Wszystkie oczy jednak skierowane były na Desmonda. Ten poustawiał blisko siebie w trzech rzędach kieliszki i literatki. Następnie bujając się w takt muzyki chwycił wysoki kubek od shakera i butelkę ginu. Ku zdumieniu wszystkich zaczął się nimi bawić podrzucając je naprzemiennie i manewrując między nimi. Po chwili złapał butelkę w kubek. Płynnym ruchem podrzucił ja i odstawił kubek łapiąc butelkę za plecami i chwytając drugą. Podrzucił najpierw jedną tak, że wylądowała mu denkiem na bicepsie. Potem drugą w ten sam sposób. Obrócił się wokół własnej osi. Podrzucił jedną butelkę i złapał za szyjkę. Wywinął nia młynka i odstawił. Chwycił ponownie kubek i lekko podrzucił drugą butelkę, tak, że przechyliła się szyjką w stronę drugiej ręki. Chwycił ją za tył i przechylił wlewając alkohol do kubka. Po zebranych przetoczył się szmer zachwytu. Des szybkimi i wprawnymi ruchami napełnił tak odpowiednią liczbę kolejnych kubków. Ze skupionym wyrazem twarzy odstawił ta i chwycił poprzednia butelkę unosząc wysoko i przechylając, tak, że cienki strumyk płynu wlewał się do kubków a wyglądało to jakby po prostu przesunął butelkę nad wszystkimi kieliszkami. Dopełniając je.
Ku jeszcze większemu zdumieniu imprezowiczów wkładał kubek w kubek a ciecz się nie wylewała. Dołożył na koniec jeszcze pusty kubek i podniósł całość pokazując wszystkim zebranym. Przesunął nad kieliszki i zaczął przechylać aż z poszczególnych kubków zaczął wylewać się alkohol idealnie wpadając wprost do kieliszka. Nie rozlał ani kropelki a 10 pierwszych kieliszków napełniło się lekko mętnym drinkiem. Niczym wichura, po salonie przetoczyło się jedno wielkie: WOOOOOOOOOOOOW.....
Desmond zamaszystym ruchem porzucał parasolki do każdego drinka i zabrał się za robienie kolejnych.
A widząc ich zamarłych w bezruchu wyszczerzył się i rzucił.
- No już, brać zanim się nagrzeją.
Dopiero teraz rzucili się do baru po drinki. Pierwsza dziesiątka chwyciła za kieliszki, ale solidarnie czekała aż pozostali również swoje odbiorą.
Kiedy wszyscy mieli już swoje drinki Leo wzniósł toast. Jedni wychylili drinka od razu a inni powoli smakowali martini o ciekawym ananasowym posmaku. Po tym kto poprosił o drinka, ten dostawał kolejnego od Desmonda, który za barem zdawał się być w swoim żywiole.
Minęła kolejna godzina picia tańczenia i pogawędek, kiedy parę osób udało się na górę a reszta zaczęła się już nudzić. Jeden z imprezowiczów wpadł na pomysł, który wydawał mu się być zabawnym.
- Ej, zagramy w neva eva?
- W sumie.... To skocz po flaszeczkę i kielonki a ja zbiorę wszystkich.
- Yhy.
Poszedł po drodze zawijając Saszę i Maszę, żeby mu pomogli. Kolega tymczasem zaczął zwoływać resztę ludzi na grę. Malik i Altair z ciekawości postanowili również dołączyć. Zebrali się na środku, gdzie dotąd było miejsce dla tańczących. Ktoś przytargał dwie pufy. Ktoś inny całe naręcze poduch. Altair rozejrzał się zobaczył więcej puf. Pospieszył tam i wziął dwie. Wrócił i podszedł do malika.
- Masz. Jedna dla ciebie.
- Nie chcę. - to mówiąc odepchnął go wymownie.
- Pf.- syknął obrażony.
Zostawił malika i podszedł do Desa, który wyszedł zza baru i również dołączył do zebranych.
- Chcesz?- tym razem zapytał.
- Pewnie.- odpowiedział Des i wziął od niego pufę.- to może klapniesz obok?
- Dobra.- postawił swoją pufę i już tylko obserwował.
Po dłuższej chwili wszyscy już mieli siedziska. Sasza rozdał wszystkim kieliszki do wódki zwane "50-tkami".
Z drugiej strony Desa stanął Leo z poduchą. Do Altaira podszedł Aarón i z jakąś nieśmiałością zapytał.
- Mogę obok ciebie usiąść?
- Pewnie. Nie gryzę. No, za wiele.- to mówiąc uśmiechnął się paskudnie.
- a-acha...- zająknął się i lekko pokraśniał.
Zajął miejsce obok Altaira i czekał. Obok niego ustawiła się Triss trochę rozczarowana, że Altair ma tylko dwa boki. Jednak tak łatwo się nie podda. On musi być jej. Musi. Trzeba tylko cierpliwie poczekać. Obok malika stanęli Matthew i jakaś ledwo trzymająca się na nogach kobieta, która wręcz zionęła wypitymi procentami. Rozsiedli się w dość wąskim kole i Sasza polał pierwszą kolejkę. Leo spojrzał po zebranych i powiedział.
- Teraz pokrótce wyjaśnię zasady tej gry, żeby były one zrozumiałe dla wszystkich.
Wszyscy grzecznie pokiwali głowami, że rozumieją i zgadzają się.
- Gra ma bardzo proste zasady. Zaczynamy od osoby, która rozpocznie grę. Osoba ta uczciwie mówi czego nie robiła albo czego nie miała nigdy w życiu. Wszyscy. Którzy to robili albo mieli wypijają kolejkę. Następnie kieliszki są napełniane a następne wyznanie przypada osobie siedzącej zgodnie z ruchem wskazówek zegara od poprzedniej osoby. I tu wszystko już tak samo. Uczciwie mówimy i równie uczciwie wypijamy bądź nie, swoją kolejkę. a. i tematyka jest dowolna. Zrozumiałe?
Odpowiedziało mu potakujące kiwanie głowami. Leo potoczył wzrokiem po zebranych szukając pierwszej ofiary. Nie chciał jednak tak wybierać, więc zapytał.
- Ktoś chętny?
Odpowiedziała mu cisza. Ludziska patrzyli po sobie jeden na drugiego.
- A może któryś z nowych chciałby zacząć?
Malik rozejrzał się i spojrzał na złotookiego szukając ratunku. Nie lubił zaczynać. Zwłaszcza, jak nie do końca to wszystko ogarniał. Altair widząc to westchnął tylko i odpowiedział.
- To ja zacznę. Nigdy w życiu nie miałem zwierzaka w domu.
Malik spojrzał na niego z niemą wdzięcznością. I razem ze wszystkimi wychylił swoją kolejkę. Następny był Aarón. Chwilę się zastanawiał i powiedział.
- Nigdy nie próbowałem kuchni arabskiej.
Malik, Altair, Desmond i jeszcze dwie osoby wychyliły kolejkę. Sasza od razu uzupełnił kielonki. I tak po kolei szło aż doszło do Malika. Ten zastanawiał się chwilę czego jeszcze nie było.
- Nigdy w życiu się nie zbuntowałem.
Altair znów pominął kolejkę i zaczęło go to nudzić. Wyznania szły dalej. Właśnie miała nadejść kolej Desmonda, kiedy zadzwoniła jego komórka. Des próbował ją zignorować, ale ten ktoś był wyjątkowo natarczywy. Wyjął więc komórkę z kieszeni ciesząc się, że wyłączył wibracje. Spojrzał na wyświetlacz.
- Czego tym razem? Na imprezie jestem. Są ze mną. No mówiłem, że wychodzimy. Co? Kurde, no.
Rozłączył się. Spojrzał zrezygnowany na Leo. Leniwie schował komórkę jakby się zastanawiał co zrobić.
- Co jest Des?
- Pieprzona praca. Będę musiał spadać. Altair, Malik? Zostajecie czy chcecie wrócić do domu?
- Ja zostaję.- powiedział stanowczo Altair.
- To ja też.
- No, spoko. Postaram się jutro was odebrać. Nie wiem, co się dzieje. Nie chcieli mi przez telefon powiedzieć. Leo. Zaopiekuj się nimi, dobrze?
- Jasne. Możesz na mnie liczyć.
- To nara.- powiedział wstając.
- Paaaaaa.....- odpowiedział mu wstawiony mniej lub bardziej chórek.
Wyszedł przez ogród. Szybko pokonał pogrążone w półmroku żwirowane ścieżki i otworzywszy furtkę opuścił teren posiadłości. Wsiadł do furgonetki od progu żądając wyjaśnień i odjechał.
W tym czasie zabawa trwała dalej. Minęła kolejna rundka. Tematy zaczęły nieubłaganie schodzić na erotykę. Kolejne dwie osoby były już na granicy świadomości i nawet nie bardzo były w stanie zrozumiale się wysłowić. Runda doszła do końca i znów Altair musiał wymyślić jakieś zwierzenie. Coraz mniej mu się to podobało, ale nie chciał też ot tak wstać i sobie iść. Bo niby gdzie miał iść? Nie znał budynku ani okolicy... a włóczyć się całą noc po tym zimnie też nie bardzo miał ochotę.
- Altair, ale teraz daj coś bardziej pikantnego. Jesteśmy duzi i lubimy seksprzygody.- rzucił Leo.
- No dobra. Nigdy... nigdy nie całowałem się z facetem.
Wszyscy oprócz jednej laski wychylili swoje kolejki. Spojrzał po nich wszystkich. Sądził, że tylko kobiety jak już to będą piły. Nie przypuszczał, że zobaczy coś takiego. Zaczął czuć się niepewnie w tym dziwacznym towarzystwie. Tak go te rozmyślania pochłonęły, że dotarł do niego dopiero głos Malika.
- Nigdy nie kochałem się w samochodzie.- oświadczył z wciąż pozornie obojętną miną.
Jednak Altair zobaczył ten dziwny błysk w oku. Wiedział, że coś się za nim kryje, ale nie był w stanie określić, co to było. Teraz znacznie mniej osób wychyliło swoje kolejki. Jeszcze dwie osoby i nagle Sasza podniósł pustą butelkę do góry i oświadczył.
- Panie, Panowie. Wódka się skończyła.
Leo rozejrzał się po znudzonych i paru zalanych facjatach. Musi coś wymyślić, dla nudzących się i wygonić do spania tych zalanych. Już miał coś powiedzieć, kiedy część gości wstała i zaczęła się rozchodzić. Zostało ledwie osiemnaście osób. Altair znudzony i lekko poirytowany byciem zmuszonym do takich zwierzeń węszył za czymś ciekawym. Podszedł do niego Aarón i powiedział.
- Leo ma tu taką fajną salkę do gier na kinect'cie. Może partyjka?
- A nie powinniśmy zapytać najpierw?
- widzisz.....
- Właśnie nie widzę.
- A wiiidziiiisz.....
- Nie pogrywaj ze mną, bo źle się to dla ciebie skończy.
- Spoko. Nie denerwuj się. Wyluzuj. Na początku imprezy Leo powiedział, że mamy się rozgościć i możemy korzystać ze wszystkiemu, byle nie zepsuć. Gdyby twój brat się tak nie guzdrał...
- Odwal się od niego, dobra?
- Dobra, dobra. Po co te nerwy? Chodź. Odprężysz się trochę.
Altair zignorował dwuznaczność tej wypowiedzi i podążył za mężczyzna. Ten zaprowadził go do do pomieszczenia, które na pierwszy rzut oka wyglądało dziwnie i pusto. Podłoga i ściany wyłożone były gruba, miękką gąbką. Nie było tam okien, co nadawało wnętrzu klaustrofobicznego klimatu, który budził jakiś nienazwany niepokój. Weszli do środka. Altair rozejrzał się i zobaczył jedyny sprzęt w tej Sali. Olbrzymi czarny ekran a pod nim trzy półki. Na środkowej umieszczono kinect a pod nim konsolę. Na pozostałych poukładano gry, parę padów i małą skrzyneczkę narzędziową. Cztery potężne kolumny stały wciśnięte w rogi pomieszczenia. Kiedy on oglądał to wszystko Aarón uruchomił sprzęt i zaczął przeglądać pudełka z grami, by wybrać coś, co będzie odpowiednie i raczej odprężające. Na początek postanowił wziąć grę w rzutki. Był w tym całkiem niezły i chciał sprawdzić jak złotooki sobie z tym poradzi.