Jechaliśmy w ciszy, która sprawiała, że jeszcze bardziej się denerwowałam. Do szkoły nie mieliśmy daleko, niecałe dziesięć minut samochodem.
Kiedy znaleźliśmy się już na szkolnym parkingu postanowiłam przerwać tę ciszę między nami.- To co? Wracamy później razem? - zapytałam, na co Luke przytaknął głową, wyłączając silnik.
- Okej, to powodzenia.
- Dzięki, tobie też - uśmiechnął się szczerze.
- Łatwo Ci mówić. - powiedziałam, po czym zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z samochodu, zamykając za sobą drzwi.
Przerzuciłam małą torebkę przez ramię i ruszyłam w stronę głównego wejścia. Było już sporo uczniów. No cóż, trudno się dziwić, skoro za kilka minut miały zacząć się spotkania z wychowawcami. Każdy był inny na swój sposób. Od kujonów aż po elitę szkoły, którą w szkole zna praktycznie każdy.
Typowe.
Kompletnie nie wiedziałam jak się tutaj odnajde, szkoła była bardzo duża, a ja na dodatek nikogo tutaj nie znam. Super.
Kiedy przeszłam już przez główne drzwi, stanęłam w miejscu, nie wiedziąc gdzie iść dalej. Na korytarzu było dużo uczniów, którzy z pewnością czekali na wychowawcę, opowiadając sobie nawzajem jak spędzili wakacje. Zaczęłam iść przed siebie, przeciskając się między ludźmi. Nagle z kimś się zderzyłam. Była to dziewczyna średniego wzrostu z włosami do ramion.- Bardzo Cię przepraszam. - odezwałam się jako pierwsza lekko się uśmiechając.
- Nic się nie stało. Czy ty jesteś Lily Johnson? - odwzajemniła mój uśmiech.
- Tak.
- Super! Od kilka minut właśnie Cię szukam. Dyrektor poprosił mnie, abym Cię oprowadziła po szkole, pokazała wszystko co gdzie jest. Wzięłam Ci przy okazji kod do szafki i plan lekcji. - powiedziała po czym podała mi rzeczy.
- Dzięki wielkie! - wzięłam je i schowałam do swojej torebki.
- Tak w ogóle jestem Mia i będziemy razem chodzić do klasy! Fajnie, co nie? - wystawiła w moim kierunku rękę, którą uścisnełam.
- Lily, ale to już pewnie wiesz. - obie się zaśmiałyśmy.
- Wiesz, może już pójdziemy pod salę? - zapytała, spoglądając na swój złoty zegarek na lewej ręce.
Przytaknełam głową i ruszyłam za Mią.***
- Witajcie moi drodzy po wakacjach! Ja nazywam się Ruby Cooper, jak już wiecie. Zapewne cieszycie się, że wróciliście do szkoły, prawda? - kobieta zaczęła swój monolog na co klasa się zaśmiała. Była po czterdziestce i z tego co się dowiedziałam od Mii uczyła matematyki. Wydawała się być miłą kobietą, która lubi swoją klasę. Siedziałam z Mią w czwartej ławce od okna. Spoglądając szybko po klasie, która była liczna, można było stwierdzić, że należeli do niej nastolatkowie różnej przynależności szkolnej. Parę kujonów, którzy siedzieli w pierwszych ławkach, dziewczyn, które chyba świata nie widzą poza makijażem i lusterkiem, mięśniaków, którzy byli zapewne w szkolnych drużynach sportowych oraz kilku zwykłych ludzi jak ja, którzy nie chcieli za bardzo się wyróżniać.
- Nie będę Was tu długo trzymać. Chciałam omówić na razie sprawy, które czekają nas w najbliższym czasie... - kontynuowała swój monolog. Nagle drzwi od klasy otworzyły się i stanął w nich wysoki, wysportowany brunet o niebieskich oczach. Nie powiem, był przystojny.
