Draco Malfoy nie potrafił kupować prezentów.
A już w szczególności dla osób, które odgrywały dużą rolę w jego życiu. Zawsze powstawało mnóstwo wątpliwości — czy ten podarunek nie jest godnym pogardy faux pas, czy aby na pewno spodoba się obdarowywanemu i czy, przypadkiem lub nie, nie wyląduje w koszu. Oczywiście tych pytań było o wiele więcej, a z roku na rok, gdy Draco wyczerpywał kolejny pomysł, ich ilość rosła.
Tym razem również tak było, a nawet gorzej, ponieważ do potencjalnych odbiorców upominków dołączyła Astoria Greengrass. Dlaczego, kiedy zakochiwał się w niej, nie przewidział, że na święta będzie musiał jej coś kupować? Na brodę Merlina, powinni o tym uprzedzać. Jednak teraz było już za późno i chciał nie chciał, trzeba pójść do sklepu i coś wybrać.
Plan wydawał się całkiem prosty. Wejść do sklepu, poprosić panią w uniformie o pomoc, zapłacić, wyjść i już nigdy tam nie wracać. Proste jak budowa kociołka. Ale chyba nie do końca w tym przypadku.
Wpadkę zaliczył już na samym początku, kiedy przekroczył próg perfumerii i pierwsze kogo zobaczył, to siostrę Astorii, Dafne, z wielkim zainteresowaniem oglądającą jakiś flakon. Flakon — wyglądający identycznie jak ten, który Draco zamierzał kupić. Odwrócił się na pięcie tak szybko, jak tylko mógł, nieomal lądując na błyszczących płytkach, po czym z rosnącą irytacją poprawił kraciasty szalik i ruszył dalej.
Musiał wydostać się z tej alejki, jeśli nie chciał ponieść sromotnej klęski, w dodatku przed samym nosem wyniosłej i przepełnionej drwiną Dafne Greengrass. A to akurat zabierało mu szansę kupna podarunku w sklepach, których asortyment przewyższał swą wartością niejeden dom czarodzieja. Chociaż raziło i kłuło to dumę Dracona, odbierając mu część chęci, on jednak bohatersko nie poddawał się i zdecydował się na wizytę na Pokątnej. Nie było tam aż tylu dobrych butików, lecz znajdowała się księgarnia, dająca mnóstwo możliwości na prezent.
Malfoy spojrzał na zegarek, uniósł brwi w grymasie niezadowolenia i z wyjątkowo ciężkim westchnieniem wszedł do Esów i Floresów. Swej decyzji pożałował natychmiast, kiedy jakieś dziecko o umorusanej cukrem pudrem twarzy, niczym rozpędzona mugolska bomba (cóż, przydała się nieco edukacja Astorii) wpadło centralnie na szlachetną i umęczoną osobę Dracona. Było to zdecydowanie oburzające oraz naruszające wszelką godność. Mało brakowało, aby ostatnie nitki samokontroli puściły, a... O następstwach lepiej nie mówić.
Draco jednakże tylko przeszył lodowatym spojrzeniem rozkojarzoną buzię dziecka, zamaszyście zarzucił połami płaszcza i unosząc wysoko głowę, przecisnął się przez tłum ludzi, którzy chyba za bardzo nie wiedzieli, co tu robią. Typowe zachowanie przedświąteczne, ale nadal godne pogardy. Stresujący okres przed jakimś tam ważnym wydarzeniem może powodować, rzecz jasna, pewne roztrzepanie, lecz, na brodę Merlina, aż takie? Ceny leków na uspokojenie powinny być w tym czasie definitywnie obniżane.
Na szczęście los chociaż przez chwilę mu sprzyjał i dzięki temu dotarł pod regały wypełnione pod sam sufit książkami. Doprawdy, tworzyło to miły widok dla oka — grzbiety tomisk migotały, dopełniając blask najróżniejszymi barwami okładek. Draco, urzeczony tym, sięgnął po jedną z książek i delikatnym ruchem obrócił ją, aby spojrzeć na opis. Niedany był mu jednak spokój, ponieważ po chwili jak spod z ziemi stanął obok niego zbyt energiczny i uśmiechnięty pracownik księgarni z miniaturką jemioły przypiętą do kołnierza. Brew Malfoya uniosła się wymownie, ale tamten zdawał się nic nie zauważać, bo radośnie powiedział:
— Wesołych Świąt! W czym mogę pomóc?
— Prawdę mówiąc, to w niczym.
— Och, na pewno istnieje coś takiego. Szuka pan czegoś na prezent? Dla dziewczyny? Albo chłopaka?

CZYTASZ
Misja: Prezent ✔
Fiksi PenggemarKupowanie prezentów zawsze było trudne. A w szczególności dla Dracona Malfoya, który w tym roku musi obdarować jeszcze jedną osobę i uzbroić się w wielkie pokłady cierpliwości na przedświąteczne zakupy. © MaryWitcher, grudzień 2018