Siedziałam w swoim pokoju odrabiając lekcje, jednak ktoś mi przerwał wchodząc do mojego pokoju.
— Kochanie, zejdź na dół, zrobiłam obiad. — po tych słowach mama zeszła na dół, nie czekając na moją odpowiedź. Westchnęłam i odłożyłam wszystko co trzymałam w dłoni na łóżko.
Wychodząc z pokoju dostałam wiadomość, ale uznałam, że sprawdzę ją dopiero po zjedzeniu posiłku.
Schodząc po schodach zauważyłam Jake'a, który rozkładał sztućce na stole, szybko znalazłam się obok niego i w ciszy zaczęłam pomagać uszykować stół do obiadu, gdy mama w tym czasie kończyła gotować.— Hazel, powiedz mi, jak Ci idzie nauka? I w ogóle wszystko jest dobrze w szkole? — zapytała się mama, nakładając sobie jedzenie na talerz.
— Tak! Na razie wszystko układa się po mojej myśli. Mam nową koleżankę, ostatnio wyszłam z nią do galerii. — w tamtym momencie przypomniał mi się ten wieczór, a bardziej ta tajemnicza zakapturzona postać, która tak bardzo się nam przypatrywała, to było naprawdę straszne. Bałam się tej osoby, chociaż do końca nie byłam pewna, czy to nam się przypatrywała, ale tak czy inaczej, to było straszne. Pamiętam tylko jak zadzwoniłam po brata, żeby po nas przyjechał. Może to było zbyt pochopne posunięcie, no ale jednak mój rozum nie dawał za wygraną, żeby po jedenastej wracać na pieszo do domu samej. Nigdy nic nie wiadomo, co może się wydarzyć. Co nie?
— Halo? Jesteś tam? Koleżaneczka najserdeczniejsza się nam zawiesiła. — O rany, znowu się zamyśliłam, dość często mi się to zdarza. Ja już nawet zapomniałam o czym mówiłam, jaki wstyd... Chociaż... Jebać, co w rodzinie to nie zginie.
— O, tak przepraszam, troszkę się zamyśliłam, bo przypomniałam sobie o referacie na angielski. — powiedziałam jeszcze raz ciche przepraszam i zaczęłam jeść obiad.
— Weź młoda, kontaktuj trochę ze światem, co? — odezwał się mój, jakże kochany braciszek. Nie chciało mi się z nim kłócić, więc tylko przewróciłam oczami.Po obiedzie, pomogłam mamie sprzątać w kuchni, rozmawiałyśmy o jakiś błahostkach i trochę opowiedziałam o szkole. Po ogarnięciu pomieszczenia, z niechęcią ruszyłam do swojego pokoju. Wiedziałam, że te gówno będzie na mnie czekało. Tak mi się nie chciało robić tego projektu na informatykę. Dlaczego, wybrałam coś czego za cholere nie rozumiem. Dobra, jebać i tak nie zdam z matmy.
Położyłam się z powrotem na łóżko, kładąc laptopa na brzuchu. To był błąd, że zrobiłam sobie przerwę, bo teraz za nic nie pamiętam, co miałam napisać. Z rezygnacją zapisałam projekt, w którym był jeden wielki chaos, może jutro coś się z tego poskleja.Znudzonym wzrokiem rozejrzałam się po pokoju, zatrzymałam się na chwilę na swoim telefonie, po chwili przypomniałam sobie, że dostałam jakąś wiadomość. Powolnym krokiem zbliżyłam się do urządzenia spojrzałam na wyświetlacz ekranu, gdzie widniał nieznany mi numer. Było kilka nieodebranych połączeń, jak i wiadomości. Przez chwilę zastanawiałam się kto to mógł być, jednak na nic nie wpadłam, ale skoro ta osoba zadzwoniła kilka razy to musiało być coś ważnego, postanowiłam, że oddzwonię. Nadusiłam zielona słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. W moim pokoju, było słychać tylko sygnały z komórki. Pierwszy... Drugi... Trzeci... Już chciałam się rozłączyć, jednak ktoś odebrał.