Lily, o czym ty myślisz. Taki chłopak jak on na pewno nie zwróci uwagi na kogoś takiego jak ty.
Nauczycielka przerwała swoją wypowiedź i spojrzała na chłopaka, który zamykał za sobą drzwi.
- Panie Anderson! Cieszymy się, że w końcu pan do nas dotarł. - wstała ze swojego krzesła i stanęła przy biurku.
- Ja również! - rzucił w jej kierunku i zajął miejsce gdzieś z tyłu wśród swoich kolegów.
- Dobrze, wracając do tematu... - oparła się o biurko i tak przez kolejne piętnaście minut poruszała sprawy klasowe. - Jeszcze chciałabym Wam przedstawić nową uczennice, Lily Johnson. Mam nadzieję, że pomożecie jej się tutaj zaklimatyzować. - uśmiechnęła się w moją stronę, co odwzajemniłam. Odwróciłam się lekko w stronę klasy.
- Cześć, jestem Lily i przyjechałam tutaj z Nowego Jorku - powiedziałam i pomachałam im. Część z nich odpowiedziała mi i spojrzała przyjaźnie.
***
Po spotkaniu z wychowawcą Mia oprowadziła mnie po szkole, pokazała co gdzie jest, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Jak się okazało mieszka w tej samej dzielnicy co ja, zaledwie kilka domów wcześniej. Postanowiłam, że wrócimy razem, żeby lepiej się poznać. Napisałam smsa do Luke'a, że wracam z koleżanką i że wszystko jest okej. Moje rozmyślenia przerwał jej głos.
- Słuchaj, może pójdziemy gdzieś w weekend? Kino, pizza? Wchodzisz w to? - zapytała podekscytowana, kiedy przechodziłyśmy na drugą stronę ulicy.
- Jasne, czemu nie. Dam Ci swój numer, żebyśmy się zdzwoniły co i jak. - kiwnęła głową i wymieniłyśmy się numerami.
- Kim był ten chłopak, który się spóźnił dzisiaj? - spytałam niepewnie i spojrzałam na chodnik.
- To William Anderson. Należy do szkolnej drużyny koszykarskiej, jest kapitanem. Ma już osiemnaście lat, ale chodzi do trzeciej klasy, bo raz nie zdał. Tajemniczy, więcej się o nim nie wie, niż wie. Podobno spotyka się na mieście z podejrzanymi typami. Raczej trzyma się ze swoimi kolegami z drużyny, ma dziewczynę Ashley. Jest w naszym wieku, ale w innej klasie. A czemu pytasz? - spojrzała na mnie.
- Tak po prostu. Sprawia wrażenie niezbyt miłego. - odparłam, na co się zgodziła. Przeszłyśmy parę kroków.
- To tutaj mieszkam. - przystanęła i wskazała na jednopiętrowy beżowy dom z dużym ogrodem.
- Ładny. To świetnie, bo ja mieszkam trzy domy dalej.
- Będziemy miały do siebie niedaleko. - powiedziała, na co obie się zaśmiałyśmy.
- To co? Do jutra, może pójdziemy jutro razem do szkoły?
- Bardzo chętnie, to do jutra. - pożegnałyśmy się i Mia ruszyła w kierunku swojego domu, a ja swojego.
***
Hejka! Za nami pierwszy rozdział. Chciałabym Was bardzo przeprosić za to, że rozdział nie pojawił się we wtorek. Postanowiłam, że rozdziały będę dodawać dwa razy w tygodniu: w środy i soboty. Też chętnie poczytam czy podobał Wam się rozdział ;)
Do następnego xoxo
YOU ARE READING
The truth (ZAWIESZONE)
Teen FictionOna - Lily Johnson, 17-letnia dziewczyna z pięknym uśmiechem, która jeszcze nie do końca wie, jak życie potrafi być okrutne. On - William "Will" Anderson - 18-letni brunet o niebieskich oczach. Kapitan szkolnej drużyny koszykarskiej, członek elity...