5.

327 14 11
                                    


Nie mogłeś uciszyć spustoszenia myśli w twojej głowie odnośnie waszej wczorajszej rozmowy. Obawiałeś się, że jeżeli wrócisz do domu jej już tam nie zostaniesz, że jej już tam nie będzie. Bałeś się opuszczać wasze wspólne gniazdo, ale musiałeś udać się na trening. Chciałeś znaleźć odskocznie od burzy piaskowej, bowiem słowa wydobywające się wczoraj z jej słodkich ust utykały ci w sercu niczym ziarenka piasku i trafiały też do oczu, powodując niemiłosierny ból, który przeradzał się w wodospad łez ściekający po twoich policzkach. Nie odpowiedziała na twoje pytanie. Być może sama nie wiedziała czy to koniec. A może się najzwyczajniej w świecie bała? Wiedziała, że się załamiesz, roztrzaskasz na kawałeczki jak stłuczony przypadkowo niejednokrotnie kubek w wielu polskich mieszkaniach. Może miała w sobie jeszcze wystarczające pokłady ludzkiej dobroci i chciała ci tego oszczędzić? Pustka. To teraz królowało w twoim umyśle jak i życiu. Nie było w nim już gorącego uczucia dwójki ludzi. Nie było już miłości jaką darzyło się młode małżeństwo. Nie było uśmiechu jakim obdarowywała cię każdego ranka po przebudzeniu. Choć wydało ci się, że było to tak niedawno... Nie, Michale. To wydarzyło się miesiące temu. Od tysięcy godzin nie doświadczyłeś gestów pełnych ciepła, miłości czy pasji. Twoje niegdyś szczęśliwe życie się sypało, a ty czułeś się jak obserwator tego. Jakbyś stał obok i przyglądał się temu wirowi wydarzeń, tsunami bólu, cierpienia, które porwało twoją błogość gdzieś gdzie nie miałeś pojęcia. Pochłonęła ją czarna dziura i przeczuwałeś, że długo nie odda. Jak w ogóle się na to zdecyduje. Pokręciłeś głową, odganiając od siebie natłok refleksji i powracając do rzeszowskiego Podpromia. Masłowski spojrzał na ciebie błękitnymi tęczówkami przesiąkniętymi doszczętnie współczuciem i żalem, a ty jedynie wysiliłeś się na blady uśmiech w jego stronę. Oderwałeś od niego wzrok i rozegrałeś piłkę do kolejnego zawodnika, który wyczekał w kolejce na swoją próbę. Wykonywałeś wszystko jak maszyna i nawet gdy byłeś totalnie rozsypany potrafiłeś odpowiednio pozwolić piłce opuścić twoje smukłe palce. Kowal kiwał głową z uznaniem nad twoją wystawą do atakującego z drugiej linii Aleksandra. Mimowolnie wzniosłeś kąciki ust i zarzuciłeś na szyję puchaty, biały ręcznik, aby otrzeć kropelki potu ściekające po twojej bladej, zmęczonej twarzy. Chwilę później zaciskałeś szczękę i zadzierałeś nad siebie ciężary w klubowej siłowni, chcąc dać całkowite ujście nagromadzonym w tobie emocjom. Furia, która zagnieździła się w środku ciebie wreszcie została gdzieś wylana. Lekceważyłeś oblewające cię obficie poty. Liczyło się dla ciebie tylko całkowite wyczerpanie fizyczne, aby po powrocie do rodzinnego otoczenia paść bezwładnie na łóżko i oderwać się od tego dramatycznego okresu w twoim życiu.

-Zaharujesz się na amen. -rzekł Mateusz, mierząc cię karcącym wzrokiem.

-O to chodzi.-mruknąłeś pod nosem, nie przestając wznosić sztangi.

-Michał! To nie jest rozwiązanie!-warknął na ciebie podirytowany twoim zachowaniem libero.

-A ucieczka do Włoch to dla ciebie idealne rozwiązanie?-prychnąłeś.

Opuściłeś ciężar i przysiadłeś na ławce, sięgając po plastikową butelkę. Zwilżyłeś spierzchnięte wargi zimną cieczą, nie spuszczając wzroku z przyjaciela. 20-latek patrzył na ciebie zszokowany, a zarazem zdezorientowany. Nie miał pojęcia o czym mówiłeś.

-Michał, ale o co...?-przerwałeś mu.

-O Dianę chodzi.

-Chcę cię zostawić w Polsce?-wytrzeszczył oczy rzeszowianin.

Skinąłeś prawie niezauważalnie głową, a Mateusz opadł na miejsce obok ciebie totalnie zdziwiony informacją jaką właśnie mu przekazałeś. Kilka chwil później w jego towarzystwie pokonałeś drogę dzielącą cię kiedyś od najlepszego miejsca na ziemi. Teraz uznawałeś je za największe męczarnie, za koszmar. Zmarszczyłeś brwi zdezorientowany, gdy pod wpływem twojego naporu dłoni klamka ustąpiła. Przecież blondynka nigdy nie pozostawiała otwartych drzwi. Zaniepokojony zrzuciłeś torbę na podłogę w salonie i pośpiesznie omiotłeś wzrokiem otoczenie. Pozostawiłeś bruneta w salonie i rozejrzałeś się bezzwłocznie po pozostałych pomieszczeniach. Biegałeś po domu, obawiając się najgorszego. Nie mogła cię zostawić, Michale. Nie teraz.

Ty każdym latem i każdą burzą mojeg świata II Michał KędzierskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz