-Nie będziesz mi mówił co mam robić!
-Jestem twoim ojcem, Dean!!!
-Pieprze to, rozumiesz! Nia mam już dziesięciu lat! Nie będę ślepo szedł za tobą, nie chce!
-Przestań! Wynoś się do swojego pokoju.
-Nie. Nie jestem dzieckiem. Nie wygonisz mnie do pokoju a późnej zapomnisz o sprawie. Nie znów. Masz mnie posłuchać, nie przejme firmy, to nie dla mnie!
-Zrobisz to czy tego chcesz czy nie, Dean. To rodzinny interes i przejmiesz go jak ja po moim ojcu.
-Mam to głęboko w dupie. Nie zmarnuje swojego życia w jakiś pieprzonych fabrykach.
-John...
-Zamilkni, Mary. To nie twoja sprawa.
-Dean...
-Nie wtracaj się, mamo. Mam dość. Nie chcę być jak ojciec, pierdolonym alkoholikiem przez całe życie.
-Dean, co ty mówisz?
-Powiedziałem Mary, ucisz się! A ty Dean... wynoś się. Nie chcę cię więcej widzieć. Jesteś śmieciem, od dziś radź sobie sam!
-I BARDZO DOBRZE!!!
Szurnięcie drzwiami, kroki i trzask zamykanych drzwi.
Brązowłosy trzynastolatek odsunął się gwałtownie od drzwi swojego pokoju. Z niepokojem przysłuchiwał się kłótni ojca i starszego brata. Ostatnie słowa jednak całkowicie go zszokowały.
Usiadł na łóżku, czując, jak łzy napływają mu do oczu. Jak to? Jego starszy braciszek, jego Deannie, chciał go zostawić? Ale on nie mógł! Jak ojciec mógł go wyrzucić?!
Słyszał jak za ścianą jego brat rzuca swoimi rzeczami. Jak chodzi po pokoju i mamrocze coś. Nagle nastąpił brzdęk, a zaraz po nim totalna cisza. Brunet wystraszył się, że starszemu coś się stało. Niepewnie podniósł się i ruszył w kierunku pokoju brata. Zapukał kilka razy.
-Czego?- słychać było, że Dean stara się być groźny, a tak naprawdę jest załamany.
Czternastolatek otworzył drzwi. Zastał swojego brata klęczącego na środku pokoju. Był blady,blond włosy miał roztrzepane na wszystkie strony, co było do niego nie podobne. Dwudziestolatek spojrzał na młodszego swoimi zielonymi, podpuchniętymi oczami, a zacięty wyraz jego twarzy złagodniał.
-Sammy.- uśmiechnął się nawet lekko. Wzrok bruneta padł na trzymaną w dłoniach drugiego ramkę. Zwykłą, drewnianą, z szybką, która obecnie była popękana. Znajdowało się w niej zdjęcie całej ich rodziny. John, Mary i ich dwóch synów.
Dean wrzucił je do walizki, którą następnie zasunął. Sam stał i w milczeniu patrzył, jak jego brat podnosi się z klęczek, następnie siadając na kanapie.
-Chodź.- poklepał miejsce obok siebie. Drugi niemal machinalnie zamknął drzwi i zajął miejsce. - Słyszałeś moją... rozmowę... z tatą, prawda?
I wtedy Sam nie wytrzymał. Spuścił głowę, a słone łzy zaczęły moczyć mi policzki. Blondyn westchnął, widząc reakcję brata.
-Nie chce żebyś odchodził...- wychlipał młodszy. Naprawdę nie chciał płakać, bo brat mu zawsze powtarzał, że płaczą tylko cioty, ale perspektywa stracenia go, stracenia starszego braciszka, jedynego wsparcia, najlepszego przyjaciela i ukochanego opiekuna była tak straszna, że nie mógł zareagować inaczej. Dean objął młodszego ramieniem, a ten wtulił się w niego.
-Przepraszam, Sam.- powiedział blondyn, gdy młodszy nieco się uspokoił.- Przepraszam, ale muszę. Słyszałeś ojca, poza tym... nie dam rady tu dłużej. Wiem, że cię tym ranie. Ale... Sam, nie tu jest moje miejsce. Nie chcę być jak ojciec, nie chce siedzieć w biurze, nie dla mnie to życie. Ja chcę żyć pełnią życia, chce założyć zespół i jeździć po świecie, dawać koncerty.
Brunet chyba zrozumiał. Patrzył na przystojną twarz brata swoimi brązowymi oczami. Pociągnął nosem.
-Gdzie się teraz podziejesz?- zmartwił się.
-Do lipca będę mieszkał u Bobby'ego, a później się zobaczy.- Odsunął się od młodszego.- Czas na mnie.
Wstał. Wziął do jednej dłoni rączkę od walizki, a do drugiej gitarę z całym sprzętem, zgrabnie zapakowaną do etui
-Trzymaj się, Deannie.- trzynastolatek przytulił się jeszcze raz do starszego.- Odezwiesz się czasem, prawda?
-Oczywiście. Ty również pisz kiedy tylko będziesz mnie potrzebował.- Dean pocałował go w czubek głowy. -Kocham cię, braciszku.
-A ja ciebie.
Ta noc była trudna. Sam nie przespał ani minuty, zalewając się łzami. Nienawidził ojca całym sercem. Jak mógł wyrzucić swojego własnego syna z domu? Jak mógł pozbawić go ukochanego braciszka? Jak? JAK?
Brunet kompletnie tego nie rozumiał, a więc płakał, a w łzach wylewał ból i cały swój żal.
CZYTASZ
Sammy
Fanfiction,,Jutro mijał rok od postawienia diagnozy. Rok, który dzielił go od wyroku śmierci. Jak na początku brunet nie mógł się z tym pogodzić, tak teraz, po prostu wiedział, że tak musiało być. Nie dla niego było długie życie. On musiał umrzeć, taki był cz...