Cz. II

1.2K 110 25
                                    

— Dziękuję, panie Pavement — Emma uśmiechnęła się do niego, sprzątając ze stołu w salonie filiżanki po kawie.

— To moja praca, Emmo. — Zebrał papiery i schował je do torby. — Widzimy się na następnych zajęciach.

— Tak. Do widzenia.

Hugo już wychodził, kiedy nagle wpadło mu coś do głowy. Jovite mu powiedziała, że jego biologicznymi rodzicami są państwo Agreste, nigdy jednak nie wytłumaczyła, dlaczego nie jest pod ich opieką. Z jego obliczeń wynikało, że w momencie jego narodzin musieli być bardzo młodzi – oddali go? Nie chcieli? Może oni wcale nie chcą syna, który zniknął zaraz po narodzinach?

Odwrócił się zagryzając wargę.

— Jeszcze jedno, Emmo. Wiesz może, czemu twoja mama tak dziwnie zareagowała na moje imię?

Nastolatka spojrzała na niego spod firanki długich rzęs z wahaniem. Mogła zaufać temu mężczyźnie? CZy mogła mu powiedzieć najskrzętniej skrywaną tajemnicę rodziny Agreste.

— Kiedy moja mama była bardzo młoda zaszła w ciążę. — Hugo był dla niej taki miły. Chyba może mu odwdzięczyć i mu o tym powiedzieć. — Niestety dziecko umarło przy narodzinach, bo ginekolog podawał mamie złe leki. Rodzice nigdy się z tym nie pogodzili. Dziecko miało na imię właśnie Hugo — Emma spojrzała na niego z tajemniczym wyrazem twarzy.

Hugo patrzył na nią w szoku. Czuł, że nogi uginają mu się, jakby były z waty – spodziewał się wszystkiego, ale na pewno nie takich rewelacji.

— Przykro mi.

— Nie znałam go. Ale trochę szkoda, chciałabym mieć starszego brata. A tak mam tylko Louisa.

Hugo odchrząknął.

— No tak. Do widzenia, Emmo.

Dziewczyna pokiwała głową. Hugo, nie czekając na żadną inną odpowiedź pożegnał się z uczennicą i skierował do holu. W drzwiach zatrzymały go jednak głosy państwa Agreste, zaledwie szepty, niosące się jednak echem w ciszy ogromnego pomieszczenia.

— Marinette, musisz się uspokoić.

— Mówię ci, że to prawie na pewno on, Adrien. Widziałeś go? Wygląda całkiem jak ty!

— Mariś, wiem, że nadal nie umiesz się z tym pogodzić, ja też nie. Ale nie możesz dopatrywać się swojego syna w obcym mężczyźnie, Marinette

Gdy Hugo wszedł do pokoju, konwersacja gwałtownie się urwała. Czuł się trochę nieswojo pod przenikliwym wzrokiem Marinette, a tym bardziej jej męża, którego soczyście zielone oczy wodziły za nim wszędzie, gdzie by nie poszedł.

— Jak poszły korepetycje? — zaczepiła gościa Marinette, uśmiechając się blado. Hugo był ciekawy, czy ona kiedykolwiek na jego widok uśmiechnie się bardziej...szczęśliwie?

— Emma jest bardzo pojętna. Powinna sobie poradzić. — Odparł ubierając buty. Nagle zalała go fala wstydu na widok eleganckich szpilek pani Agreste, stojących obok jego znoszonych, niegdyś białych adidasów

— Dziękujemy za przyjście. Ile jesteśmy panu winni?

Hugo przeniósł wzrok na Adriena, który stał kilka kroków za żoną. Stał w takiej samej pozycji, jaką on wielokrotnie widział w lustrze, w swoim małym pokoiku w Nowym Jorku.

— Nic. Wystarczy mi państwa wpis w CV po skończeniu korepetycji.

Jasne brwi Adriena wjechały na czoło, ale mężczyzna jedynie kiwnął głową. Przez głowę Hugo przemknęła myśl, że nie zna go nawet dnia, a ten już pałał do niego niechęcią. To wszystko wydawało się trudniejsze niż z początku sądził.

Czasu nie da się cofnąć *BONUS* || miraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz