Zrobiłbym dla ciebie wszystko

1.6K 149 117
                                    

***

Skryta za ogromem myśli, za milionami maleńkich radości i wspomnień, obok emocji każdego możliwego kalibru, pojawiła się ta jedna fraza, która nachodziła go tak długo, aż w końcu na stałe wpasowała się w podświadomość.

Że... bolało.

Oczywiście, że bolało. Chyba nie mógłby się nazwać człowiekiem, gdyby choć trochę go to nie obchodziło.

Bolało na tak wiele różnych sposobów: gryzło niczym wyrzuty sumienia, gdy nie spełniał pokładanych w nim nadziei, kuło niewypowiedzianym żalem, bo przecież starał się i dawał z siebie wszystko jak nigdy wcześniej, raniło do żywego przy okazji każdej nowo składanej obietnicy.

Bolało. Do głębi, od środka i na wskroś.

Bardziej niż nieostrożne słowa z Cup of China. Mocniej niż nieudany flip z finałowego programu krótkiego.

Bolało jak rozsypujące się na tysiąc szklanych odłamków serce.

***

— Swoją drogą, Yuuri... — Viktor, siedzący na drewnianym, przypominającym ławę parapecie, przestał na chwilę wycierać wilgotne włosy i spojrzał z zainteresowaniem na zajmującego łóżko obok podopiecznego. Biały szlafrok wyraźnie odcinał sylwetkę Rosjanina od ciemnego, nocnego już nieba, za to Japończyk w szarawym dresie nie do końca pasował do łagodnie rozświetlonej, eleganckiej, hotelowej sypialni. — O czym chciałeś ze mną porozmawiać?

Łyżwiarz drgnął i uniósł wzrok znad komórki, a między jego wyrazistymi brwiami pojawiła się płytka, prawie niezauważalna dla osób postronnych zmarszczka. Czyli nie zapomniał. Ten jeden raz... akurat ten...

— Ach, no tak...

Yuuri zwrócił twarz w stronę łagodnie uśmiechającego się trenera, a potem zacisnął mimowolnie dłoń na trzymanym telefonie i zerknął kilkanaście centymetrów w bok, na rozciągający się za oknem widok. Barcelona wyglądała obecnie niczym jedna, wielka, szeroka rzeka, taka jak podczas Obonu, która rozświetlała się setkami maleńkich płomyków, skrytych w papierowych lampionach. Z tej perspektywy można było nawet pomyśleć, że hiszpańskie światełka naprawdę powoli, powoli sunęły w stronę zatoki i rozlewały się po pobliskim morzu; różnica polegała jednak na tym, że japońska iluminacja wskazywała drogę zmarłym duszom, a ta tutaj była dowodem bytności żywych. Mimo to widok wciąż zapierał dech w piersi... Bo właściwie które to było piętro? Osiemnaste? Dziewiętnaste? Gdzieś mu to umknęło i rozmyło się w natłoku numerów hotelowych pokoi, które zajmował przez ostatnie lata. Było ich dużo za dużo jak na osiągnięcia, których nie miał, więc może to i lepiej, że już nie będzie dorzucał do listy kolejnych porażek i wyjazdów na darmo. Tyle wystarczy. Póki mógł to zrobić na własnych warunkach — tak było w porządku.

A chociaż Yuuri dobrze wiedział, co stać się musiało i czemu poprosił Viktora, aby nie wychodzili dziś na miasto, tylko zostali w pokoju i przedyskutowali coś na osobności, nie potrafił otworzyć ust. Na pewne rzeczy nie można się było przygotować. Scenariusz, który ćwiczył od samych wyników po programie krótkim... nie, może nawet wcześniej, od dobrej połowy Rostelecomu... nijak miał się do sytuacji, kiedy widział tuż przed sobą szczere, niebieskie oczy oraz przeznaczony tylko dla niego uśmiech. Powód był w gruncie rzeczy całkiem prosty — bo żadna chwila nie wydawała się odpowiednia na tę rozmowę, więc chyba tylko z braku innych możliwości postanowił zrobić to teraz.

I pewnie właśnie dlatego długa, złożona, skrupulatnie układana przemowa skróciła się do zaledwie czterech słów.

— Po finałach... zakończmy to.

Zrobiłbym dla ciebie wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz