Czego sobie życzysz?

2.6K 381 371
                                    

     Zniecierpliwiony, przestępował z nogi na nogę, cały czas wpatrując się w czerwonego ludzika kilkanaście metrów przed nim. Liczył w głowie, ile to już sekund upłynęło od momentu, kiedy wyszedł z trzydziestki trójki, i zaczął denerwować się jeszcze bardziej, kiedy doszedł do minuty. Tramwaj zdążył już dawno odjechać, a on nadal stał wśród tych kilkunastu ludzi oczekujących na zielone światło, omal nie doprowadzając się do obłędu.

     Wszyscy, zarówno jego rówieśnicy, jak i starsi, patrzyli na niego z wybałuszonymi oczami, kiedy to wbiegł szybciej niż Flash na pasy. Jemu to jednak nie przeszkadzało, co więcej — na samą myśl o tym uśmiechnął się i zacząć biec jeszcze szybciej.

     W końcu dotarłszy do szkoły, zbiegł po schodach, lądując stopą na co drugim stopniu, a następnie udał się w stronę swojej szafki. Zauważył, że tym razem nikt mu nie zrobił na złość, bowiem trzy ostatnie cyfry z jego kodu zostały nieruszone. Przesunął palcem pierwszą cyfrę i zatrzymał się przy trójce, a następnie otworzył szafkę. Wyjął wszystkie potrzebne podręczniki i zeszyty, odłożył natomiast zeszyt do podstaw przedsiębiorczości, który niechcący dzień wcześniej jakimś cudem zabrał ze sobą.

     Zamykając szafkę, ukląkł na podłodze, która do najczystszych nie należała. Nie dość, że znowu go piekielnie bolały kości piszczelowe, to jeszcze plecak znowu płatał figle — tym razem nie chciał się zapiąć. Nie mogąc się uporać z problemem, zaczął przygryzać wargę, jak gdyby miało to mu w jakiś sposób pomóc.

     Nagle w jego uszach rozległ się dźwięk dzwonka, co wystraszyło go tak bardzo, że aż ugryzł się w język. Położył dłoń na ustach i zamknął oczy, chcąc przetrwać jakoś ten ból. Gdy to mu się udało, wrócił do walki z plecakiem. Nic ona jednak nie wniosła, zatem westchnął głęboko, a następnie złapał źródło problemu w obie ręce, aby nic z niego nie wyleciało. Zdecydowanie starczyło mu pecha na ten dzień.

     Spokojnie wszedł po schodach cztery piętra, nie mogąc się uwolnić od zadyszki i narastającego bólu w nogach, oraz udał się w stronę klasy od historii. Nieco się wahając, zapukał delikatnie w drzwi, a następnie chwycił za klamkę.

     — Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie — rzekł na wstępie. — Była jakaś awaria tramwajów przy Kinie Femina, więc...

     — Po prostu zajmij miejsce, Fabian — odparła nauczycielka, lekko śmiejąc się z ucznia. Mimo że od początku roku szkolnego cały czas powtarzała swoim uczniom, by się nie usprawiedliwiali ze spóźnień, Fabian i tak zawsze to robił. — Zresztą nie mamy teraz historii, zaś godzinę wychowawczą.

     Pani Lawenda oprócz nauczycielką historii była również wychowawczynią klasy 1C. Tak się złożyło, że na dwie historie w tygodniu jedna z nich wypadała w ten sam dzień, co godzina wychowawcza. Wobec tego kobieta co jakiś czas zamieniała lekcje miejscami.

     Fabian kiwnął głową i udał się na koniec sali, gdzie czekał na niego kolega z ławki.

     — Hej — szepnął, nadal lekko dysząc. — Coś się stało?

     — Cicho — skarcił go od razu, ponieważ zauważył wzrok nauczycielki na sobie. — Chodzi o Mariannę — dodał, kiedy pani Lawenda wróciła do swojego biurka.

     — Mariannę? — zdziwił się. — Co znowu?

     Już Tomek miał mu skrócić całą historię, gdy nagle obaj usłyszeli stukot obcasów nauczycielki. Kobieta podeszła do tablicy, chwyciła za marker oraz napisała drukowanymi literami nazwę ulicy, którą Fabian skądś kojarzył, ale nie wiedział skąd.

     — Instytut Matki i Dziecka, w którym leży Marianna, znajduje się na ulicy Kasprzaka 17a — wyjaśniła. — Czy jest ktoś, kto mieszka dość blisko?

Czego sobie życzysz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz