W jednej chwili Keith śmiał się ze swoimi przyjaciółmi, a w drugiej poczuł nieznośny, znajomy ból, który promieniał od jego żołądka, przez serce, aż do głowy. Ledwo udało mu się powstrzymać od zwinięcia się w kłębek, bo to mogłoby doprowadzić do niezbyt ciekawych pytań ze strony reszty znajdujących się przy nim osób. Wciąż, jego śmiech nagle zamarł, a na jego twarzy odmalował się wyraz bólu, przez co przyjaciele i tak zwrócili na niego uwagę. Zwłaszcza Lance. Tylko nie on.
Keith był taki głodny. Nic nie jadł od ponad dwóch tygodni i od trzech dni zaczynał się czuć, jakby w każdej chwili mógł stracić nad sobą kontrolę. Mimo tego nadal uparcie się trzymał i nie dał odebrać sobie panowania nad własnym ciałem przez jego instynkty. W niektórych aspektach był bardziej uparty niż osioł, nawet jeśli wiedział, że jego sprawa jest przegrana. Teraz było tak samo; Keith wiedział, że w końcu będzie musiał coś zjeść, bo jeśli nie, skończy zabijając Lance'a. Poświęcał mu bardzo dużo uwagi, więc to logiczne, że jeśli odda się swojej podświadomości, ta doprowadzi go prosto do ponętnie pulsującej tętnicy na jego szy--
- Wszystko w porządku? - usłyszał nagle głos, przez co mocno się wzdrygnął i zamrugał. Odpłynął. Zdążył odpłynąć. O quiznak, mógł skrzywdzić Lance'a, mógł go zabić, mógł wyssać całą jego pyszną kre-- Czy on musiał pachnieć tak kusząco? Jeszcze chwila i on--
Dopiero teraz dotarło do niego, że jego dłoń znajdowała się kilka centymetrów od skóry z boku szyi Latynosa. Chciał go dotknąć, chciał poczuć jego puls pod opuszkami palców, chciał wgryźć się w tę delikatną, opaloną skórę... Lance'owi zdawała się nie przeszkadzać wyciągnięta w jego kierunku dłoń i po prostu dalej patrzył się w oczy Keith'a, tym razem mogąc dostrzec w nich skupienie na jego osobie. Uśmiechnął się lekko i dalej nic nie mówił, czekając na odpowiedź.
Kogane przez chwilę walczył sam ze sobą o to, czy mógł dotknąć tego kuszącego go miejsca. Jego właściciel raczej nie miałby nic przeciwko...
Nie - powiedział sam sobie, odsuwając się na bezpieczną odległość. Przez chwilę wydawało mu się, że zauważył zawód w oczach Lance'a, ale musiał to sobie tylko wyobrazić.
- Wszystko w porządku - powtórzył w końcu, nie patrząc nikomu w oczy. Chciał stąd uciec, musiał stąd uciec, bo wszystkie te pulsy, które słyszał, sprawiały, że czuł, że zaraz oszaleje. Dosłownie. Więc, o ile nie chciał skrzywdzić tych ludzi, musiał zniknąć i zapolować na czyjąś inną krew. Problem w tym, że on nie chciał tego robić. Nie chciał pić krwi innych osób. Chciał spróbować krwi Lance'a. Pragnął go. Pragnął oznaczyć go jako swojego. Pragnął poczuć jego dłonie zaciskające się na jego włosach, kiedy jego ciało wykrzywiało się z bólu i rozkoszy spowodowanych ugryzieniem wampira, w szczególności tym pierwszym. Pragnął sprawić, by Lance krzyczał z przyjemności, a może i bólu trochę innego rodzaju...
Nie mógł tego zrobić. Nie teraz, nie później. W szczególności nie później. Im dłużej będzie bez posiłku, tym trudniej będzie mu się powstrzymać podczas picia i skończy się na tym, że Lance umrze. Keith nie chciał, by on umarł. Musiał więc teraz uciekać, bo znowu poczuł szybko nadchodzącą falę bólu, tym razem zwiastującą pozbawienie go przytomności. Uciekaj.
- Jesteś blady - stwierdziła Pidge, poprawiając okulary, które znajdowały się na jej nosie. Poruszenie ich nic nie dało; ciągle były przekrzywione. To już chyba część jej stałego wyglądu, wraz z krzywo obciętymi włosami w kolorze kasztanów oraz sprytnym i figlarnym błyskiem w oku.
- A nie jest taki zawsze? - zapytał Hunk, przez co oberwał łokciem w bok. Skrzywił się. Pidge może nie wyglądała, ale potrafiła przyłożyć. - No co?

CZYTASZ
Your pulse (Klance) - one shot (or not?)
FanfictionNiezbyt długi one shocik o wampirze o imieniu Keith Kogane i o jego pewnym problemie.