—H-halo? Umm... Dzień dobry? — plątałam się w słowach, za cholere nie wiedziałam co chciałam powiedzieć. Zamilkłam na chwilę, po drugiej stronie słuchawki równie nic nie było słychać. — Halo, słychać mnie?— dalej głucha cisza. — Dobra, jebie mnie to. Do widzenia, czy coś. — może nie miło postąpiłam, ale ja nie miałam nerwów na takie żarty. W momencie kiedy się rozłączałam, usłyszałam tylko parsknięcie jakiegoś mężczyzny. Ta rozmowa nie miała sensu i była dziwna. Lekko podirytowana, uznałam, że przejdę się na krótki spacer.
Założyłam jakiś ciepły polar i aparat. Schodząc po schodach zauważyłam moją mamę, która oglądała jakiś program w telewizji. Podeszłam do niej, dałam jej całusa w policzek.
— Mamo, idę się przejść nie wiem kiedy wrócę, ale mam telefon jak coś, zadzwoń jak będziesz chciała coś ze sklepu. —powiedziałam na odchodne, zabierając z komody swój portfel. Założyłam swoje ulubione vansy i wyszłam z domu.
Była jesień, jak na końcówkę września, było dość zimno, chłodny wiatr, który rozwiał moje włosy na każdą możliwą stronę. Na szczęście, zawsze noszę gumkę na nadgarstku, zwinnie zgarnęłam włosy i splątałam je w niedbały kucyk. W tym momencie mnie to nie interesowało jak wyglądam, cieszyłam się chwilą. Powolnym krokiem ruszyłam do mojego ulubionego parku. Na dworze było jeszcze jasno, czyli mogłam zrobić jakieś ładne zdjęcia naturze. Nie uważałam się za jakiegoś profesjonalnego fotografa, robiłam zdjęcia hobbystycznie. Czasami moje zdjęcia widniały na stronach szkoły, jak wygrywałam konkurs, a takich rzeczy w mojej szkole było mało i nikt na te strony nie wchodził. Jestem osobą, która woli robić zdjęcia komuś, niż pozować do nich. Dlatego zdjęcia klasowe to mój odwieczny wróg, zawszę będę na nich wyglądała jakby ktoś chciałby mi zrobić krzywdę, a na ostatnim zdjęciu załapałam się jak kichnęłam, uwierzcie mi na słowo - nie wyszłam korzystnie. Jedyne co mnie ratuje, żebym nie wpadła w jakieś załamanie, to moja przyjaciółka — Alice, która mieszka w New Yorku, jest tak samo fotogeniczna jak ja.
Na tym samym zdjęciu jako jedyne wyszłyśmy zamazane — Ja, która nagle postanowiła kichnąć, ponieważ jakiś mały pyłek spowodował wiercenie w moim nosie oraz ona, panicznie bojąca się owadów i na jej niekorzyść, biedna mała pszczółka przelatywała jej przed oczami. Co wywołało u niej tak silna panikę, że prawie obie straciłyśmy równowagę, ponieważ dziewczyna trzymając mnie za ramię, błagała o pomoc.Ahh ta Alice — to moja najlepsza przyjaciółka, jednak po przeprowadzce nasz kontakt trochę się pogorszył, czasami w weekendy do siebie dzwonimy na skype, ciągle do siebie piszemy, jednak przez te strefy czasowe nie za bardzo to wychodzi. Boję się, że ją stracę, jako jedyna była przy mnie, kiedy byłam sama z tym całym bagnem. Jako jedyna się ode mnie nie odwróciła i dalej się ze mną trzymała. Otóż kiedy byłyśmy w pierwszej klasie liceum, na mój temat roznioslo się bardzo dużo plotek, przez co ludzie niezbyt chcieli że mną rozmawiać, chociaż kilkakrotnie było wyjaśniane, że to nie jest prawda. Jednak ludzie to ludzie, oni zawsze będą wiedzieć swoje. Zawsze siedziałam sama na lekcjach, stołówce, a na przerwach nie miałam ochoty na rozmowę z tymi wszystkimi fałszywymi, dwulicowymi ludźmi. To jest takie niewiarygodne — jednego dnia możesz trzymać się z miłymi, sympatycznym ludźmi, którzy cię lubią, śmieją się z twoich żartów lecz następnego dnia, słyszysz jak ciebie obgadują za twoimi plecami. Bardzo żałosne zachowanie, jednak przez takie zachowanie, zaczęłam bardziej uważać z dobieraniem sobie znajomych.
