym kolesiem prawie do nie przytomności. A trzeci, to był wypadek na motorze, co z tego, że miałem dwanaście lat? Jeździłem jak zawodowiec, a gdyby nie ona, już dawno bym nie żył.

Tamtego pamiętnego dnia ułatwiła mi ona oddychanie, dzięki czemu przeżyłem. Kochałem ją jak siostrę i przyznam się bez bicia, gdy widziałem ją z jakimś chłopakiem, miałem ochotę go walnąć i powiedzieć, że ma spadać.

Byłem po prostu zazdrosny.

I czułem, że moim obowiązkiem było odpychanie wszystkich chłopaków od niej. Nie była na mnie za to zła, przeciwnie, cieszyła się, że ma na kim polegać. Gdy spotkaliśmy się ostatni raz, było to tu, w tej pizzeri, gdzie gadaliśmy o tym, że nasza klasa uważa nas za parę, co było kłamstwem, ale mieliśmy z tego niezły ubaw.

Lecz niestety spotkanie nie skończyło się za ciekawie. Ostatecznie skończyliśmy w tych strojach, tylko, że od siedmiu lat nie mogę jej znaleźć i boje się, że miała zepsuty strój, przez co może już nie żyć, ale tak naprawdę.

Gdy tylko o tym pomyśle po moim ciele przechodzi dreszcz. Niby jesteśmy maszynami, ale jesteśmy ludźmi, a bardziej duszami, które są w nich schowane, i które pragną zemsty na tym, który to zrobił.

Jest nas dużo, bardzo, i nie wszyscy mieli kolorowe życie.

Dajmy przykład.

Foxy - jego rodzice mieli go gdzieś i się nim nie interesowali, a jego ojciec był alkoholikiem, który się nad nim znęcał. Popadł on w stan depresji, dopóki nie poznał Freddiego. Nie opowiadał tego nikomu, ale ja mam moc czytania w myślach, którą rozpracowałem tak, że mogę dostać się do wspomnień sprzed dziesięciu lat.

•|Twoje Istnienie|• \FNAF/ {G.Freddy}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz