Przechadzałem się po ulicach Nowego Jorku. Było ciemno, zimno i miałem wrażenie, że ludzie, którzy wracają do domów dziwnie na mnie patrzą. Patrzą w taki sposób, jakby dokładnie wiedzieli co zrobiłem przez ostatnie lata. Miałem nadzieję, że jak najszybciej dojdę do miejsca, do którego zmierzam.
Te kilkadziesiąt minut drogi było dla mnie jak wieczność, ale w końcu doszedłem pod drzwi domu należącego do Steve'a Rogersa. Było już późno, prawdopodobnie koło 23, ale to mnie nie powstrzymało przed pójściem do niego. Zapukałem do drzwi i czekałem, aż blondyn otworzy. Minęła chwila, ale Steve'a nie było, wiec zapukalem drugi raz, trzeci, czwarty i dopiero wtedy otworzył. Nie zastanawiałem się, dlaczego tak długo mu to zajęło. Albo po prostu mi się zdawało? Nie mam pojęcia i szczerze nie chce mieć.
-Bucky? Co ty tu robisz o tej godzinie? -spojrzał na mnie pytająco.
-Muszę z tobą porozmawiać. -odparłem stanowczo i wparowałem do mieszkania odpychając mężczyznę ręką.
Steve zachwiał się lekko po czym szybko zamknął drzwi i podszedł do mnie. Wziął mnie pod rękę i poprowadził do salonu gdzie puścił mnie i pozwolił opaść na kanape, a nastepnie usiadł obok mnie.
-To o co chodzi? -spytał patrząc na mnie.
-Ciągle myślę o tych wszystkich niewinnych ludziach, których zabiłem. O tym jak skrzywdziłem ich rodziny odbierając im bliskich. O tym co zrobiła mi Hydra. -skrzyżowałem dłonie i oparłem je na kolanach. Siedziałem ze wzrokiem wbitym w podłogę. Czułem jak łzy napływają do moich oczu. -Ciągle myśle o tym jak okropnym człowiekiem jestem.
-Buck, nie myśl o tym. To przeszłość. Wiem, że ci ciężko, ale musisz spróbować. Pomogę ci ze wszystkim.
Po tych słowach łzy z moich oczu zaczęły spływać mi po policzkach. Strach połączony ze smutkiem jaki czułem przeradzał się w złość. Miałem dość swojego życia, swoich myśli. Miałem dość siebie.
Poczułem uścisk. To był Steve. Przytulał mnie, z łagodnym uśmiechem na twarzy i wbrew pozorom spokojem w oczach. Zacisnąłem dłonie w pięści i odepchnąłem go od siebie płacząc. Szybko wstałem i pobiegłem na gore do łazienki zamykając za sobą drzwi na klucz. Opadłem na kolana zakrywając dłońmi twarz. Siedziałem i szlochałem dobre parę minut, aż w końcu wstałem i otarłem rękawem twarz z łez. Spojrzałem w lustro przed sobą i ujrzałem w nim twarz mordercy, kata. Ujrzałem w nim Zimowego Żołnierza. W złości i nienawiści do samego siebie zamachnąłem się i metalową pięścią rozbiłem szkło w drobny mak.
-Bucky? Wszystko w porządku? -odezwał się Steve przez drzwi ze zmartwieniem w głosie.
-Tak! Wszystko dobrze! -panicznie otworzyłem drzwi przy okazji przypadkowo uderzając nimi blondyna. -Boże, przepraszam! -zakryłem dłońmi usta kompletnie nie wiedząc jak się zachować. Czułem się jak dziecko. Głupie dziecko bez jakichkolwiek zachowań samozachowawczych.-Spokojnie, nic się nie stało. -przytulił mnie głaszcząc mnie lekko po głowie.
Schowałem głowę w jego ramionach i zakryłem całą twarz dłońmi ciężko oddychając. Stalismy w tej pozycji dopóki się nie uspokoiłem.
-Steve, rozbiłem ci lustro... -powiedziałem to tak jakby to było moje największe zmartwienie i od tego miało Zależeć moje życie.
-Ah, to nic. Kupię nowe, nie martw się tym. -zaśmiał się lekko puszczajac mnie i usmiechajac sie łagodnie.
-Skoro tak mówisz. -powiedziałem przecierając oczy i zaczynając schodzić na dół. -Muszę już iść. Przepraszam za najście, Kapitanie. -odparłem będąc juz przy drzwiach. Otworzyłem je i szybko wybieglem zamykając je za sobą.-----------------------------------------------------------
Z góry przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy typu literówki lub powtórzenia. Przeczytałem ten rozdział 10 razy i poprawiłem go z 8 razy, więc już więcej mi sie po prostu nie chce.
Rozdziały będą dość krótkie, bo niestety nie umiem napisać więcej niż 500 słów.
CZYTASZ
I can't do it without you [A Stucky Fanfiction]
RandomRandomowo napisałem to "coś" potocznie zwane fanfikiem. Nie będę pisać tu nic o fabule, jeśli kogoś ciekawi jak wyglądają moje wypociny pisane po nocach - zapraszam. Naprawdę nie wiem dlaczego to napisałem, ale mam nadzieje ze chociaż jednej osobie...