I właśnie jednego słonecznego dnia zjawiła się ona. Była niczym światło w tunelu, nadzieja na lepsze jutro. Alice. Ona się do tego przyczyniła. Dzięki niej ten cały koszmar się skończył. Może nie skończyły, ale to ona sprawiła, że przestałam się przejmować tymi niezbyt ciekawymi opiniami na mój temat. Bardzo za nią tęsknię, może to i głupio brzmi, ale jestem jej wdzięczna za to, że mnie bardzo wspierała w trudnych dla mnie chwilach. I jest mi strasznie smutno, że przed przeprowadzką jej tego nie powiedziałam.
O rany znowu się zamyśliłam, nawet nie zauważyłam, kiedy na dworze zrobiło się ciemno. Teraz nie ma opcji żebym zrobiła jakiekolwiek dobre zdjęcie. Jednak z tym faktem nic nie zrobiłam i dalej siedziałam na ławce, patrząc w dal. Moje rozmyślenie przerwał mi mój telefon. Spojrzałam na ekran i odebrałam.
— Halo? — powiedziałam zachrypniętym głosem, od dobrej godziny nic nie mówiłam.
— Hazel musisz pójść do sklepu, wysłałam ci w wiadomości co masz kupić, jak coś pieniądze ci oddam. — nawet przez słuchawkę było słychać jej zmęczony głos. — Tylko proszę ciebie, kup wszystko z tej listy, dobrze? Potrzebuję te składniki na dzisiaj, bo postanowiłam zrobić jeszcze obiad na jutro, żeby mieć spokój.
— Nie ma problemu, zaraz pójdę. Jak wrócę to ci pomogę.— nie czekając na odpowiedź mojej rodzicielki, rozłączyłam się.W parku było już pusto, dochodziła godzina dziewiąta. Zmęczona nie miałam zamiaru wstawać z tej ławki, nie miałam ochoty. Nagle przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Było to spowodowane wiatrem, który od czasu do czasu zawiał mocniej. Cicho westchnęłam i wstałam z ławki, otrzepałam się z niewidzialnego kurzu, z powrotem odwróciłam się do siedzenia w celu zabrania aparatu. Schylona patrzyłam się w jeden punkt, który zwrócił moją uwagę. To nie był mój aparat, po który się tak schylałam, tylko osoba, która stała za drzewem kilka metrów od mojej ławki, a jej wzrok był skierowany centralnie na mnie. Lekko przerażona pomyślałam, że powinnam coś z tym zrobić, zapytać się tej osobie, czy potrzebuje pomocy. Cokolwiek. Przełykając ślinę, poprawiłam swoją kitkę i postanowiłam, że nie będę udawała kimś kim nie jestem, dlatego jak najszybciej zgarnęłam swoje rzeczy i zaczęłam iść szybkim krokiem w nieznanym mi kierunku.
Co tu do cholery się wyprawia?
CZYTASZ
Carpe die(m)
FanfictionNastolatka po śmierci ojca zmaga się z wieloma problemami. Wszystko zaczęło się sypać. Prawda, którą biznesmenem trzymał w tajemnicy przed rodziną wyszła na jaw. Dziewczyna wraz z bratem oraz mamą są w niebezpieczeństwie. Czy uda im się znaleźć pomo...