Zapewne każdy to wie. W końcu ta historia powielała się wiele razy, ale co mi szkodzi?
Nazywam się Peter B. Parker.
Zostałem ugryziony przez radioaktywnego pająka i przez ostatnie dwadzieścia dwa lata robiłem za jedynego, niepowtarzalnego Spider-Man'a.
Uratowałem miasto, zakochałem się, uratowałem miasto ponownie, może zbyt dużo razy. Rozpadło mi się małżeństwo, było parę ryzykownych wyborów pieniężnych(nigdy nie inwestuj w restauracje ze Spider-Manem). Po piętnastu latach... właściwie nikogo to nie interesuje.
W każdym razie - złamałem plecy, dron wleciał mi w twarz, pochowałem własną ciotkę i rozstałem się z żoną, ale zniosłem to oczywiście po męsku, nie pamiętając którą godzinę już płaczę.Siedziałem na kanapie, okrywając się ciaśniej kocem w którym kisiłem się już dobre dwie godziny, wpatrując się tępo w telewizor, który dobijał mnie każdym kolejnym programem. Kolejna komedia romantyczna? Och, świetnie, że tam mimo konfliktów umieją się dogadać, a nie iść na łatwiznę i uciekać od problemów. Potrzebuję takich właśnie porad życiowych pisanych na kolanie jak niczego innego! Przekląłem pod nosem i wyłączyłem telewizor, nie będąc w stanie patrzeć na te coraz durniejsze programy. Westchnąłem cicho i przejechałem sobie ręką po tej części twarzy, której nie miałem zasłoniętej czerwoną maską, po czym walnąłem się całym ciałem na kanapę, która dość głośno zaskrzypiała pod moim ciężarem. Gdy leżałem w ciszy, do mojej głowy zawsze docierały złe myśli i nigdy nie chciały uciec same z siebie, przyklejając się do głowy skuteczniej od sieci.
Obwiniałem się za wszystko, ale nie umiałem tak po prostu iść do MJ i z nią porozmawiać. Przerastało mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Nie potrafiłem po prostu wstać, uśmiechnąć się i powiedzieć ,,jutro będzie lepiej", bo nie, nie będzie. Jedyne co potrafiło pozwolić mi zapomnieć o życiowym gównie, to patrole i walka z kolejnymi idiotami, którzy znowu uciekli z pierdla, bo przynajmniej to robiłem dobrze, w większości. Po dzisiejszym starciu z Rhino głowa bolała mnie gorzej niż na kacu, bo pajęczy zmysł odmówił mi nagle posłuszeństwa, w momencie gdy ta kupa mięśni wleciała we mnie jak taran, a ja przywitałem twarz ze ścianą. Koniec końców, wielkolud siedzi już w Raft, ale internet i tak musiał uwiecznić kolejną porażkę Spider-Man'a. Stary dobry Jameson po latach nic się nie zmienił, nadal pałając do mnie nienawiścią. Znaczy nie do mnie, do tego drugiego mnie. Trochę osób się już ustawiło w kolejce i ciężko stwierdzić kto jest na pierwszym miejscu w kategorii ,,nienawiść". Zapewne ja sam.
Objąłem ręką małą poduszkę, która jeszcze chwila i wylądowałaby na podłodze, więc skorzystałem z niej jako oparcie. Westchnąłem cierpiętniczo już nie zliczę, który raz dzisiaj, kontemplując czy ukrywać łzy pod prysznicem czy może spróbować zasnąć, ale nim zdecydowałem, poczułem wibrację w kieszeni spodni. Wywróciłem oczami, nie mając ochoty kontaktować się ze światem, ale koniec końców odebrałem, nie patrząc nawet kto dzwoni. Przez pewien okres miałem głupie nadzieję, że każdy telefon jest od MJ, ale w pewnym momencie w końcu puknąłem się w czoło, dając sobie spokój. Nie zdążyłem nawet powiedzieć słowa, a po drugiej stronie usłyszałem dość znany mi głos, tego śmieszka w czerwonym stroju.
Taa... Wade Wilson. Ciekawa osobistość. Znaliśmy się od ponad sześciu miesięcy z czego przez pierwszy dzień próbował mnie zabić, bo ktoś bardzo zdesperowany wystawił jak to najemnik określił ,,niezłą sumkę za twój pajęczy łeb", ale że potem razem wkopaliśmy się w niezłe gówno podczas walki z tym cholernym czarnym śluzem Venomem, a potem resztą Sinister Six, płatnemu zabójcy trochę się przedłużyło z tym zabiciem mnie, a kiedy ocaliłem mu dupę, przełożył swoje zlecenie na bliżej nieokreślony czas z czego często żartował, choć wiedziałem, że odpuścił, a jego duma gościa robiącego za kasę po prostu nie pozwalała tego przyznać. Szczególnie, że potem mi się odwdzięczył z tym ratowaniem dupska i w pewien sposób staliśmy się dość dobrymi kumplami, choć Deadpool częściej dostawał ode mnie w pysk nim zdążył się odezwać.
Zamyśliłem się jakoś o najemniku, po chwili zdając sobie sprawę, że Wilson chyba opowiada mi właśnie przez telefon jakąś historię życia, a ja jedynie potakuję, rejestrując pojedyncze słowa jak ,,kurwa", ,,burrito", ,,zabiłem", ,,urwało mi rękę jak psu jajca", czasem wyłączając się na dłużej, co dość często mi się zdarzało przy najemniku. Znaczy, to nie tak, że go nie słuchałem, bo mimo tego, że niemiłosiernie mnie czasem wkurzał, lubiłem z nim rozmawiać, ale jak zdążył się rozgadać to człowiek przestawał nadążać.
CZYTASZ
Coś nas łączy | Spideypool Oneshot |
FanficPeter B. Parker(ten kochany przegryw z Into the Spider-verse), zapewne opisałby swoje życie jako pasmo nieszczęść. Facet po rozwodzie, bez rodziny który nie trzyma już formy tak jak kiedyś, nie umie dojść do siebie. Po czasie dostrzega w końcu, że t...