Rozdział 1

10 3 2
                                    

Obudziłem się późno rano i wtedy zobaczyłem jej piękne plecy pokryte brodawkami i pryszczami, kryte wyglądały jak małe wybuchy atomowe. OCH. Wtem odwróciła się i zobaczyłem jej krwawo czerwone wyłupiaste oczy. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Zacząłem robić przeciągłe i wymowne AH. Przyłożyła mi swój długi żylasty palec jak frytka z Mc'donalda do ust i powiedziała CI... przyjdę później.
Gdy wyszła zacząłem płakać pod kołdrą. Nie wiedziałem co zrobić, ona była taka piękna. Uznałem, że za nią pobiegnę. Ale gdy wyszedłem jej już nie było. Zacząłem biegać po różnych domkach. Dziewczyny dziwne na mnie patrzyły. Gdy podbiegłem do domu Nike zrozumiałem, że jestem w koszuli nocnej, a jej górne guziki były rozpięte do połowy. Moje kłaki z pod pach i z klaty wystawały daleko za koszule. To dlatego tak na mnie patrzyły. Pobiegłem szybko się ubrać, ale moje najbardziej obcisłe skórzane spodnie były w praniu. Musiałem założyć dresy, które miały stan tak niski, że wygląda jem jak bym tam nosił worek ziemniaków. Czuje się zawiedziony. Położyłem się na łóżku. Szczerze nie miałem nawet zamiaru zasypiać, zacząłem bujać w obłokach. Wyobrażałem sobie siebie leżącego na wielkiej łące pokrytej kwiatami i biegnącą w moim kierunku moją ukochaną Gnilde. Jej włochate policzki promieniowały, a jej uśmiech był tak szeroki, że jakby rzucić w jej stronę konia to zmieścił by się w jej pokrytych szlamem ustach. Słońce świeciło tak jasno, że można go porównać z uśmiechem mojej ukochanej. Nagle do mojego dziwnego umysłu zapukał głos z prawdziwego świata. Wstałem z łożyska i usłyszałem przeraźliwie krzyki, były podobne do odgłosów godowych harpi. Szczerze średnio mi się chciało wychodzi na zewnątrz ale po dłuższej chwili zdecydowałem, że pójdę zobaczyć w czym tkwi problem. Gdy wyszedłem na zewnątrz ujrzałem coś tak dziwnego, że nawet w mojej pokrytej łupieżem głowie czegoś takiego nie można było spotkać. Bo w końcu nie co dzień się spotyka małe około dziesięcio centymetrowe roboty pająki niosące na grzbiecie wielką metalową skrzynię z, której wydobywały się wrzaski. Ale dopiero po dłuższej chwili mój najlepszy przyjaciel Luke rozszyfrował krzyki, które wydobywały się że skrzyni. Po przyłożeniu ucha do metalu było słychać moje imię. To coś w kółko powtarzało Percy, Percy, Percy.... Wtem zrozumiałem, że to Gnilda.

Miłostki PercegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz