Prolog

278 17 3
                                    

Obserwuję swoje stopy, idąc chodnikiem do domu. Sięgam dłonią do kosmyków moich włosów i wsuwam je za uszy. Odsłaniam sobie w ten sposób widoczność i mogę zobaczyć, że moje buty wymagają prania. A przynajmniej wyczyszczenia ich chociaż trochę. Biel, która biła niedawno po oczach, teraz jest czymś w odcieniach szarości. Podnoszę wzrok, obserwując przestrzeń wokół mnie. Wracam właśnie od ciotki, która zaprosiła mnie do siebie na herbatę i pogaduchy. Mam z nią świetne relacje, tak samo z rodziną, z którą mieszkam. Przecieram twarz dłońmi, czując chłód wywołany wiatrem. Słyszę szelesty krzaków i drzew.

Ale to dźwięk kroków sprawia, że robię się czujna. Mimowolnie odwracam głowę do tyłu, chcąc sprawdzić, kto podąża tą samą ścieżką co ja. Zauważam dwie osoby. Starzec z długą, białą brodą i jasnym kapeluszem na głowie, stawia spokojnie kroki, spoglądając na mnie. Jego wzrok wydaje się być łagodny. Ale najważniejsze jest to, że go rozpoznaję.

Obok niego idzie kolejna osoba — jego już nie umiem zidentyfikować.

Wracam spojrzeniem na starca. Zatrzymuję się, tym razem odwracając się do nich całym tułowiem. Wzrok brodatego mężczyzny pokazuje zadowolenie.

Dawno go nie widziałam...
Bardzo dawno.
Mój wujek Wu. Może nie biologiczny, ale pamiętam, że zajmował się mną, gdy jeszcze byłam małym brzdącem.

— Co tu robisz, wujku? — pytam, unosząc brwi.

Może to nie najlepsze powitanie, ale ktoś musiał się odezwać. Zresztą, chcę wiedzieć, a po co się ukrywać z ciekawością?

— Witaj, Louise — odzywa się. — To trudne do wytłumaczenia. Chcę zabrać cię do mojego klasztoru, ponieważ podejrzewam, że posiadasz jedną z rzadkich mocy żywiołu — tłumaczy.

Nadal nie rozumiem. Przybył tak z nienacka i stwierdza, że chce mnie wziąć do miejsca, którego nie znam? To sen. To musi być sen. Takie rzeczy nie dzieją się w rzeczywistości, prawda? Cofam się o krok.

— Um... Serio? — pytam, chociaż nie oczekuję odpowiedzi. — Ja muszę to przemyśleć, powiedzieć rodzicom. I wiesz, wujku, inne takie sprawy...

— Rozumiem — oznajmia, a ja unoszę brwi. Tak po prostu się zgodził z tym, co powiedziałam? To dziwne. — Wróć do domu, a twoja matka powiadomi mnie o twojej decyzji.

— Chwila, to po co my tu przylecieliśmy, skoro i tak ma tu jeszcze zostać? — odzywa się, do tej pory milczący, nieznajomy chłopak.

— Cole, musisz zrozumieć, że musi podjąć decyzję. Przemyśleć to w spokoju, nie będąc pod presją — odpowiada mu wujek.

Dziękuję mu w głębi duszy za pełne zrozumienie. Widzę, że chłopak kiwa głową z westchnieniem i już nic nie mówi.

— Dobrze, wujku. Przemyślę to — oznajmiam.

— Dziękuję, Louise — mówi. — Do zobaczenia.

— Pa — odzywa się, jakby od niechcenia, z tego co wywnioskowałam, Cole.

— Pa, pa — odpowiadam, spoglądając jak odchodzą.

Kiedy znikają z zasięgu mojego wzroku, wzdycham i kieruję się do swojego domu.

To wszystko zdaje się być nierealne, jakby wymyślone przez moją chorą wyobraźnię, bez żadnego poparcia. Ta sprawa nie da mi spokoju, będę się nad nią zastanawiać długi czas, nie podejmę słusznej decyzji ot tak. Jednak nie mogę z tym także zwlekać, muszę odpowiedzieć na tę propozycję.

Wchodzę do domu, od razu sprawdzając, w którym pomieszczeniu znajdują się rodzice. Zauważam ich w salonie, więc siadam obok nich i w ciszy wpatruję się we włączony telewizor. Siedzę cicho, boję się zacząć mówić cokolwiek. Kiedy już chcę coś powiedzieć, wycofuję się. To naprawdę trudne do powiedzenia.

— Jak było u cioci? — odzywa się mama.

Dziękuję jej w myślach, bo sama nie umiałabym zacząć rozmowy.

— Dobrze — oznajmiam z uśmiechem.

Spoglądam w jej stronę. Łagodny wyraz jej twarzy wydaje się promieniować szczęściem. Twarz taty tak samo. Przez to jeszcze bardziej boję się mówić cokolwiek. Jednak muszę.

— Pamiętacie wujka Wu?

Widzę, że wzrok matki zastyga w zaskoczeniu, pozostawiając po sobie tylko nutkę radości. Wygląda na zszokowaną, ojciec też nie pozostaje w tyle z reakcją.

— Tak... A co się stało? — pyta tata.

— Bo zaproponował mi... pójście z nim do klasztoru, aby sprawdzić... czy mam moc żywiołu. I mam się zdecydować — wszystko wypowiadam niepewnie, co chwilę biorąc głębokie wdechy, jakby moje płuca były dziurawe.

Nie czuję się na siłach, aby dłużej patrzeć na twarze rodziców, bo są one tak przerażone i zaskoczone jednocześnie, że zwyczajnie nie umiem. To bolesne przyglądać się temu, jak wymieniają się znaczącymi spojrzeniami.

Po chwili słyszę westchnienie ze strony mamy.

— Jesteś już prawie pełnoletnia. Nie możemy cię zatrzymywać. To szansa na rozwinięcie się, wiesz? Nie możemy ingerować w to, co chcesz wybrać.

Jej słowa wywołują u mnie dreszcze. Więc mi nie doradzą? Muszę się zdać sama nie siebie.

To trudny wybór.

— Nie spiesz się z odpowiedzią — mówi tata.

— Ale przecież nie mogę czekać w nieskończoność zanim się zdecyduję — odpowiadam, wzdychając.

Mama ma rację, to moja szansa na rozwinięcie się. Zawsze chciałam mieć możliwość podejmowania coraz bardziej ambitnych kroków, a teraz mam jak to zrobić. Wstaję, spoglądam na chwilę na ekran telewizora, po czym patrzę ponownie na rodziców.

— Powiedzcie wujkowi, że... — Robię chwilową pauzę, bo jeszcze się waham. — ... zgadzam się.

Ninjago || Mistrzyni „rzadkiego żywiołu" [Remake] [nie kontynuuję]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz