List

178 8 0
                                    

Zmierzch pokrywał sklepienie, pozostawiając jedynie blask gwiazd i księżyca. Dopomagał woskowym świecom, oświetlającym ludzkie sylwetki, jak i rozmieszczone wokoło, kamienne płyty. Uwagę przykuwały ich wyszczerbione czasem, głębokie skruszenia, lecz wszyscy obecni byli skupieni na otoczonej przezeń mogile, przed którą stała drewniana trumna. Była otwarta, wypełniona miękkim materiałem, na którym leżało ciało drobnej dziewczynki. Specjalnie ubrano je w modrą suknie, pełną falban i wstążek, gdyż zawsze uwielbiała ją nosić. Blada cera i krucze włosy odbijały światło świec, trzymanych przez kilku starszych kapłanów. Obok nich, samotnie, stał mężczyzna w ciemnym garniturze i grubej kurcie. Zwieszał głowę, bojąc się spojrzeć przed siebie. Z pełnych boleści oczu nieustannie siąpiły się łzy, a cichy szloch dorywczo ustępował nocnej ciszy. Po chwili zacisnął pięści i podniósł wzrok. Jeden z duchownych stał na podwyższeniu, patrząc na otwartą przed sobą księgę. Uniósł uroczyście dłonie i zaczął mówić. Mężczyźnie coraz bardziej szkliły się oczy, aż w końcu podszedł do trumny, nie przerywając ceremonii, i pogłaskał dziewkę po głowie. Widząc delikatną, bladą cerę i liczne blizny, dotknął jej zimnego policzka. W jakiś sposób pozwoliło to mu się lekko uśmiechnąć i z oddaniem dokonać ostatniego pożegnania.

Stojąca w największym oddaleniu kobieta w czarnej, żałobnej sukni nieprzerwanie zakrywała twarz chustą. Przeżywała to równie ciężko, co stojący w centrum mężczyzna. Patrzyła to na niego, to na dziewkę, lecz widok i tak był rozmazany przez nieopanowany potok łez. Nie potrafiła podejść bliżej. Jej odwaga była daleko za tą mężczyzny. Mocno dogadzał temu fakt, iż jej kreacja stała się ubiorem pogrzebowym. Był to w pewnym sensie zaszczyt, atoli wiodący za sobą rozpacz.

Po ceremonii zamknięto trumienkę i przeniesiono ją do głębokiej wnęki w ziemi. Niebawem na tym miejscu będzie stał nagrobek, upamiętniający zmarłą. Jednakże to wymagało jeszcze cierpliwości. Od pochówku minęły blisko dwie godziny. Na cmentarzu nie było nikogo, gdyż niedługo miała wybić godzina dwudziesta. Wokół panowała zupełna cisza, której intensywnie przysłuchiwał się mężczyzna. Wciąż stał w tym samym miejscu. Mróz powoli zaczynał go udręczać, gdyż nie mógł powstrzymać ciała od nadmiernych drgań. Jednak mimo tego, dalej tam stał i patrzył się w nicość. Po kolejnej, dłużącej się połowie godziny również na niego przyszedł czas, by zawrócił do domu. Powoli zaczął stawiać marne kroki, wychodząc z cmentarza. Jego dom znajdował się blisko pięć minut drogi od kościoła, lecz mimo to, idąc już blisko kwadrans, mężczyzna wciąż nie doszedł do celu. Posuwał się tempem, w którym nie sposób było wyczuć, czy się w ogóle porusza. W końcu udało mu się dotrzeć do znajomej mu bramy. Ruszał się, jakby w transie, odruchowo kierując się ku drzwiom. Nie zauważył nawet stojącego nieopodal starca, który, widząc, że nie został spostrzeżony, donośnie zawołał:

- Doktorze...! - Wtem mężczyzna odwrócił się i zaczekał, aż dziadyga do niego podejdzie.

- - - - -

Niedługo później byli już w bawialni w środku budynku. Siedzieli naprzeciwko siebie, w bogatych fotelach. Między nimi znajdował się okrągły stolik z herbatą i dwiema filiżankami. Krótką chwilę trwali w ciszy, wsłuchując się w rytmiczne tykanie starego, ściennego zegara. W końcu, odkładając filiżankę, jeden z nich otworzył usta:

- O czymże chciałeś porozmawiać o tak późnej porze?

- Pierwej, doktorze, chciałbym przeprosić, iż nie mogłem sprawić mych wcześniej odwiedzin. Któż by pomyślał, że nastanie taka tragedia... Przyszedłem rozmówić się trochę o niewolnicy. Prawdziwym zdumieniem jest dla mnie fakt, żeś ją pochował. Znam naprawdę wielu ludzi, którzy uznaliby to za głupotę... i wyrzucenie pieniędzy w błoto. Ci bez wahania porzuciliby takie ciało w lesie, bądź poddali nurtowi rzeki. Jestem ciekaw doktorze, dlaczego tak postąpiłeś?

SłużbaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz