#1

81 3 0
                                    

Nazywam się Sophie Jefferson. W szkole przezywają mnie soap, czyli mydło. Na początku drażniła mnie ta ksywa, ale z czasem się do niej przyzwyczaiłam.

Jestem zwykłą szesnastolatką mieszkającą w Seattle w Magnolii. Moja rodzicielka wybrała tą dzielnicę, ponieważ zaliczała się do najbezpieczniejszych w okolicy. Kiedyś mieszkałam w Los Angeles, ale wyjechaliśmy z powodu pracy mojej mamy (jest biznesmenką).

Za 2 tygodnie szkoła i co za tym idzie - 11 klasa. Jestem nieśmiałą i zamkniętą w sobie nastolatką, z którą ciężko nawiązywać nowe znajomości. Być może dlatego kumpluje się tylko z koleżanką z klasy Amelią, ale nie przeszkadza mi to. Lubie ją. Mogę nawet powiedzieć, że jest moją przyjaciółką. Nie potrzebuje więcej znajomych, w zupełności wystarcza mi ona.

Jestem blondynką o piwnych oczach. Mam 163cm wzrostu. Szczerze nie jestem z niego zadowolona, ale trudno - nie ja mam na to wpływ.

Mieszkam z mamą Elisabeth i starszą siostrą Emmą. Właściwie Emma już z nami nie mieszka, tylko przyjeżdża raz na miesiąc. Jej obecne lokum to akademik około 70 kilometrów od domu. Można powiedzieć, że zostałam tylko ja z mamą.

Mój tata William zmarł 10 lat temu. Miałam zaledwie 5 lat. Nie bardzo go pamiętam, byłam za mała żeby wszystko zapamiętać, jednak czasami miewam jakieś przebłyski wspomnień. Mam również brata, a raczej miałam ... Zmarł przy porodzie... Zwał się Jason. Nigdy go nie widziałam i choć to dziwne, ale ja za nim tęsknie...

Sama sie zastanawiam jak to możliwe nie znać kogoś, a nawet go na oczy nie widzieć i za nim tęsknić. Trudno mi to wytłumaczyć, po prostu często zastanawiam się jak potoczyłaby się jego przygoda. No wiecie... Jaki by był gdyby żył... Jak by wyglądał? Byłby podobny do mamy, czy raczej taty? Należałby bardziej do "bad boy'ów", czy spokojnych chłopaków? Strasznie za nim tęsknie... Za tatą również... Mimo że nie znałam go długo, to wiem, że był wspaniałym i kochanym ojcem. Takim którego duża część dzieci chciałaby mieć. Po prostu niezastąpiony, lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Szkoda, że miałam go tylko przez 5 lat... Dlaczego to wszystko jest niesprawiedliwe? Dobra koniec tych smutków, czas zacząć moją historie.

Godzina 07:30 rano. Obudziło mnie nic innego jak budzik. Pierwszy dzień szkoły, nic lepszego. "Dlaczego wakacje się już skończyły?" - cały czas zadawałam sobie to pytanie, jednocześnie próbując zwlec się z łóżka. Nie obraziłabym się, gdyby w szkołę walnął jakiś meteoryt albo bomba atomowa.

Zaspana zeszłam po schodach na dół, gdzie czekało już na mnie śniadanie i karteczka od mamy na której widniała informacja, że wróci późno w nocy. Zjadłam kanapki i ruszyłam się przyszykować do szkoły. Wzięłam szybki zimny prysznic na rozbudzenie, umyłam zęby, delikatnie podkreśliłam rzęsy i brwi, żeby choć trochę były widoczne, a na siebie włożyłam czarną sukienkę z lekkimi falbankami sięgającą połowy ud.

Dziś nie chciało mi się robić żadnej fryzury, więc zostawiłam włosy rozpuszczone. Wzięłam małą torebkę do której spakowałam chusteczki, słuchawki, tusz do rzęs i telefon. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i uznałam, że jestem gotowa. Wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz po czym ruszyłam do szkoły.

Mimo, że piesza droga do szkoły zajmuje mi 30 minut to nie przeszkadza mi to. Wręcz przeciwnie- lubię rano spacerować, a droga do szkoły to poniekąd spełnia.

***

Wchodząc do szkoły od razu dostrzegłam Amelię. Stała jak zawsze przy szafkach i czekała na mnie. To już u nas stało się tradycją- zanim rano idziemy na lekcje, to czekamy na siebie przy szafkach i dopiero później ruszamy pod salę.
Podbiegłam do niej i rzuciłam się na nią przy okazji ją taranując. Dawno się nie widziałyśmy. Właściwie od miesiąca. Strasznie za nią tęskniłam.

-Hej spokojnie bo mnie zaraz przewrócisz -powiedziała Amelia chichocząc.

-Siemka jejku nawet nie wiesz jak się za Tobą stęskniłam - przytuliłam ją mocno.

Kiedy się od siebie oderwałyśmy, ruszyłyśmy na salę gimnastyczną gdzie się miało odbyć rozpoczęcie roku. Powitanie wszystkich, nudne przemówienie dyrektora i odebranie planu lekcji- nic nowego, standard. W końcu po całej ceremonii mogliśmy się rozejść. Spotkałam kilku ludzi z klasy, przywitałam się z nimi, chwilę pogadałam a następnie skierowałam się do wyjścia.

-Śpieszysz sie gdzieś? - poczułam czyjąś obecność za mną.

-Tak Amelia do domu - odpowiedziałam oschle, nie miałam dziś nastroju na pogaduszki.

-Dziewczyno dziś ostatni dzień wolności, od jutra będziemy tu więzione codziennie 5 dni w tygodniu, musimy ten dzień wykorzystać - powiedziała z entuzjazmem Amelia.

-Co masz na myśli? - zapytałam patrząc na nią.

-No jak to co? - spytała, jakby to co zaraz powie było najoczywistszą rzeczą na świecie - Zakupy!

-Zakupy? Sorki ale naprawdę nie mam ochoty.

-No proszę, wskoczymy po drodze do naszej ulubionej knajpki - powiedziała Amelia patrząc na mnie błagalnie.

-No dobra niech ci będzie - nie dałam się dalej prosić, wiedziałam, że ona uwielbia zakupy jak nikt. W odpowiedzi tylko mnie przytuliła i po chwili opuściłyśmy teren szkoły.

Do domu wróciłam koło 14. Nie miałam już dziś na nic ochoty, więc od razu po przyjściu do domu pobiegłam na górę do pokoju i zamknęłam się w swoich czterech ścianach.

Wzięłam swój rysownik, usiadłam na dużym parapecie wypełnionym poduszkami z widokiem na miasto, włączyłam muzykę i zaczęłam rysować. W pewnym momencie odpłynęłam. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Gdy sie obudziłam była już 02:00 w nocy. Położyłam się do łóżka i kontynuowałam niezwykle ważną część mojego życia.

------------------------------------------------------

OD AUTORA:
Jest pierwszy rozdział! Mam nadzieje że książka was zainteresuje. Miłego czytania💋
Tytuł i okładka mogą ulec zmianie !

Życie z ukryciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz