.3.

256 18 5
                                    

To nie było tak, że Dean otwarcie podglądał. Nie, w żadnym wypadku. Nigdy nie miał tego na celu, po prostu zdarzyło się. Szedł po jedną z płyt, kiedy natknął się na swojego brata i Serafinkę, leżących razem. Zamrugał kilka razy, przykucnął za regałem i wytężył słuch.

Jego brat płakał, wszystkie te brzydkie pociągnięcia nosem, drżące ciało i głośne zaczerpnięcia powietrza. Co więcej, obejmował Sevil jakby jego życie od tego zależało, wciskając twarz w jej szyję. Sama Serafinka miała błyszczące oczy, szeptała coś cicho, delikatnie masując głowę młodszego Winchestera. Sammy mruknął coś pod nosem, kiedy zaczął się uspokajać, na kilka chwil zapadła kompletna cisza. Sevil odsunęła głowę na tyle, żeby delikatnie przycisnąć swoje ciemne usta do czoła mężczyzny, po czym wcisnęła jego twarz z powrotem w swoją szyję, jednocześnie wolną ręką naciągając koc na ich dwójkę. Chwilę później machnęła dłonią i światła w jej kącie przygasły, zostawiając tylko lekką poświatę.

To nie było tak, że Dean otwarcie podglądał. Po prostu tak wyszło i w tamtej chwili starszy Winchester wycofał się z biblioteki jakby gonił go Diabeł wcielony. Nie było opcji, żeby został tam chwilę dłużej i dostał po twarzy jakąś książką, gdyby Serafinka się zorientowała.

* * *

Dla Sevil poranek przyszedł gwałtownie, z uczuciem gorąca i cudzej obecności w swoim łóżku. Przez moment mrugała frantycznie w półmroku, starając się zidentyfikować intruza, gdy zorientowała się, że osobą, która owinęła się wokół niej jak ośmiornica, jest Sam. Z westchnieniem ulgi rozluźniła mięśnie, patrząc na twardo śpiącego Winchestera. Na policzkach nadal miał wyschnięte ślady po wczorajszej rozmowie, jego dłonie kurczowo trzymały ramiona Serafinki. Ostrożnie odgarnęła włosy z jego czoła, przesunęła końce palców na policzek mężczyzny. Czuła, jak żal emanuje przez skórę Sama, uczucie, że jest tak strasznie za późno, zapóźnozapóźnozapóźno, a tuż pod tym gotujące się pożądanie, czystofizyczne pożądanie, zaś jeszcze głębiej ukryty wstyd.

Najdelikatniej, jak tylko mogła, wyplątała się z jego uścisku i poszła do swojej piwnicy, gdzie wyjęła z szafy parę czystych spodni, sweter, podkoszulek i bieliznę, po czym udała się pod prysznic. Gorąca woda płynęła po jej ciele, trzy głowice skierowane w stronę Sevil masowały jej plecy, podczas gdy rozprowadzała na włosach szampon. Po wydarzeniach sprzed pół roku zostały jej tylko włosy na głowie, brwi i rzęsy. Pióra ze złamanych skrzydeł wypadały większymi garściami, niż mogła sobie wyobrazić. Rana na ramieniu wydzielała z siebie ciemną i lepką maź. Mogłaby poprosić Castiela o pomoc. Przydałaby się jej każda para rąk z mocą.

Odsunęła wszystkie te myśli na bok, skupiając się na zapachu, w otoczeniu którego się dziś obudziła, las po deszczu i piżmo, cieple, które grzało ją całą noc i silnych ramionach, które mogły ją z łatwością unieść. Na uczuciach szalejących pod skórą Samuela Winchestera. Z tymi myślami na powierzchni umysłu przesunęła dłonią wzdłuż ciała.

Fizyczne pożądanie nie było jednostronne.

* * *

Newt był porządnym kocurem.

(Kłamstwo)

Newt szanował ludzi w bunkrze.

(Podwójne kłamstwo)

Newt nie podglądał swojej pani i Sama w nadziei, że na siebie nawrzeszczą, a potem pójdą do łóżka, żeby spuścić trochę pary.

(Kłamstwo jak stąd do Sydney)

Krótko mówiąc, Newt wcale nie spędził połowy nocy na półce, pod którą przez jakiś czas chował się Dean Winchester, wysłuchując wyznań Sama i kojących odpowiedzi Sevil. Nie, gdzie tam. Nie odszedł też po zgaszeniu świateł na długi spacer po bunkrze, przeklinając pod nosem jak marynarz. W żadnym wypadku. I wcale nie położył się obok Sama, gdy Sevil zniknęła, tylko po to, żeby móc go zbesztać. Za nic w świecie.

- Czy naprawdę mam uwierzyć, że nie umiesz zaciągnąć kobiety do łóżka? - warknął na powitanie, gdy tylko Sam otworzył oczy.

Młodszy Winchester spojrzał na niego niczym łoś złapany w przednie światła samochodu.

- Newt! Coś ci chyba wczoraj mówiłem, nieprawda? Możesz sobie z łatwością szukać nowego apartamentu, bo tu już długo nie pożyjesz! - syknął zajadle, po czym wyskoczył z łóżka i skierował się do swojego pokoju, po drodze mijając mamę i Jacka, który nadal miał na twarzy ciekawski uśmiech.

Newt oczywiście podreptał za Samem. I, oczywiście, nadal wygłaszał swoją tyradę, jak tylko przestąpili próg pokoju.

- Cały ten czas spędziłeś na jakichś łzogennych rozmowach, nawet jej nie pocałowałeś!

- Naprawdę, Newt, naprawdę? Jeśli kręcą cię takie rzeczy, to idź do Deana, on ma filmy...

- Nie w tym rzecz! Napięcie między waszą dwójką jest większe, niż to, które narosło między Deanen i Casem!

- Wczoraj o tym rozmawialiśmy, damy radę bez twoich ciekawskich pazurków.

- Po prostu idź i coś z tym zrób, to staje się nie do zniesienia!

- Sevil nadal jest ranna! Nie mam zamiaru niczego zaczynać, dopóki nie będzie zdrowa, zrozum to!

- CISZA!

Obaj odwrócili się gwałtownie w stronę drzwi, otwartych na oścież, w których stała nie kto inny, jak Krwawa Serafinka.

- Jeśli panienki skończyły sobie nawzajem dogryzać, to zapraszam na śniadanie. Sam, pomyliłeś się o dwa guziki. Newt, mam z tobą do pogadania, kocurze od siedmiu boleści. Wszyscy gotowi? No to już, ruchy do kuchni. Nie mamy całego dnia.

Młodszy Winchester mógł przysiąc, że gdy Sevil wzięła kota na ręce, to ten pokazał mu język.

* * *

- Co macie zamiar robić w najbliższym czasie? Klasyczne polowania, czy jakaś grubsza sprawa?

- Polowania - odparł Dean, krojąc omleta na kawałki. - I muszę przyznać, że trochę nam brakuje twojej pomocy. Jest jakaś szansa na to, że wrócisz do pełnej sprawności w najbliższym czasie? Mamy na oku dużą grupę wampirów.

Serafinka spojrzała na niego ze znużeniem. Potem zerknęła na Sama i na kota, na koniec zatrzymała spojrzenie na Mary i Jacku. Castiel siedział w bibliotece i przeglądał księgi.

- Okay, muszę ci powiedzieć, że istnieje taka szansa. Wymaga połamania kilku kości, jakichś czterdziestu szwów i Pióra, potrzebne też będą dwie pary rąk do przytrzymania mnie oraz para skrzydeł jako bufor energii. Gdybyśmy mogli zostawić ten temat na jakiś czas, to byłabym wdzięczna.

Przez kilka minut w kuchni słychać było tylko szczęk talerzy i sztućców, okazjonalnie jakieś mlaskanie. Przez raptem kilka minut.

- Dobra, okay, kiedy niby mielibyśmy cię trzymać i łamać ci kości i zakładać szwy? - rzucił Dean, wyraźnie tracąc zainteresowanie śniadaniem.

- Za jakieś dwie godziny. I to nie wy będziecie mi łamać kości, tylko Castel, a szwy założy mi Sam. Ma już w tym chłop doświadczenie.

- Słucham?

- Moja pierwsza sprawa, rozdarłam skrzydło. Bolało jak sukinsyn, a sama nie wiele mogłam zrobić, ciężko jest się nawet podrapać, a co dopiero założyć szwy.

- Słucham?!
__________________
Houk!

Hear Evil //SPN ff//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz