#1

31 5 0
                                    

            "Koszmarny dzień"

        Był piękny słoneczny dzień, siedziałam właśnie pod rozłożystym dębem i czytałam książkę, którą podarował mi dziadek. Wiał delikatny wiatr, a ptaki wesoło śpiewały. Podniosłam swoje kobaltowe oczy i zobaczyłam idącą w moją stronę babcie. Natychmiast zamknęłam książkę, wstałam i podbiegłam do babci przytulając ją.

-Dzień dobry babciu, czy coś się stało?

-Cześć kochanie, przyszłam cię zawołać na obiad, bo znowu się zaczytałaś i chyba o nim zapomniałaś.

Staruszka spojrzała na mnie rozbawiona, a ja zachichotałam zawstydzona swoim roztargnieniem. Złapałam babcię pod ramie i spokojnym krokiem ruszyłyśmy do domu. Ludzie, których mijaliśmy uśmiechali się do nas przyjaźnie i kiwali nam głowami. Ród Bellator był znanym wszystkim dawnym rodem cesarskim, który już od 50 lat zajmował się ochroną rodziny królewskiej. Moi rodzice mieszkają za murem Sina, dokładniej w stolicy. Ja wraz z dziadkami od strony mojej mamy przeniosłam się do Shiganshiny, ponieważ denerwowała nas atmosfera panująca wśród bogaczy. Podczas moich rozmyślań dotarłyśmy do domu. Był to dwupiętrowy domek z jasną elewacją. Przywitałam się z dziadkiem i przygotowałam stół na obiad. Kiedy siadaliśmy już do stołu, usłyszałam krzyki zza okna. Z każdą chwilą krzyki stawały się coraz głośniejsze, a ziemia zatrzęsła się. Wybiegłam z mieszkania i zobaczyłam coś, co było największym koszmarem ludzkości. Tytani wdarli się do miasta a dwóch z nich właśnie zmierzało do naszego domu. Wpadłam do domu i pobiegłam do dziadków.

-Szybko! Musimy stąd uciekać! Tytani wdarli się do miasta i zaraz tu dotrą!

Na twarzach dziadków widziałam przerażenie i niedowierzanie. Oboje wstali i podeszli razem ze mną do wyjścia. Biegliśmy razem do bramy w murze Maria. Babcia odsunęła się trochę od nas, ponieważ musieliśmy ominąć stragany. I właśnie to stało się moim najgorszym koszmarem... Kiedy chciałam ją złapać za rękę zobaczyłam wielką, tytanią dłoń , która chwyciła ją w pasie. Razem z dziadkiem usłyszeliśmy dźwięk łamania kości i ujrzeliśmy jak tytan pożera babcie. Chciałam krzyczeć, pobiec do niej, pomóc jej, ale wiedziałam, że już jej nie pomogę. Złapałam mocniej dziadka, któremu łzy spływały wręcz strumieniami. Zaczęłam go znowu ciągnąć w stronę miejsca ewakuacji. Kiedy minęliśmy parę uliczek do moich uszu dotarł dźwięk wypuszczanego gazu z manewru trójwymiarowego. Mój wzrok samoistnie skierował się w tamtą stronę, dzięki czemu zobaczyłam mojego przyjaciela Eryka, który należał do Oddziału Stacjonarnego.

-Co wy tu robicie?! – jego głos był zdenerwowany i lekko drżący.

-Nieważne! Zabierz go stąd mojego dziadka! Błagam uratuj go!

Chłopak spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, ale skinął posłusznie głową. Wiedział, że prawdopodobnie nie przeżyję, ale dla mnie najważniejsze było życie dziadka. To on mnie wychował razem z babcia, to on nauczył mnie walczyć, to z nim podróżowałam, to on mnie uczył jak mam się zachowywać. I właśnie przez to, on musi żyć!

-Mam nadzieję, że przeżyjesz. – wyszeptał – Trzymaj się młoda – wypowiedział Eryk i złapał mojego dziadka wypuszczając haczyki, ruszył do punktu ewakuacji. I właśnie w tym momencie mój świat zawalił się drugi raz. 15 metrowy tytan złapał ich za rogiem i odgryzł głowę mojemu przyjacielowi, natomiast dziadka pożarł w całości. Moje życie legło w gruzach. Rozejrzałam się po ulicy i zobaczyłam martwego żołnierza z Oddziału Stacjonarnego. Podbiegłam do niego i zobaczyłam, że sprzęt do manewru trójwymiarowego jest sprawny, lecz ostrza nie nadają się już do użytku, sprawna była tylko jedna para. Odpięłam go szybko martwemu i założyłam na swoje biodra. Kiedy byłam młodsza „moi rodzice" wynajęli kilku żołnierzy z Żandarmerii, którzy w formie mojej „kary" wsadzili mnie na trzy lata do podziemia. Nauczyłam się tam bycia „cieniem". Nikt mnie nie widział i nikt nie słyszał. Po roku udało mi się zdobyć sprzęt do manewru trójwymiarowego i dzięki temu nauczyłam się go używać, dzięki czemu właśnie leciałam w kierunku 10 metrowego tytana i zatapiałam ostrza w jego karku. Kawałek dalej stał 16 metrowy tytan, którego twarz i ręce były splamione ludzką krwią. W moich oczach zatańczyły iskry mordu. Wystrzeliłam haki, które trafiły prosto w jego oczy. Podleciałam do niego i odcięłam mu kawałek karku, nim ten zdążył wykonać jakikolwiek ruch. Nie zauważyłam drugiego tytana, który uderzył mnie dłonią, przez co poleciałam około 9 metrów w bok. Wylądowałam prosto pod nogami jakiegoś żołnierza. Sprzęt odpadł mi po drodze. Mężczyzna pomógł mi wstać i zaprowadził na statek ewakuacyjny. Transport ruszył a ludzie poczuli ponowne trzęsienie ziemi, moje spojrzenie spoczęło na wielkim opancerzonym tytanie, który właśnie przebijał się przez Marię. Teraz nasza trasa kończyła się za murem Rose. Stałam przy burcie i zaciskałam pięści tak, że aż mi knykcie pobielały. Przez te potwory straciłam moją rodzinę. Ludzi, którzy byli dla mnie wszystkim. ~Zabije ich... Wybije ich wszystkich... Wybije co do nogi!!~ Moje myśli przerwał znajomy głos. Odwróciłam głowę w lewo i zobaczyłam moich młodych przyjaciół. Erena Jeagera, Miksę Ackermann i Armina Arlelta. Po ich twarzach mogłam się domyślić, że oni także stracili kogoś ważnego. W ich oczach widziałam wiele emocji, ale kilka z nich wybijało się najbardziej. U Armina widziałam strach i bezradność, Mikasa pokazywała znowu swoją maskę obojętności. Oczy Erena krzyczały wręcz o zemstę. W normalnej sytuacji uśmiechnęłabym się z dumy, ale teraz byłam zbyt wściekła by to zrobić. W mojej głowie wybiła się na wierzch jedna myśl ~pójdę do oddziału treningowego i zostanę Zwiadowcą, później wybije te robale na sterydach własnymi rękami!!~.

-----------------------------------------------------------

Heja! Tęskniliście ? 

*świerszcze*

Aha no taaakk... Okej wiem, że zawaliłam i nie wstawiłam szybko rozdziału ale ostatnimi czasy ni mam na nic czasu. Mnóstwo nauki, a jeszcze ostatnio chorowałam i nie miałam nawet chwili żeby chociaż tutaj zajrzeć. Jeszcze raz przepraszam. Paaaaa. 

To moja walka (shingeki no kyojin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz