1

20 5 0
                                    

— Ta szkoła jest jakaś popierdolona! - powiedziałam trzaskając drzwiami od domu. Wkurzona ruszyłam do swojego pokoju, jednak przechodząc koło kuchni jakaś ręka na moim nadgarstku uniemożliwiła mi to. Dobrze wiedziałam kto to był. Zrezygnowana, odwróciłam się w stronę chłopaka. — Jake, proszę cię daj mi spokój, wszystko jest okej. Miałam po prostu zły dzień w szkole. - nie chciało mi się słuchać mojego brata, ale w tym momencie chyba nie miałam innego wyjścia.
— Coś często masz te złe dni. Słuchaj początki w nowych szkołach są trudne, ale później będzie lepiej, zobaczysz. - poklepał mnie po ramieniu, dodając mi otuchy.  — Pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć. Zrobiłem obiad, głodna? - nie pytając się o moje zdanie zaprowadził mnie do kuchni. Poszedł nakładać nam jedzenie, a ja w tym czasie zasiadłam do stołu i przyglądałam się mu. Od zawsze lubił gotować. Mnie nawet nie dopuszczał do swoich garów, ale nie narzekałam z tego powodu. W końcu to ja przepalam wszystkie garnki w domu.
— Pizza? - Dopiero teraz poczułam ten jakże dobrze mi znany zapach. Zawsze ze znajomymi to zamawialiśmy, gdy szliśmy do naszej knajpki.
— Opowiadaj, co się dzieje w tej szkole. - widzę, że braciszek nie da mi z tym spokoju, więc muszę mu powiedzieć, chociaż jak mówiłam, to była błahostka.
— Naprawdę nic takiego... Uwzięła się na mnie dyrektorka. - przerwałam, by spojrzeć na brata, spodziewałam się jak może zareagować na tę informację, którą zaraz mu przekażę, więc po prostu spojrzałam na jego twarz. — Uczy nas informatyki. - tak jak myślałam, przerwał mi dziwny, donośny śmiech mojego brata, nie mogłam tego nazwać śmiechem, on przy tym stole się prawie dusił powietrzem. Dobrze wiedział, że jestem słaba z informatyki.

Dzisiaj rano przed wyjściem z domu brat mówił, żebym tylko nie podpadła w pierwszy dzień zajęć. Jednak jak to ja, ledwo co zasiadłam do komputera już musiałam wołać nauczycielkę, bo mi komputer "nie działał". Tak, okazało się, że nie był włączony... Nie każdy musi być w tym dobry tak? Mam rację, prawda?
— Dobra! Ty się tam dalej śmiej, ja idę do pokoju robić referat na informatykę. - przerwałam mu, bo widziałam, że dobrze się bawi, kiedy ja biedna cierpię. W ogóle co to jest za nauczycielka, która robi jakieś referaty na informatykę, no ja pierdole kobieto.
— Pamiętaj, zawsze mogę ci w czymś pomóc. - spojrzał się na mnie, już był trochę opanowany, jednak morda dalej się cieszyła. — Chcesz mojego laptopa?
— Wiesz co? Możesz dać. - spojrzałam na Jake'a z uśmiechem, nie był przygotowany na taką odpowiedź. Dobrze wiedział, że w tym momencie spisał swojego skarba na straty. Poszedł do salonu i wrócił ze sprzętem. - Biada jak mi go chociaż porysujesz Hazel. - nigdy taki poważny nie był, pokiwałam szybko głową i wzięłam laptopa. Chciałam jak najszybciej uciec do swojego pokoju.

Jednak w drodze po schodach już prawie wylądowałabym na ziemi, ale w ostatnim momencie, niezdarnie złapałam równowagę. Odwróciłam się lekko uśmiechając się do mojego, już bladego jak ściana, brata.
— Widzisz? Ze mną jest bezpieczny, nic mu się nie stanie. - puściłam mu oczko i weszłam do swojego pokoju. Słyszałam jeszcze jak brzęczył coś tam pod nosem, ale nie słuchałam go. Wiedział dobrze co robił. Weszłam w głąb pokoju. Oparłam się plecami o drzwi, przerażonym wzrokiem spojrzałam na ten burdel.
— Jaki tu jest syf! - powiedziałam, kopiąc po drodze do biurka, jakieś bluzki. Nic nowego, zawsze to mówiłam, ale i tak z tym nic nie robiłam. Rzuciłam się na łóżko i na kolana położyłam laptopa. Włączyłam go i zdziwiłam się, gdy poproszono mnie o wprowadzenie hasła. Nic nie mówił, że ma ustawione hasło. Podirytowana wydarłam się na cały dom.
— Jake!! Chodź tu! - długo nie musiałam czekać, wbiegł do mojego pokoju jak poparzony. — Nie mówiłeś o żadnym haśle. - pokazałam mu na komputer, bo chyba nie zrozumiał o czym mówię.
— Bo nie mam hasła. - wziął sprzęt z moich kolan i zaczął klikać coś na klawiaturze, pewnie jakieś randomowe słowa. — Kurwa! - wydarł się na cały dom. To chyba znaczyło, że nie wie co zrobić, tak samo co ja. — Idę do znajomego, który zna się tak jakby na komputerach. Musisz te zadanie zrobić później. - powiedział na jednym wydechu. — Chciałem Ci pomóc, ale znowu nie wypaliło, przepraszam Hazel, że znowu cię zawiodłem. - złapał się załamany za głowę i patrzył smutnym wzrokiem na mnie.
— Jake, wyluzuj. Nic się nie stało. - przytuliłam go, głaszcząc go po plecach, dodając mu otuchy. — Leć go lepiej ratować, nie wiadomo o co chodzi. - wskazałam na urządzenie, a chłopak pokiwał głową i wyszedł. Po chwili słyszałam jeszcze jak próbuje niezdarnie odpalić swojego grata w garażu.

Wzięłam swoja komórkę do ręki. Była siedemnasta, piątek, piąteczek, piatunio. Postanowiłam, że napiszę do mojej koleżanki, którą dzisiaj poznałam na informatyce. Obydwie jesteśmy ekspertkami w tej dziedzinie. Znalazłam wspólny język z dziewczyną i pod koniec zajęć podałyśmy sobie numery telefonów. Zapisałam ją jako JiSoo, bardzo sympatyczna z niej dziewczyna.
Niezdarnie wyszukałam jej numer w telefonie. Nie mogłam trafić w klawisze na klawiaturce i nawet się nie zdziwię jak ta wiadomość będzie miała błędy.
Powiedziałam sobie, że jak zarobię pieniądze to kupię sobie telefon z większym ekranem, bo ja za ciula nic nie widzę co piszę, ale jakoś mi się z tym nie śpieszy. Przestraszyłam się na dźwięk powiadomienia. Odczytałam i zaczęłam szybko się ogarniać. 30 minut, to troszkę za mało jak dla mnie, miałyśmy się spotkać w parku, który był kawełek drogi od mojego domu. Napisałam jeszcze wiadomość do Jake'a, że wychodzę na miasto i zaczęłam się szykować, zapomniałam, że cały czas jestem w mundurku szkolnym. Wzięłam z szafy jakieś pierwsze, lepsze, luźne ciuchy i poszłam do łazienki, dopiero teraz zobaczyłam co ze sobą zabrałam. Czerwona koszula i żółte jaskrawe spodnie? Odpada. Szybko wróciłam do szafy, zmieniłam te spodnie na czarne getry. Przebrana spojrzałam się w lustro.
— Hazel, jesteś piękna jak zawsze. - powiedziałam puszczając do siebie oczko i założyłam okulary przeciwsłoneczne, jednak coś mi nie wyszło, prawie wydłubałam sobie nimi prawe oko. Klnąc pod nosem zgarnęłam jeszcze telefon oraz torebkę i zeszłam na dół. Założyłam czarne adidasy oraz sprawdziłam jeszcze raz czy mam wszystko i wyszłam w domu przekluczając drzwi.


Carpe die(m)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz