Rozdział 2

152 9 5
                                    

Przepraszam za krótki rozdział.
___

P.I.X.A.L. otwiera drzwi do jakiegoś pomieszczenia - mojego nowego pokoju. Wchodzimy tam obie, lustruję każdą rzecz, która się tu znajduje, wzrokiem. Ściany są brązowe, z desek, dlatego inny kolor nie wchodzi w grę, meble także są ubarwione w ten sposób.

- To twoje łóżko - odzywa się androidka, wskazując na wspomnianą rzecz. - Tutaj szafa, lampa, nawet lustro - wymienia wszystko, co tutaj jest, z uśmiechem, ciesząc się czymś.

Nie mam pojęcia czym, ale jej radość sprawia, że ja też chcę się uśmiechać. Podchodzi bliżej mnie, kiedy kończy mówić.

- Mam nadzieję, że będziesz się czuła tutaj jak w domu - oznajmia, krzyżując nasze spojrzenia, gdy kończę rozglądać się po pomieszczeniu.

- Ja też mam taką nadzieję - odpowiadam, siląc się na delikatne uniesienie kącików ust.

- Wu chciał, żebyśmy wróciły do drużyny, kiedy skończymy - mówi po chwili, a ja kiwam głową w geście zrozumienia.

Jeszcze raz omiotam spojrzeniem pomieszczenie i z dziewczyną wychodzimy. Od razu kierujemy się do miejsca, z którego przyszłyśmy.

Z oddali można usłyszeć rozmowy. Ton głosów wskazuje na to, że są weseli, dlatego od razu czuję się przyjemnie. Kiedy wchodzimy do środka, zauważam Jaya siedzącego z Nyą, Cole'a rozmawiającego z Kaiem i Lloydem, i Zane'a, który idzie w naszym kierunku.

- Czuj się jak u siebie, Louise. Od dziś wszyscy jesteśmy twoimi przyjaciółmi - mówi z uśmiechem tak ciepłym, że zapominam, iż jest maszyną.

Ogółem czuję się przy tych androidach, jakby to były żywe istoty. Są tak cudownymi osobami, że nie da się myśleć inaczej.

Odwzajemniam jego uśmiech.

- Cieszę się, to naprawdę miłe - oznajmiam, rozglądając się po pomieszczeniu raz jeszcze.

Kiwa głową, wciąż nie pozbywając się tego radosnego wyrazu twarzy. P.I.X.A.L także jest szczęśliwa, tak przynajmniej wygląda. Bez słowa odchodzą ode mnie, a ja wzdycham cicho, znajdując sobie krzesło, na którym siadam. Zastanawiam się jak długo tu będę, ile czasu zostanę i kiedy ujawni się mój żywioł, który prawdopodobnie posiadam. Te pytania nurtują mnie, przedzierając się przez cały mój umysł. To dziwne, nie mając odpowiedzi na takie zapytania, jednak wiem, że to nie jest takie „hop-siup".

Siedzę w milczeniu, obserwując jak wszyscy rozmawiają i uśmiechają się do siebie. Wyobrażam sobie Caroline siedzącą przede mną z szerokim ujmującym uśmiechem. Takie chwile chciałabym przeżywać przez cały czas, jednak teraz nie jestem w stanie tego robić. Nie wiem nawet jak daleko stąd znajduje się mój dom.

- Hej, nie odpływaj nam tutaj - słyszę znajomy głos, ale nie umiem określić do kogo należy.

Dopiero kiedy odwracam głowę w bok i widzę ciemną, wręcz czarną czuprynę, wiem, z kim mam do czynienia.

- Nie mam z kim rozmawiać. Jak tu nie odpływać? - pytam retorycznie, spoglądając na twarz chłopaka.

- To porozmawiaj z kimkolwiek, każdy będzie chciał cię bliżej poznać.

Kręcę głową, bo wątpię w to, co mówi. Wzdycham, opuszczam wzrok. Mam ochotę stąd wyjść, ale wiem, że nie mogę tego zrobić. Bo co jeśli naprawdę władam jednym z żywiołów? Pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie i nie będę umiała tego opanować. Muszę zobaczyć czy rzeczywiście posiadam nadprzyrodzone zdolności i dopiero wtedy zdecydować o dalszych etapach swojego życia. To wszystko mnie przeraża, a w dodatku przytłacza.

- No dobra - mówię po chwili ciszy i wstaję z krzesła.

Podchodzę nieco niepewnie do Kaia i Lloyda. Chwilę zastanawiam się co powiedzieć, po czym wypalam zwykłe „hej", mimo że nie muszę się witać. Tak mi się wydaje.

- O, Louise - odzywa się Lloyd z ciepłym uśmiechem.

- Tak, to ja - mówię, policzkując samą siebie w myślach za tę odpowiedź.

- Widzimy - oznajmia Kai, niezbyt zachęcającym tonem.

Jakby od razu, na sam start, mnie z jakiegoś powodu odrzucił. Wykreślił z listy potencjalnych przyjaciół czy znajomych. Dlatego zaczynam się trząść, bo nie chcę być traktowana jak wróg przez osobę, która mnie nie zna.

- Jak tam? - pytam cicho z niepewnym uśmiechem.

- Wszystko dobrze, a tam? - mówi Lloyd, a Kai coś mruczy pod nosem.

Wydaje mi się, że dopowiada coś jak „bez ciebie byłoby lepiej", przez co zachciewa mi się krzyczeć i rzucać wszystkim, czym popadnie. Mimo to uśmiecham się, aby sprawiać pozór niewzruszonej.

- U mnie też - odpowiadam.

Rozglądam się, nagle uświadamiając sobie, że jestem tutaj praktycznie samotna. Bez znajomej osoby, do której mogłabym podejść i odetchnąć od poznawania nowych ludzi. Wkładam dłonie do kieszeni spodni, zauważając Cole'a, który się nam przygląda z pewnej odległości.

- Jutro rano wychodzimy trenować. Idziesz z nami - mówi Lloyd, opierając dłonie na swoich biodrach.

Teraz jest stanowczy, przez co wręcz automatycznie kiwam głową.

Czyli się nie wyśpię, prawda?

To tak, jakbym miała budzić się wcześnie, żeby wstać do szkoły.

... O, cholera. Szkoła.

Nagle zaczynam wewnętrznie panikować, bo niby co ja mam zrobić z faktem, że nagle przestanę uczęszczać na zajęcia? Jak mogłam wcześniej o tym nie pomyśleć? Zapomnieć o tak ważnej rzeczy.

Nie mogę sobie wyobrazić swojej mimiki twarzy w tym momencie. Powstrzymuję się od złości na Kaia, który od razu mnie wykluczył, a także od paniki przed tym, co się stanie z moją nauką. Każdy by się zdziwił, wiedząc, że martwi mnie brak chodzenia do szkoły, ale ja nie umiem ot tak pozwolić sobie na zrobienie „stop" w czymkolwiek.

Zwłaszcza jeśli chodzi o naukę. Niby trochę odpocznę, ale tak czy siak czuję się źle ze świadomością, że opuszczę dużo zajęć.

- Wszystko w porządku, Louise? - słyszę głos Lloyda.

Wzdycham i kiwam głową potwierdzająco. Nie będę im wyjawiać, że boję się niechodzenia do szkoły. To jest po prostu głupie i nie chcę, żeby wiedzieli, co mnie martwi. Nie wiem, jakby zareagowali, nie znam ich dobrze. A Kaiowi, stojącemu obok, niechętnie bym się zwierzyła.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 29, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ninjago || Mistrzyni „rzadkiego żywiołu" [Remake] [nie kontynuuję]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz